Rozdział 6

 

Zbudujmy tutaj świątynię: część II

 

 

"Nie mam najmniejszego zamiaru oddać ziemi temu łotrowi, panu N." – napisał Prabhupad do członka wspomagającego ISKCON-u tuż przed wyjazdem z Ahmedabadu do Bombaju. Prabhupad natychmiast przystąpił do opracowania planu naprawy błędów swoich uczniów. Żadnych pieniędzy jeszcze nie przekazano, może więc nie jest za późno.

Pan N. nie mógł zrozumieć, dlaczego Prabhupad z taką determinacją walczy o zatrzymanie ziemi Juhu. I to nie dlatego, że Prabhupad ukrywał motywy swego działania, ale z tego powodu, że myśli i działanie bhakty może zrozumieć tylko inny bhakta. Pan N. postępował z Prabhupadem tak, jak postąpił z C. Company Najpierw oszukał ich, a teraz miał zamiar oszukać ISKCON. Kierowała nim chęć posiadania i sądził, że motywacja Śrila Prabhupada i jego uczniów jest taka sama. Innych pobudek pan N. nie potrafił zrozumieć.

Prawdę mówiąc, nawet uczniom trudno było zrozumieć tę niezłomną determinację Prabhupada. Głównym motywem jego działania było pragnienie nauczania świadomości Kryszny w Bombaju. Śrila Prabhupad powiedział: "Mój Guru Maharaja polecił mi, abym nauczał świadomości Kryszny na Zachodzie i zrobiłem to, a teraz chcę nauczać w Indiach". Najważniejszym miastem był tu Bombaj. Stanowił on wrota Indii. A w Bombaju Kryszna w jakiś sposób przyprowadził Prabhupada na tę ziemię, na której rozpoczął nauczanie i dokąd sprowadził Bóstwa Radha-Kryszny. Zdaniem Prabhupada ziemia ta nadawała się na dużą, okazałą świątynię oraz międzynarodowy hotel.

Bombaj był ważnym miastem, w którym istniało zapotrzebowanie na pełen przepychu kult świątynny, ogromne festiwale, masową dystrybucję prasadam oraz różnorodne wedyjskie programy kulturalne. Posiadłość w Juhu wydawała się być idealnym miejscem na szkołę, teatr, bibliotekę, domy mieszkalne – słowem, na miasteczko Hare Kryszna. Jak więc Prabhupad mógłby ustąpić temu łobuzowi, który próbował go oszukać? Zawsze będą istniały osoby przeciwne świadomości Kryszny – powiedział – ale to nie znaczy, że bhaktowie powinni się poddawać. Wielbiciel, który naucza, musi być tolerancyjny, ale czasami, gdy wszelkie środki zawiodą, a w grę wchodzi interes Kryszny, musi walczyć.

Inną przyczyną, dla której Prabhupad nie chciał oddać tej ziemi, była obietnica dana Bóstwom Radha-Rasavihari. Kiedy zapraszał tutaj Krysznę, modlił się: "Drogi Panie, proszę, pozostań tu, a wybuduję Ci piękną świątynię".

Tak więc o ile zewnętrzną, oczywistą przyczyną stanowczej postawy Prabhupada była jego praca misyjna, to wewnętrzną pobudką była obietnica dana Ich Wysokościom Śri Śri Radha-Rasavihari. W walce o zatrzymanie ziemi był tak zawzięty, że chwilami odnosiło się wrażenie, że walczy dla samej walki. Czasami porównywał pana N. do opisanego w Śrimad-Bhagavatam demona Kamsy, który wielokrotnie próbował zabić Krysznę. Podobnie jak Kamsa angażował do zgładzenia Kryszny wielu pomniejszych demonów, tak też pan N. zatrudnił wielu demonicznych pomocników, jak np. prawników, przyjaciół i ulicznych chuliganów. Zabijanie demonów w rodzaju Kamsy było dla Kryszny rozrywką, czyli lila – sprawiało Mu to przyjemność. A Prabhupad, jako sługa Kryszny, był całkowicie pochłonięty walką. Był czujny i bojowo nastawiony. Gdy pan N. blefował czy zastraszał bhaktów i zmuszał ich do odwrotu, Prabhupad nie ustępował. Podjęcie walki było u niego naturalnym odruchem: Krysznie i Jego misji rzucono wyzwanie.

Prabhupad występował w charakterze obrońcy i opiekuna Bóstw oraz bombajskiego ISKCON-u. Jak napisał w Nektarze Oddania, wielu zaawansowanych bhaktów ma wieczny związek z Kryszną jako Jego opiekunowie. Kiedy Kryszna był dzieckiem, stoczył wałkę z wężem Kaliyą. Gdy matka i ojciec usłyszeli o tej walce i ujrzeli swe dziecko w splotach węża, ogarnął ich niepokój i w obawie o Jego życie, chcieli przyjść Mu z pomocą. Wieczna matka i wieczny ojciec Kryszny zawsze niepokoją się, że Krysznie może stać się krzywda, a w obliczu niebezpieczeństwa ich naturalny niepokój się potęguje. W ten sposób okazują najgłębszą miłość do Kryszny. Prabhupad chciał chronić Radha-Rasavihari, a także ruch świadomości Kryszny. Wiedział, że to Kryszna jest najlepszym obrońcą i że nikt nie może sprzeciwić się Jego woli, ale powodowany troską o głoszenie chwał Kryszny obawiał się, że ten demon – pan N. – może wyrządzić Krysznie krzywdę.

Prabhupad niepokoił się i troszczył także o swoich uczniów. Z jego punktu widzenia byli oni jak dzieci, które nie znają świata, nie wiedzą, jak postępować z łotrami i łatwo dają się zwieść. Jeśli syn jest naiwny, to ojciec musi być czujny i silny, aby zapewnić rodzinie bezpieczeństwo. Jako opiekun bhaktów oraz misji Kryszny, Prabhupad pragnął stworzyć swym uczniom odpowiednie warunki mieszkaniowe, tak aby mogli służyć Krysznie mając do dyspozycji wygodne, a nawet komfortowe warunki. Taki sam pogląd prezentował mistrz duchowy Prabhupada, Bhaktisiddhanta Sarasvati, kiedy mówił, że osoba, która naucza świadomości Kryszny powinna mieć wszystko, co najlepsze, ponieważ pełni najwyższy rodzaj służby dla Kryszny. Dlatego też Prabhupad zdecydowany był wybudować w Bombaju miasteczko Hare Kryszna. Nie działał jak nagi żebrak, który nie dba o sprawy doczesnego świata. Czuł się odpowiedzialny za tysiące swych uczniów i dlatego wziął na siebie tak wiele trosk.

Pan N. nie zdawał sobie sprawy z motywów, jakie kierowały Śrila Prabhupadem. Nie miał też pojęcia o konsekwencjach przeciwstawiania się Krysznie i czystemu bhakcie Kryszny, chociaż niebezpieczeństwo takiej postawy zostało objaśnione w najsłynniejszych klasycznych dziełach literatury Indii: Bhagavad-gicie, Śrimad-Bhagavatam i Ramayanie. Prabhupad walczył po stronie Kryszny, tak więc pan N. przeciwstawiał się Najwyższej Osobie Boga.

*************

Rozwiązanie umowy sprawiło, że z prawnego punktu widzenia sytuacja ISKCON-u była niezbyt korzystna. Prabhupad wierzył jednak, że jeśli tylko bhaktowie utrzymają ziemię, to ich pozycja nadal będzie mocna. Jednocześnie nakłaniał bhaktów, aby więcej nauczali. Nie powinni uważać, że bez świątyni nie mogą nauczać. Zorganizował więc w centrum Bombaju kolejny ogromny pandal. Każdego wieczoru uczestniczyło w nim dwadzieścia tysięcy osób. Był to wielki sukces.

Mowy wstępne wygłaszali honorowi goście, jak np. pan R. K. Ganatra – burmistrz Bombaju. Bhaktowie brali w festiwalu czynny udział: organizowali reklamę, przygotowywali i rozdawali prasadam, sprzedawali książki Śrila Prabhupada oraz nauczali w kabinach "pytań i odpowiedzi". Dzięki pandalowi bhaktowie otrząsnęli się z nastroju przygnębienia wywołanego przedłużającą się walką prawną i surowym trybem życia w Juhu.

W ostatnim tygodniu stycznia 1973 roku Prabhupad spotkał się z panem N. w rezydencji pana Mahadevii. Chociaż prawnicy Prabhupada wnieśli do sądu pozew przeciwko panu N., Prabhupad chciał rozstrzygnąć spór polubownie. Zawsze był dla pana N. łaskawy i miły, a ten na ogół wydawał się wrażliwy i uprzejmy. Jednak tym razem było inaczej. Nie było uśmiechów i przyjaznych słów. Obaj byli w stosunku do siebie urzędowo chłodni. Po upływie kilku minut Prabhupad poprosił swoich uczniów o opuszczenie pokoju.

Mówiąc w hindi pan N. oskarżał Prabhupada i bhaktów o powiązania z CIA. "W poniedziałek – powiedział – przyjdę z czekiem na dwie lakhy i oddam wam waszą zaliczkę".

"Dobrze" – odpowiedział Prabhupad. "Jeśli nie chcesz rozstać się z ziemią, to ją opuścimy. Ale najpierw się zastanów".

Pan N. dalej wysuwał oskarżenia: "Twierdzicie, że jesteście właścicielami tej ziemi, a tak naprawdę to tylko niepokoicie całą okolicę swoim wstawaniem o czwartej rano i tym wszystkim..:"

"My nie twierdzimy, że jesteśmy właścicielami" – odrzekł Prabhupad. "Faktycznym właścicielem jest Kryszna, a nie ja. On już tam jest, na Swojej ziemi. Dlaczego sprawiasz nam tyle kłopotów? Po prostu weź pieniądze i daj nam ziemię. A jeśli chcesz, żebyśmy ją opuścili, to przygotuj czek". Do tej pory Prabhupad się hamował, ale teraz jego głos przybrał gniewny ton: "Wyjmij czek, a opuścimy ziemię jutro rano. Nie! Opuścimy ją tej nocy! Oddaj nam nasze pieniądze. Masz je?"

Pan N. wykrzyknął: "Własnoręcznie usunę Bóstwa! Rozwalę świątynię i usunę Bóstwa!", po czym wypadł z pokoju jak burza.

W tym samym tygodniu pan N. znalazł się w szpitalu po ciężkim ataku serca. W dwa tygodnie później zmarł.

Pani N., mimo iż nie tak biegła w kwestiach prawnych jak niedawno zmarły mąż, kontynuowała walkę. Jej adwokaci, mając na uwadze honoraria, z jeszcze większym od niej zapałem prowadzili sprawę sądową, tak aby doprowadzić do eksmisji ISKCON-u. Za sprawą ISKCON-u, w kwietniu 1973 roku sprawa trafiła na wokandę Sądu Najwyższego. Jednak w wyniku celowego grania na zwłokę mijał miesiąc za miesiącem bez żadnej decyzji.

Prabhupad nie rozpoczynał w Juhu prac budowlanych, nie miał bowiem ani aktu własności, ani żadnej pewności, że go uzyska. W tym czasie odbył podróż na Zachód, potem wrócił do Indii, a tu wciąż nie wydarzyło się nic, co rozwiązałoby sytuację. Życie bombajskiego ISKCON-u toczyło się spokojnie, ale jego rozwój został wstrzymany. Nie było też pewności jak się to wszystko zakończy.

Aż pewnego dnia, bez ostrzeżenia, pani N. przypuściła gwałtowny atak. Pierwszego czerwca rano, kiedy bhaktowie zajęci byli swoimi codziennymi obowiązkami, na teren posiadłości Juhu zajechała ciężarówka, a w niej ekipa z zamiarem rozebrania świątyni. W jakiś sposób pani N. przekonała urzędnika administracji miejskiej, aby zaaprobował rozbiórkę świątyni – prostej budowli z cegieł i żelbetu. Kiedy Giriraja próbował przedstawić kierującemu grupą urzędnikowi pismo potwierdzające prawa ISKCON-u, ten zignorował go i kazał rozpocząć akcję. Wkrótce przybyło więcej ciężarówek. Posiadłość zaroiła się od prawie setki osób uwijających się przy rozbiórce. Używano do tego palników oraz młotów kowalskich.

Robotnicy weszli po drabinach na górę i młotami zaczęli rozbijać dach nad pokojem świątynnym. W tym samym czasie inni przecinali palnikami wzmocnienia ze stali. Brygada robocza planowała najpierw rozbicie stalowych wzmocnień sali, w której odbywały się kirtany, a następnie systematyczne posuwanie się w kierunku pokoju Bóstw, w którym przebywały Radha-Rasavihari. Bhaktowie usiłowali nie dopuścić do rozbiórki, ale wkrótce pojawili się policjanci, którzy parami chwytali za ręce i nogi i zabierali każdego, kto próbował się sprzeciwić. Na oczach okolicznych mieszkańców policjanci odciągali kobiety za włosy. Niektórzy z sąsiadów z zadowoleniem przyglądali się rozbiórce, inni natomiast sympatyzowali z bhaktami. Niemniej jednak, w obawie przed policją, nikt nie ruszył się, aby im pomóc.

Jedna z bhaktinek, Manasvi, pobiegła do telefonu i zadzwoniła do pana Mahadevii, który wraz ze swym przyjacielem, Vinodą Guptą, natychmiast udał się na miejsce dramatycznych wydarzeń. Trafili na moment, w którym policja wlokła za włosy ostatnią protestującą bhaktinkę. Chcąc uchronić Bóstwa, próbowała ona zamknąć drzwi prowadzące na ołtarz, ale została odciągnięta przez trzech policjantów. Pan Mahadevia pobiegł do domu pana Acaryi, mieszkańca Juhu przyjaźnie nastawionego do bhaktów, i zadzwonił do swego brata Chandry Mahadevii. Chandra Mahadevia, bogaty biznesmen, był zaprzyjaźniony z Bali Thakurą, przywódcą jednej z najbardziej wpływowych partii politycznych w Bombaju.

Chandra Mahadevia przedstawił Bali Thakurze tę krytyczną sytuację: za namową hinduski i z rozkazu hinduskiego urzędnika demolowano hinduską świątynię Pana Visnu. Pan Thakura z kolei poinformował o tym fakcie komisarza urzędu miejskiego. Ten zaprzeczył, jakoby wiedział o jakimkolwiek poleceniu zburzenia świątyni, a następnie zatelefonował do urzędu, który wysłał brygadę mającą przeprowadzić rozbiórkę. Urząd z kolei wysłał swego pracownika z poleceniem zaprzestania akcji. Przybył on około drugiej po południu, gdy robotnicy przecięli już ostatnie filary i rozbierali dach nad Bóstwami. Polecenie zaprzestania rozbiórki przekazano osobie nadzorującej pracę, która wówczas zatrzymała robotników.

Prabhupad przebywał w tym czasie w Kalkucie. Kiedy bhaktowie telefonicznie go o wszystkim powiadomili, kazał im zorganizować miejscowych sympatyków ISKCON-u oraz członków wspomagających i na łamach prasy zaprotestować przeciwko tej napaści. Polecił także ujawnić imiona osób odpowiedzialnych za to, co się stało. Będzie to bardzo skuteczna akcja przeciwko pani N. i jej poplecznikom.

Prabhupad wymienił nazwiska członków wspomagających, którzy jego zdaniem mogli być pomocni. Sada Jiwatlal, przewodniczący towarzystwa Hindu Viswa Parishad, powinien nadać sprawie rozgłos, jako że jego organizacja miała chronić hinduską dharmę i zajmować się takimi sprawami, jak ta. Pan Sethi powinien pomóc w zapobieganiu dalszym atakom. Prabhupad powiedział, że ten epizod jest częścią planu Kryszny; zatem bhaktowie nie powinni się niczego obawiać.

Następnego ranka na pierwszej stronie Free Press Journal ukazało się zdjęcie zdemolowanej świątyni z nagłówkiem: "NIEAUTORYZOWANA ŚWIĽTYNIA ZBURZONA PRZEZ WŁADZE MIEJSKIE".

Bhaktowie natychmiast zaczęli przeciwdziałać szerzeniu się nieprzy chylnych opinii. Sada Jiwatlal zamienił swoje biuro w biuro ISKCON-u i wraz z bhaktami rozpoczął kampanię. Wbrew nieprzyjaznej propagandzie ten akt przemocy zaszokował wielu Hindusów. Zarząd miasta jednomyślnie potępił urzędników odpowiedzialnych za napaść na hinduską świątynię. Bhaktowie od szóstej rano do dziewiątej wieczorem pracowali w biurze Sada Jiwatlala – dzwonili do gazet, pisali listy i okólniki oraz kontaktowali się z potencjalnymi sympatykami.

Vinoda Gupta, członek partii politycznej Jan-Sangh, opowiadającej się za zachowaniem w Indiach kultury hinduskiej, wraz z Kartikeyą Mahadevią i paroma innymi osobami, utworzył komitet pod nazwą "Ratujmy świątynię". Pan Gupta wydał broszurkę, w której oświadczył, że ISKCON jest autentyczną organizacją hinduską. Gdy Giriraja spotkał się z przedstawicielami rządu i zyskał ich poparcie, wielu wpływowych mieszkańców Bombaju uznało autentyczność ruchu Hare Kryszna i zaczęło okazywać sympatię oraz deklarować pomoc.

W ten sposób plan pani N. i jej adwokatów spalił na panewce. Chociaż myśleli, że mają do czynienia jedynie z garstką młodych obcokrajowców, to wkrótce stanęli twarzą w twarz z wieloma najbardziej wpływowymi mieszkańcami Bombaju.

Śrila Prabhupad przewidział, że rezultaty tego wydarzenia będą pomyślne. W kilka dni później napisał:

Zniszczenie świątyni przez władze miejskie wzmocniło naszą pozycję. Urzędująca rada miejska potępiła nierozważny krok gminy miejskiej i zgodziła się odbudować na własny koszt to, co zostało zniszczone. Postanowiono także, że tymczasowa konstrukcja zostanie tam aż do czasu, gdy sąd zdecyduje, kto jest właścicielem ziemi. W tej sytuacji powinniśmy natychmiast odbudować pomieszczenia Bóstw. Aby ochronić teren posiadłości trzeba natychmiast postawić ogrodzenie z drutu kolczastego. W miarę możliwości powinniśmy też natychmiast wznieść przed pomieszczeniem Bóstw tymczasowy namiot-pandal z własnych materiałów. Kiedy to zostanie zrobione, będę mógł przyjechać do Bombaju i rozpocząć Bhagawat Parayana, które można kontynuować aż do chwili uzyskania decyzji sądowej. Takie jest moje życzenie.

Bhaktowie zaczęli zdawać sobie sprawę z tego, że wszystko co zaszło, jest łaską Kryszny. Obecnie wielu członków wspomagających zaczęło pełnić cenną służbę dla Prabhupada i Pana Kryszny. W przeszłości Prabhupad odwiedzał wielu członków wspomagających w ich domach, nauczał ich oraz ich rodziny, przekonywał o swej szczerości oraz wzniosłych celach swego ruchu. Ci przyjaciele i członkowie wspomagający – tacy jak Bhagubai Patel, Beharilal Khandelwala, Brijratan Mohatta, dr C. Bali i inni – działali powodowani nie hinduskim sentymentem, lecz głębokim szacunkiem i uczuciem dla Prabhupada.

Giriraja wraz z Sada Jiwatlalem usiłował przekonać radę miejską, aby wyraziła zgodę na odbudowę świątyni. Tymczasem w trakcie tych starań odkryli, że pani N. tego właśnie dnia (w piątek) wniosła do sądu wniosek o wydanie sądowego zakazu uniemożliwiającego ISKCON-owi odbudowę. Sędzia Nain poinformował Giriraję, że nie chce spełnić prośby pani N. i że rozpatrzy sprawę bhaktów w nadchodzący poniedziałek. To oznaczało, iż na odbudowę świątyni bhaktowie mają jedynie dwa dni – od soboty rano do poniedziałku rano.

Bhaktowie rozumowali w ten sposób: chociaż nie mają zgody na odbudowę świątyni, to z drugiej strony żadne prawo im tego nie zabrania. Gdyby sędzia Nain podjął decyzję nie po ich myśli, wówczas bardzo trudno byłoby na nowo postawić świątynię. Postanowili zatem wykorzystać weekend i zabrać się do pracy. Pan Lal, niegdyś przedsiębiorca budowlany, pomógł w zdobyciu materiałów: cegieł, zaprawy murarskiej, płyt azbestowych. Pan Sethi natomiast przysłał grupę robotników. W piątek o godzinie ósmej wieczorem murarze przystąpili do dzieła. Pomimo deszczu nie przerwali pracy nawet w nocy A w poniedziałek rano, gdy sędzia usłyszał o nowej świątyni, oświadczył: "Co zbudowano, jest zbudowane. Nikt nie ma prawa zburzyć świątyni".

Kiedy Prabhupad o tym usłyszał, uznał te wieści za całkowite zwycięstwo. Świątynia została odbudowana, a opinia publiczna zdecydowanie opowiedziała się za ISKCON-em.

 

Mayapur 1 czerwca 1973 roku

Chociaż budynek w Mayapur nie był jeszcze ukończony, Prabhupad przyjechał i zamierzał w nim zamieszkać. Zajął dwa sąsiadujące ze sobą pokoje na pierwszym piętrze, z których jeden przeznaczył na gabinet, a drugi na sypialnię. Tymczasem w świątyni oraz w innych częściach budynku kontynuowano prace budowlane. W pierwszym dniu jego pobytu przeszła gwałtowna ulewa, z ciężkimi czarnymi chmurami i porywistym wiatrem. Na szczęście była krótka, a szkody jakie wyrządziła, minimalne.

Przybyłem właśnie do Mayapur i mam nadzieję, że dzięki pobytowi w tutejszej transcendentalnej atmosferze odzyskam zdrowie i siły. Każda spędzona tutaj chwila sprawia nam wiele radości.

Wieczorem świątynny pujari Jananivasa przychodził do pokoju Śrila Prabhupada, przynosząc wypełnione rozżarzonymi węglami oraz kadzidłem gliniane naczynie, którym wymachiwał do momentu, w którym cały pokój napełnił się dymem. Celem tego zabiegu było odstraszenie owadów, ale Prabhupad uważał, że jest on także oczyszczający.

Chociaż czasami przeszkadzały mu odgłosy budowy, tutejszą atmosferę uważał za spokojną. Bhaktów było niewielu, zatem Prabhupad koncentrował się na tłumaczeniu albo na rozmowach z gośćmi i bhaktami odpowiedzialnymi za rozwój ośrodka w Mayapur. Swoje życzenia przekazywał na ogół Bhavanandzie Maharajy oraz Jayapatace Maharajy i za ich pośrednictwem wprowadzał swą wolę w życie.

Bhaktowie mieszkali w tym samym budynku i uważali się za osobiste sługi Prabhupada w jego własnym domu. Oczywiście, wszystkie budynki w ISKCON-ie należały do Prabhupada, jednakże w Mayapur fakt ten wydawał się bardziej oczywisty. Na ogół bhaktowie sami zbierali pieniądze na utrzymanie swoich ośrodków, lecz w Mayapur Prabhupad był osobiście odpowiedzialny za zbieranie funduszy na tutejszą świątynię. Z dotacji swych uczniów i dochodu z wkładów terminowych utworzył Mayapur-Vrindavana Trust Fund. Kiedy niewłaściwie rozporządzano pieniędzmi, niepotrzebnie użytkowano energię czy też wyrządzono jakiekolwiek szkody, Prabhupad był bardzo zaniepokojony. Teraz, kiedy był tu obecny osobiście, często przechadzał się wokół i udzielał szczegółowych instrukcji domagając się naprawienia błędów. Budynki o różowawym i czerwonawym odcieniu były jakby olbrzymim, transcendentalnym statkiem, a Śrila Prabhupad – jego kapitanem, który przechadzał się po szerokich werandach i wydawał wszystkim marynarzom dokładne polecenia, aby utrzymywali wszystko we wzorowym porządku.

Prabhupad darzył wielkim uczuciem bhaktów, którzy poświęcili swe życie projektowi w Mayapur i żywił dla nich głęboką wdzięczność. Pewnego wieczoru zawołał do swego pokoju Bhavanandę i zaczął go wypytywać o bhaktów. Nagle rozpłakał się i powiedział: "Wiem, że wam wszystkim, zachodnim dziewczętom i chłopcom, jest trudno. Z takim oddaniem służycie tutaj mej misji. Wiem, że nie dostajecie nawet prasadam. Kiedy myślę o tym, że nie dostajecie nawet mleka i że porzuciliście dostatnie życie, aby przyjechać tutaj i nawet się nie skarżycie, czuję się wam ogromnie zobowiązany".

Bhavananda: Robotnicy kładący marmur mieszkali w domkach chatai, tuż obok placu budowy. Zaraz za budynkiem znajdowała się ręczna pompa, przy której się kąpaliśmy, i z której robotnicy czerpali wodę do zaprawy. W pewnym oddaleniu znajdowały się dwie toalety, jedna dla mężczyzn, druga dla kobiet. Były to po prostu dwa dołki w ziemi, z których każdy otoczony był ścianką z trawy chatai. Kiedy nadchodziły deszcze, musieliśmy grzęznąć w mule, aby dostać się do toalety. Wszędzie roiło się od węży. To było szaleństwo! Był to po prostu plac budowy. Zazwyczaj nikt nie mieszka na terenie budowy, lecz my mieszkaliśmy. Śrila Prabhupad kazał nam się tam przeprowadzić. Było to dla nas dobre. Nie było łazienek, niczego – tylko cementowe podłogi.

Chociaż bhaktowie cierpliwie znosili trudy życia na terenie budowy ośrodka w Mayapur, czasami warunki wydawały im się zbyt uciążliwe. Jednak Śrila Prabhupad nigdy tak nie myślał i podtrzymywał bhaktów na duchu, mówiąc: "Mayapur jest takie cudowne. Można tutaj żyć samym powietrzem i wodą".

Wokół rozciągały się pola ryżowe i aby dostać się do budynku świątynnego od frontu posiadłości (była to odległość ponad dwustu jardów), bhaktowie musieli chodzić po miedzach dzielących jedno pole od drugiego. Kuchnia, wykonana z brezentu i prętów bambusowych, mieściła się przy wejściu na teren posiadłości.

Z powodu częstych przerw w dopływie prądu bhaktowie musieli obywać się bez elektryczności. Nocami używali lamp naftowych i Prabhupad mówił, że codziennie powinni je rozbierać, czyścić knoty i myć klosze. "W przyszłości – powiedział – powinniście założyć plantację rycynusu, rozgniatać jego ziarna i tym sposobem uzyskiwać olej do palenia".

Prabhupad nauczył bhaktów, jak budować chatki o prostej konstrukcji. Chciał także, aby od frontu posiadłości wznieśli mur z bramą. Pod murem powinni pobudować niewielkie pomieszczenia – chatki, jak je nazywał. W tych prostych domkach będą mogli mieszkać bhaktowie. Powinni także zasadzić palmy kokosowe i drzewa bananowe.

Chociaż budynek nie był ukończony, przybywało wielu gości, głównie po to, by porozmawiać ze Śrila Prabhupadem. Prabhupad godzinami wytrwale mówił o świadomości Kryszny tym, którzy przyjeżdżali, by dowiedzieć się czegoś o jego ruchu czy też po prostu porozmawiać o sobie i własnej filozofii. Czasami robił uwagę, że jakaś osoba zabrała mu tylko czas, lecz mimo to nigdy nikomu nie odmówił spotkania. Z Kalkuty przyjechał pewien zamożny Hindus, pan Brijratan Mohatta, z żoną, córką multimilionera R. D. Birla. Śrila Prabhupad odpowiednio przyjął swoich gości, osobiście sprawdził jadłospis oraz krótko pouczył swoich uczniów, jak mają obsługiwać pana Mohattę i jego żonę. Istotnym elementem etykiety vaisnava jest częstowanie prasadam, dlatego też Śrila Prabhupad zawsze podkreślał, żeby bhaktowie podawali gościom prasadam z chwilą ich przybycia.

"Powinniście w każdej chwili móc ofiarować wodę, gorące purisy, bhaji (smażony bakłażan) oraz słodycze" – powiedział Prabhupad. Nawet jeśli goście wydawali się onieśmieleni, Prabhupad nalegał, aby zjedli cały posiłek. Pani Mohatta, mimo iż pochodziła z jednej z najbogatszych rodzin w Indiach, z zadowoleniem przyjęła skromną gościnę, jaką zaoferowali jej Śrila Prabhupad i jego uczniowie. Pokój, w którym zatrzymała się wraz z mężem, nie był ukończony, wszędzie wokół trwały prace budowlane, zaś do spania bhaktowie mogli ofiarować im jedynie materac z poduszką położony wprost na niewypolerowanej, łupkowej podłodze. Oni jednak wydawali się przyjmować wszystko z zadowoleniem i aprobatą.

Bhavananda: W Mayapur Śrila Prabhupad zapoznał nas z wieloma tajnikami kultury indyjskiej. W 1970 roku w Los Angeles poprosił mnie o zszycie razem prześcieradeł, które miały stanowić pokrowiec na wykładzinę w jego pokoju. Następnie klęknął tuż przy mnie, byśmy mogli razem wygładzić rękami fałdy prześcieradła.

To samo kazał nam zrobić w Mayapur. Wyłożyliśmy cały pokój materacami, a pod ścianami ułożyliśmy podłużne wałki. "Teraz połóżcie przykrycie z białych prześcieradeł – powiedział – i zmieniajcie je codziennie". Kiedy bengalscy dżentelmeni odwiedzali Śrila Prabhupada w jego pokoju, siadali na tych materacach w rogach pokoju i opierali się plecami o wałki.

Było to bardzo arystokratyczne. Panująca tam atmosfera wskazywała na to, że był on mahant, panem domu, acaryą. Bengalscy dżentelmeni z wyższych sfer widzieli również, że przywraca on arystokratyczne zwyczaje z pierwszej dekady dwudziestego wieku i z lat dwudziestych. Był to klimat z lat młodości Prabhupada, z czasów jego związku z rodziną Mullików. Atmosfera ta szybko zanikała. W tym czasie niełatwo było trafić na pozostałości dawnej kultury, gdyż wszystkie wielkie rodziny z dawnych czasów zdegradowały się, a ich bogactwo przeminęło.

Tego lata, podczas wizyty w Mayapur, Prabhupad wyjawił dalsze plany rozwoju tamtejszego ośrodka ISKCON-u. Bhaktowie byli już świadomi tego, że jest to projekt zakrojony na dużą skalę i że jego realizacja pochłonie miliony dolarów. Obecnie mieli już jeden budynek, lecz to był zaledwie początek. Wziąwszy pod uwagę całość planu, był on niemal bez znaczenia. Prabhupad mówił o olbrzymiej świątyni z wielką kopułą wyrastającą wysoko ponad transcendentalne miasteczko. Mayapur Chandrodaya Mandir miał mieścić największe w świecie planetarium, przedstawiające wszechświat zgodnie z opisami literatury wedyjskiej.

Aby zrealizować ten projekt, Prabhupad pragnął wyszkolić swych uczniów w różnych dziedzinach, zamierającej obecnie w Bengalu, sztuki wedyjskiej. Bhaktisiddhanta Sarasvati był ogromnie zainteresowany przedstawianiem lila Kryszny i Pana Caitanyi za pomocą dioram, a teraz Śrila Prabhupad pragnął, aby jego uczniowie nauczyli się tej sztuki pod kierunkiem miejscowych artystów.

W czerwcu przybyli Baradraja, Adideva, Murti i Iśana, aby nauczyć się sztuki robienia lalek. Prabhupad pragnął także, aby któryś z jego uczniów nauczył się robić mridangi. Zatem każdego dnia przychodził garncarz, który zaczął uczyć Iśanę, jak lepić i wypalać gliniane korpusy. Bhaktowie przekształcili dawny domek Prabhupada w pracownię, a Prabhupad zaczął zapraszać do Mayapur również innych uczniów.

Będąc transcendentalnym miejscem narodzin Pana Kryszny, Mayapur już jest wspaniałe. A jeśli do jego rozwoju wykorzystamy zachodnie talenty z pewnością stanie się ono miejscem unikalnym w skali całego świata.

Prabhupad stwierdził, że Mayapur będzie spełnieniem pragnień poprzednich acaryów. Miasteczko będzie liczyło pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców i stanie się duchową stolicą świata. Z gigantyczną świątynią w centrum i oddzielnymi dzielnicami dla braminów, ksatriyów, vaiśyów i śudrów, będzie stanowiło wzór dla innych miast. Nadejdzie dzień, w którym wielkie aglomeracje zostaną zniszczone i ludzkość schroni się w miastach utworzonych na wzór Mayapur. Rozwój Mayapur będzie oznaczać początek rozwoju świata świadomego Kryszny. Tym sposobem wpływ Pana Caitanyi Mahaprabhu się rozszerzy, a Jego przepowiednia: "Moje imię będzie intonowane w każdym mieście i w każdej wiosce" przyjmie realny kształt.

Prabhupad powiedział, że w przyszłości Mayapur powinno stać się łatwiej dostępne. Z Navadvipą będzie je łączył most, z Kalkutą będzie połączone drogą wodną, Gangesem, a z innymi częściami świata – drogą powietrzną. W Bengalu miliony ludzi są wyznawcami Pana Caitanyi już od narodzin, toteż uznają oni i przyjmą świadomość Kryszny jako własną kulturę w niezmienionej formie. Jest takie powiedzenie: "Całe Indie naśladują to, co robi Bengal". Jeśli więc, dzięki przykładowi świadomych Kryszny amerykańskich vaisnavów, cały Bengal ulegnie procesowi przekształcenia i oczyszczenia, wówczas całe Indie podążą w jego ślady. A kiedy całe Indie staną się świadome Kryszny, za ich przykładem pójdzie cały świat. Swym uczniom zarządzającym Mayapur powiedział: "Dałem wam królestwo Boga. Teraz przyjmijcie je, rozwińcie i radujcie się nim".

***********

27 czerwca 1973 roku

Z Mayapur Śrila Prabhupad udał się do Kalkuty. Do Tamala Kryszny Goswamiego napisał:

[...] Shyamsundar zasugerował, abym pojechał do Londynu żeby w nowym domu podarowanym nam przez George'a spotkać się i porozmawiać z liczącymi się osobami. [...] Jednakże przed wyjazdem chciałbym ostatecznie uregulować sprawy w Bombaju. Jeśli w Bombaju znajdzie się odpowiednie miejsce, w którym mógłbym się zatrzymać na kilka dni, to przyjadę natychmiast, a stamtąd polecę do Londynu.

Zastanawiając się nad dalszymi podróżami, Prabhupad spędził kilka dni w kalkuckiej świątyni przy Albert Road. Każdy, kto chciał się z nim zobaczyć, mógł zrobić to bez żadnych przeszkód, dlatego też jego pokój często wypełniony był miejscowymi Bengalczykami, a także jego uczniami siedzącymi przed nim na białych prześcieradłach. Natomiast wieczorami udawał się do wybranego domu, by nauczać świadomości Kryszny (nawet jeśli oznaczało to wielomilowy dojazd zatłoczonymi ulicami miasta).

Kalkucką świątynię odwiedzała także Bhavatarini, siostra Śrila Prabhupada (bhaktom znana pod imieniem Pisima), która chciała spotykać się z ukochanym bratem i jak zwykle, gotować dla niego. Jednakże pewnego dnia, w kilka godzin po zjedzeniu jej kachauri, Prabhupad zaczął odczuwać ostry ból żołądka. Zamknął drzwi i położył się do łóżka. Wszyscy uczniowie byli bardzo zatroskani. Kiedy Śrutakirti, sługa Prabhupada, wszedł do pokoju, zastał go przewracającego się z boku na bok.

"Coś nie w porządku, Śrila Prabhupad?"

"Mój żołądek" – odparł Prabhupad. "To kokosowe kachauri było nie dogotowane".

Ataki trwały przez całą noc i kilku bhaktów bezustannie masowało ciało Prabhupada, a szczególnie żołądek. Z każdym oddechem Prabhupad wydawał bolesne jęki. Pisima stała tuż przy nim i uczniowie z lękiem myśleli, że może zechce ugotować dla niego coś innego, nie bacząc na chorobę.

Prabhupad poprosił, aby zdjęto z ołtarza obraz Pana Nrsimhy i położono obok jego łóżka. Niektórzy bhaktowie obawiali się, że Prabhupad jest bliski opuszczenia ciała. Następnego ranka, kiedy choroba nie ustawała, bhaktowie wezwali miejscowego kaviraję (lekarza Ayurwedyjskiego).

Przybył starszy wiekiem kaviraja i stwierdził, iż Prabhupad cierpi na ostre zatrucie krwi. Zostawił lekarstwo, lecz okazało się ono nieskuteczne. Później Prabhupad przywołał do siebie Bhavanandę i poprosił o smażone purisy z odrobiną patala (rodzaj indyjskich warzyw podobny do małych dyni) i solą. Bhavananda zaprotestował; takie smażone jedzenie tylko mu zaszkodzi. Prabhupad odrzekł, że takie właśnie lekarstwo dawała mu w dzieciństwie matka, kiedy miał biegunkę. Następnie zawołał swą siostrę i w bengali powiedział, aby przygotowała mu purisy i patala. Prabhupad zjadł to i po kilku godzinach ponownie wezwał Bhavanandę; czuł się lepiej. "Moja matka miała rację" – stwierdził.

Śyamasundara przysłał telegram zachwalający możliwości nauczania, jakie oczekują Prabhupada w Londynie, gdzie prosto z lotniska zostanie przewieziony helikopterem na miejsce głównych wydarzeń – największego z organizowanych do tej pory festiwali Ratha-yatra. Pochód przejdzie Picadilly Lane i osiągnie punkt kulminacyjny pod dużym pawilonem przy Trafalgar Square.

"Kuj żelazo póki gorące" – powiedział Prabhupad. "Wydaje mi się, że jest to angielskie powiedzenie. Jeśli tak zrobisz, to będziesz mógł nadać mu odpowiedni kształt. Ludzie na Zachodzie mają już dosyć tego wszystkiego, więc chcemy dać im duchowe oświecenie".

Te pełne mocy wypowiedzi Prabhupada natychmiast przekonały jego uczniów. "Na Zachodzie – kontynuował – istnieją dwie błędne teorie. Jedna, że życie pochodzi z materii, a druga, że po śmierci nie ma życia – możesz więc używać tylko tego życia. Mówią, że wszystko jest materią. Tak więc w miarę, jak ruch świadomości Kryszny będzie się rozrastał, komunizm zostanie ukrócony. Ludzie mówią, że usiłują osiągnąć jedność, lecz nie mają mózgu, by zrozumieć, że to właśnie doprowadzi do jedności. Utworzyli ogromną, skomplikowaną Ligę Narodów i teraz Narody Zjednoczone, lecz nie odnieśli sukcesu. Ale ta prosta metoda Ratha-yatry rozpowszechnia się na całym świecie. Jagannatha znaczy "Pan wszechświata", więc za pośrednictwem naszego ISKCON-u Pan Jagannatha jest teraz międzynarodowym Bogiem. Dlatego pragnę udać się na Zachód i dać im to wszystko".

Chociaż wydawało się, że Prabhupad jest fizycznie niezdolny do natychmiastowej podróży do Londynu i podjęcia oczekującej go działalności misyjnej, jego uczniowie ulegli mu, uznawszy jego wyprawę za jeszcze jeden cud Kryszny.

************

Londyn 7 lipca 1973 roku

Paravidha: Był to dzień Ratha-yatry. Widziałem, jak Prabhupad wchodził do świątyni; nie wyglądał na zbyt silnego. Byłem naprawdę zdumiony, lecz rozumiałem, że jego siła była natury duchowej.

Dhruvanatha: Czekaliśmy, aby powitać Prabhupada na miejscu parady przy Marble Arch, gdzie rozpoczynał się pochód. Vyasasana był ładnie przystrojony i wszyscy spodziewali się, że Prabhupad po prostu na nim usiądzie i pojedzie ulicami, tak jak to robił podczas innych Ratha-yatr. Jednakże ku naszemu wielkiemu zdumieniu i radości, kiedy Prabhupad przybył, odmówił zajęcia miejsca na vyasasanie. Dał znak, że będzie tańczył i prowadził pochód.

Yogeśvara: Przynieśli schody, aby Prabhupad mógł wejść po nich na wóz i usiąść na vyasasanie, lecz on machnięciem ręki dał do zrozumienia, że mają je zabrać, i po prostu ruszył do przodu wraz z wozami. Przez cały czas tańczył i szedł na czele procesji.

 

Dhiraśanta: Jechałem na wozie, ponieważ skręciłem sobie kostkę i nie mogłem chodzić. Widziałem więc Prabhupada bardzo wyraźnie. Revatinandana Maharaja jechał na wozie i śpiewał do mikrofonu, lecz po około piętnastu minutach Prabhupad powiedział bhaktom, aby przekazali Revatinandanie Maharajy i innym, że mają zejść z wozu i razem z nim prowadzić kirtan na ulicy.

Revatinandana: Kiedy Prabhupad zobaczył vyasasan na wozie, powiedział: "Nie, jestem po prostu bhaktą. Pójdę z procesją". To był wielki, wspaniały kirtan. Zmieniałem się z Hamsadutą i Śyamasundarą w prowadzeniu tego fantastycznego kirtanu, a Prabhupad ze swymi karatalami przez cały czas był w samym środku. Tańczył poruszając się w przód i tył, skakał w górę i znowu tańczył.

Rohini-nandana: Wóz posuwał się do przodu dosyć powoli. Prabhupad szedł około dwudziestu-trzydziestu jardów przed nim i prowadził procesję. Przez mikrofony umieszczone na wozie ratha dochodziły dźwięki kirtana. Prabhupad zawołał wszystkich na dół i zebrał ich wokół siebie, by wspólnie śpiewali Hare Kryszna. Od czasu do czasu odwracał się i majestatycznie podnosił obie ręce, wołając: "Jaya Jagannatha!" Czasami wysuwaliśmy się trochę za bardzo do przodu, więc odwracał się i czekał, aż wóz nadjedzie. Czasami tańczył, a czasami przystawał i unosił obie ręce w górę.

Śaradiya dasi: Prabhupad tańczył, a po zrobieniu kilku kroków odwracał się i z uniesionymi rękoma patrzył na Bóstwa. Potem znów przez chwilę tańczył, medytując o Bóstwach, ponownie odwracał się i szedł dalej. W taki sposób przetańczył całą trasę. Aby chronić go przed tłumem, bhaktowie chwycili się za ręce i utworzyli wokół niego krąg. Było to cudowne, transcendentalne wydarzenie. Prabhupad patrzył w górę na Bóstwa, a za nim szli wszyscy bhaktowie.

Sudurjaya: Prabhupad nas zadziwił. Nie wiedzieliśmy, czy był chory czy nie, czy był słaby, czy może miał zawroty głowy. Chwilami wydawał się bardzo chory, a chwilami wyglądał jak osiemnastoletni chłopiec. Zaskoczył nas. W ręku miał laskę, ale gdy tańczył, unosił ją do góry. Po pewnym czasie Śyamasundara podszedł do mnie i powiedział: "Słuchaj, Prabhupad tego nie wytrzyma, jest bardzo chory. Jedź za nami samochodem. Bądź w pobliżu, tak abyśmy mogli natychmiast wsadzić go do samochodu". Gdy Prabhupad szedł Park Lane, czasami bhaktowie ciągnący wóz nie byli w stanie za nim nadążyć. Wówczas odwracał się, unosił ręce i wołał: "Haribol!" Zrobił to kilkanaście razy. Szedł tak szybko, że musiał na nich czekać. Bhaktowie tańczyli, pogoda była piękna, a tłum wspaniały.

Dhruvanatha: Na widok Prabhupada przechodnie stawali jak zaczarowani. Mężczyzna w tym wieku tańczący i skaczący w górę jak młodzieniec był zdumiewającym zjawiskiem! Mniej więcej co pięć minut Prabhupad odwracał się i patrzył na Jagannatha. Bhaktowie pilnowali, aby miał doskonały widok na Jagannatha, Balaramę i Subhadrę i aby nikt mu Ich nie zasłaniał. Lecz po jakimś czasie policja dała nam do zrozumienia, że nie możemy robić takich przystanków. Musimy utrzymywać tempo pochodu, gdyż inaczej na ulicy zrobi się korek. Bhaktowie krzyczeli, śpiewali, tańczyli. Było wiele zamieszania.

Śrutakirti: Kiedy Prabhupad tańczył, gliniarze wciąż do nas podchodzili i szukali kogoś odpowiedzialnego. W końcu podeszli do mnie i powiedzieli: "Będziesz musiał powiedzieć swojemu liderowi, żeby usiadł, gdyż wywołuje zbyt wiele zamieszania. Wszyscy zaczynają szaleć, nie jesteśmy w stanie dłużej kontrolować tłumu". Powiedziałem więc: "Dobrze". Ale Prabhupadwi o niczym nie wspomniałem.

Podeszli zatem jeszcze raz i powtórzyli: "Musisz powiedzieć mu, żeby usiadł". Odparłem na to: "W porządku" i lekko dotknąłem ramienia Śrila Prabhupada. Cały czas był w ekstazie; tańczył przed wozem i zachęcał wszystkich, by także tańczyli. Ruchami rąk zachęcał bhaktów do bezustannego tańca. Był siłą napędową festiwalu. Powiedziałem do niego: "Prabhupad, policjanci chcą, żebyś usiadł na wozie. Mówią, że wywołujesz zamieszanie w pochodzie". Prabhupad spojrzał na mnie, odwrócił się i dalej robił swoje. Zupełnie to zignorował i tańczył dalej. Nie mogli na to nic poradzić. Prabhupad nie zamierzał przestać, a policja nie mogła mu nic powiedzieć.

Paravidha: Podczas całego pochodu rozprowadzałem Back to Godhead Byłem wykończony i z trudem nadążałem za grupą. A Prabhupad był tam i tańczył jak młody chłopiec. Byłem zdumiony, kiedy widziałem jego duchową energię.

Dhruvanatha: Kiedy doszliśmy do Picadilly Circus, Prabhupad nagle zatrzymał całą procesję. Oczywiście Picadilly Circus także był pełen ludzi. Prabhupad zatrzymał procesję na jakieś trzy minuty i po prostu tańczył i tańczył, a bhaktowie wokół niego.

Rohini-nandana: Kiedy doszliśmy do Picadilly Circus, Prabhupad zaczął tańczyć na całego. Skakał bardzo wysoko. Scena ta przypominała opisy z Caitanya-caritamrty, kiedy Pan Caitanya prowadzi procesję Ratha-yatry. Zatrzymali więc wóz i Prabhupad musiał na niego czekać.

Yogeśvara: Kiedy dotarliśmy w końcu na Trafalgar Square, Prabhupad zobaczył duży namiot i inne rzeczy przygotowane przez bhaktów i znowu uniósł ręce. Przez całą trasę szedł tańcząc, a musiało to trwać co najmniej godzinę – począwszy od Hyde Parku do Trafalgar Square.

Rohini-nandana: Kiedy dotarliśmy na Trafalgar Square, Prabhupad natychmiast usiadł na małym vyasasanie u stóp kolumny Nelsona i zrobił wykład na temat świętego imienia Kryszny. Było to zaraz po jego maratonie śpiewania i tańczenia.

Następnego dnia w gazetach pojawiły się sprawozdania i reportaże z przebiegu festiwalu. Wszystkie bardzo życzliwe. Prabhupad napisał o tym do swego ucznia w Los Angeles.

Zapewne ucieszy Cię wiadomość, że Ratha-yatra w Londynie była wielkim sukcesem. The Daily Guardian zamieścił na pierwszej stronie zdjęcie naszego wozu i oświadczył, że rywalizowaliśmy z pomnikiem Pana Nelsona na Trafalgar Square. Czuję się dobrze. Codziennie chodzę na spacery i robię poranne wykłady.

W innym liście Prabhupad napisał:

Nasz festiwal spotkał się tutaj z bardzo dobrym przyjęciem, co tak mnie zachęciło, że byłem w stanie iść pieszo i tańczyć przez całą drogę od Hyde Parku do Trafalgar Square.

Bhaktowie zaprosili na spotkanie ze Śrila Prabhupadem wielu wybitnych Brytyjczyków, którzy chętnie przyjęli tę propozycję. Swoje przybycie obiecali ekonomista Ernst Schumacher, a także filozof Sir Alfred J. Ayer. Kiedy Śyamasundara poinformował Prabhupada, że pan Ayer jest osobą powszechnie znaną, Prabhupad zapytał: "Jaka jest jego filozofia?"

"No cóż – odparł Śyamasundara – nie wierzy w istnienie Boga". "Udowodnię mu, że Bóg istnieje" – odrzekł Prabhupad. "Zapytam go, co rozumie przez Ťistnienie Bogať. Poproszę go o sporządzenie listy dowodów na nieistnienie Boga". Prabhupad lubił spotykać się z filozofami, zapędzać ich w kozi róg i pokonywać.

Historyk Arnold Toynbee był człowiekiem starym i kalekim, dlatego też Prabhupad zgodził się na złożenie mu wizyty w jego rezydencji. Doktor Toynbee, zainteresowany kwestią życia po śmierci, zapytał o karmę. Mówił, że większość ludzi obawia się śmierci. Prabhupad przyznał mu rację i dodał, że zgodnie z horoskopem postawionym przez pewnego astrologa, jeden z niedawnych przywódców indyjskich narodził się ponownie jako pies. "Tak więc boją się, że upadną" – powiedział. Na pytanie, czy karmę można zmienić, Prabhupad odparł, że tak, lecz jedynie dzięki bhakti, oddaniu dla Boga.

George Harrison zwracał się do Prabhupada w duchu pokory, podobnie jak jego uczniowie. Prabhupad i George zjedli razem prasadam, specjalny obiad, w którego skład wchodziły: samosy, halava, warzywa, śmietana i purisy. Gdy delektowali się posiłkiem, Prabhupad napomknął o tym, że niektórzy pandowie (zawodowi przewodnicy po świętych miejscach) we Vrindavanie za dużo jedzą. Zdarzyło się, że jeden z nich zjadł tak dużo, że prawie umierał, ale powiedział do swego syna: "Przynajmniej umieram z przejedzenia, a nie z głodu. Śmierć głodowa jest rzeczą haniebną". W trakcie rozmowy z Georgem, Prabhupad uśmiechnął się i podziękował za podarowanie bhaktom Manor. "Widziałeś mój pokój?" – zapytał. "Prawdę mówiąc jest to twój dom, ale pokój jest mój".

"Nie – zaprotestował George, woląc zachować postawę pokornego ucznia – to jest dom Kryszny i twój pokój".

George zwierzył się, że z powodu przyjęcia świadomości Kryszny traci przyjaciół. Prabhupad powiedział, by się tym nie martwił. Przeczytał mu fragment z Gity, w którym Kryszna objaśnia, że można Go poznać jedynie dzięki służbie oddania.

"W przyszłości – stwierdził George – ISKCON tak się rozrośnie, że będzie potrzebny jakiś zarząd".

Prabhupad: "Podzieliłem świat na dwanaście stref z dwunastoma reprezentantami. Dopóki będą przestrzegać duchowych zasad, dopóty Kryszna będzie im pomagał".

Przed odejściem George zapewnił Prabhupada, że pomoże mu zwiększyć liczbę świątyń. Później Prabhupad skomentował to w ten sposób: "George rozwija wewnętrzną wiarę dzięki Krysznie".

Za pośrednictwem George'a Harrisona, sławnego przywódcę ruchu świadomości Kryszny odwiedził inny znany piosenkarz i muzyk, Donovan. W towarzystwie swego przyjaciela muzyka oraz dwóch przyjaciółek w mini spódniczkach, usiadł przed Prabhupadem w niezręcznym milczeniu. Prabhupad rzekł: "W Vedach jest werset, który mówi, że muzyka jest najwyższą formą wykształcenia", po czym zaczął objaśniać, w jaki sposób muzycy mogą służyć Krysznie. "Powinieneś pójść za przykładem swego przyjaciela George'a" – powiedział. "Podsuniemy ci temat, a ty pisz piosenki. Wszystko, nawet pieniądze, można wykorzystać w służbie dla Kryszny".

"Ale pieniądze są materialne" – wtrąciła dziewczyna Donovana. "A co ty wiesz o tym, co jest materialne, a co duchowe?" – odparł Prabhupad. Następnie zwrócił się do Donovana: "Rozumiesz?" Donovan z pokorą odparł, że chociaż nie jest zbyt bystry, to stara się zrozumieć. Wówczas jego przyjaciółka nachyliła się ku niemu i szepnęła mu coś do ucha, na co Donovan podniósł się i powiedział: "Tak, musimy już iść". Prabhupad namawiał, aby przynajmniej zjedli trochę prasadam.

Gdy tylko goście wyszli, Prabhupad i jego uczniowie zaczęli się śmiać. Prabhupad powiedział: "Ona myślała, że..:" – i gestem zachęcił swych uczniów, aby dokończyli zdanie.

"Tak – powiedział Yogeśvara – myślała, że jeśli Kryszna go dostanie, to ona go straci"

Prabhupadwi tak bardzo spodobało się nauczanie wpływowych gości, że chciał to robić wszędzie, dokądkolwiek się uda. W liście do jednego ze swych uczniów napisał: "Zwyczaj zapraszania wpływowych osobistości na rozmowę ze mną o naszym ruchu świadomości Kryszny powinno wprowadzić się wszędzie, gdziekolwiek się udam".

Minął już miesiąc, odkąd przybył do Manor, a do Janmastami i instalacji Bóstw pozostało jeszcze kilka tygodni. Kiedy zatem Bhagavan zaprosił go, aby odwiedził Paryż i zainstalował tam Bóstwa Radha-Kryszny, wyraził zgodę.

************

Paryż 9 sierpnia 1973 roku

Bhaktowie zorganizowali dla Prabhupada oficjalne przyjęcie w Ratuszu Miejskim. W obecności mera Paryża i grona towarzyszących mu osób Prabhupad oznajmił, że przywódcy, którzy nie uczą swych obywateli prawdziwej świadomości Boga, nie są odpowiedzialnymi przywódcami. Następnego dnia, w prasie ukazało się sprawozdanie, którego autor oznajmił, że Swami poddał krytyce nawet Napoleona Bonaparte.

Bhagavan: Przeprowadziliśmy się właśnie do naszej nowej paryskiej świątyni przy Rue Le Sueur 4 i otrzymaliśmy Bóstwa Radha-Kryszny wysokości 48 cali. Prabhupad kazał Pradyumnie intonować mantry i polewać Bóstwa różnymi substancjami, podczas gdy sam przyglądał się temu ze swego vyasasanu, i dawał wskazówki. Ja pomagałem Pradyumnie. W pewnej chwili odwróciłem się i ujrzałem, że Śrila Prabhupad stoi tuż przy mnie, bierze te substancje własną ręką i smaruje nimi lotosową twarz Śrimati Radharani. Po zainstalowaniu Bóstw na ołtarzu, Śrila Prabhupad ofiarował arati, a ja pomagałem mu podając parafernalia.

Po instalacji udaliśmy się do pokoju Śrila Prabhupada i z wielką niecierpliwością zaczęliśmy prosić go o nadanie Bóstwom imienia. Usiadłszy w fotelu Prabhupad powiedział, że Bóstwa będą się nazywały Radha-Paris-iśvara. Następnie oznajmił, że Hindusi w poszukiwaniu wiedzy udają się do Anglii, zaś przyjemności zmysłowych szukają w Paryżu. Zaczął się śmiać i rzekł, że Kryszna przybył do Paryża, aby znaleźć jakieś gopi, jakieś francuskie dziewczęta, bowiem paryżanki mają najpiękniejsze twarze. "Radharani jest tak piękna – powiedział Prabhupad – jak paryżanka. Tak więc Kryszna przybył tutaj, aby odnaleźć tę najpiękniejszą ze wszystkich gopi. Zatem jest On Paris-iśvarą".

*************

Po przybyciu do Londynu Śrila Prabhupad otrzymał z Bombaju nagły telefon od Girirajy. Giriraja chciał, aby Prabhupad przyjechał i osobiście uregulował z panią N. sprawy związane z nabyciem ziemi Juhu. Skontaktował się z nowym prawnikiem, panem Bakhilem, który uważał, że aby zawrzeć umowę, potrzebna jest obecność Prabhupada. Inny prawnik ISKCON-u, pan Chandawal, także radził, aby Śrila Prabhupad natychmiast przybył do Bombaju. Stąd też telefon od Girirajy, który błagał go o przybycie i załatwienie tej sprawy raz na zawsze. Prabhupad wyraził zgodę. Do Janmastami pozostanie w Londynie, po czym wróci do Bombaju.

Bombaj 15 września 1973 roku

W dzień po przyjeździe Śrila Prabhupad spotkał się z radcami prawnymi pani N. i wysłuchał ich ofert. Sytuacja zaczęła wyglądać korzystniej, jednak nie było jeszcze ostatecznych decyzji. Reakcja opinii publicznej na próbę zdemolowania świątyni odmieniła panią N., która powiedziała swemu prawnikowi, że jeśli Prabhupad zapłaci gotówką całą pozostałą sumę dwunastu lakh rupii, ona wyrazi zgodę. Prabhupad przystał na to, lecz nie chciał rozpocząć zbierania pieniędzy, póki nie będzie pewien, że pani N. mówi poważnie.

Pan Asnani, prawnik i członek wspomagający ISKCON-u, regularnie spotykał się z panią N. i namawiał ją do współpracy z Prabhupadem. Jej prawnicy zgadzali się z nim. Jednak Prabhupad przebywał w Bombaju już od kilku tygodni, a nadal nie doszło do jego spotkania z panią N. Raz pan Asnani pojechał, by przywieźć ją na spotkanie z Prabhupadem, lecz tego akurat dnia nie czuła się dobrze. I tak pan Asnani codziennie mówił do Prabhupada: "Pani N. przyjedzie jutro". Prabhupad był rozczarowany że sprawa się przeciąga. Widząc to, jego sekretarze powiedzieli panu Asnani, że jakkolwiek wiedzą, iż ma dobre chęci, to zamierzają przekazać sprawę innym prawnikom. Pan Asnani poprosił o następne czterdzieści osiem godzin na zakończenie sprawy i sporządzenie aktu przeniesienia tytułu własności.

Kiedy pan Asnani złożył wizytę pani N., przebywała ona akurat w swym drugim domu, gdzie dochodziła do zdrowia po niedawno przebytej chorobie. "Mataji – zwrócił się do niej błagalnie – mój Guru Maharaja jutro wyjeżdża. Jeśli nie przyjedziesz dzisiaj wieczorem, to sprawa z ziemią będzie się ciągnęła przez następny rok". Pani N. zgodziła się pojechać i około dziewiątej wieczorem razem z panem Asnani przybyła do domu pana Bogilala Patela, gdzie Śrila Prabhupad prowadził program z kimanem i rozmową na temat Bhagavata. Prabhupad znajdował się na dachu i właśnie miał rozpocząć wykład, ale gdy usłyszał, że przyjechała pani N., przerwał spotkanie i zszedł do swego pokoju, aby z nią porozmawiać. Po krótkiem rozmowie Prabhupad przeprosił ją i wrócił na dach, by poprowadzić wykład.

Około północy wrócił do swego pokoju w towarzystwie sługi i sekretarza. Pani N. wciąż czekała. Wybuchnęła płaczem i skłoniła się do stóp Prabhupada "Przepraszam za wszystko, co zrobiłam" – powiedziała szlochając. "Proszę, wybacz mi". Obiecała zrobić wszystko, czego Prabhupad zapragnie.

Prabhupad spojrzał na nią ze współczuciem i zrozumiał, co się dzieje w jej sercu. "Jesteś jak moja córka" – powiedział. "Nie martw się. Zaopiekuję się tobą. Dopilnuję, abyś do końca życia miała wszystko, czego potrzebujesz". Następnie dodał, że nadal zgadza się na wszystkie zaproponowane przez nią warunki: mianowicie, że zapłaci pozostałe dwanaście lakh plus pięćdziesiąt tysięcy rupii rekompensaty z tytułu zwłoki.

Pierwszego listopada o godzinie osiemnastej trzydzieści Śrila Prabhupad usiadł przy swoim niskim biurku między dwoma oknami i oparł się plecami o ścianę. Obecni byli także: pani N. oraz jej prawnicy, notariusz, pan Asnani, państwo Sethi, a także około ośmiu bhaktów. Był taki tłok, że w przepełnionym pokoju zaczynało się robić gorąco i duszno. Gdy notariusz przygotowywał papiery do podpisania, pani N. siedziała po prawej stronie Prabhupada, który zachowywał się z powagą. W pokoju panowała cisza. Słychać było tylko szelest papierów i skrzypienie pióra. Przygotowanie i podpisanie dokumentów przekazania tytułu własności zajęło ponad dwadzieścia minut. Prabhupad zapłacił pani N., która następnie złożyła na dokumentach swój podpis. Ziemia stała się prawnie własnością ISKCON-u.

 

Giriraja: W czasie składania podpisów w pokoju było cicho, jak makiem zasiał, i wszyscy mieli uczucie, że są świadkami epokowego wydarzenia – tak jakby dwa mocarstwa podpisywały porozumienie. Gdy pani N. podpisała dokumenty, wszyscy w milczeniu przyglądali się, jak przekazywano papiery. Pani N. rozpłakała się. Tamala Kryszna Goswami zapytał ją, dlaczego płacze, a ona odrzekła, że właśnie tego dnia przyszedł do niej pan Matar i powiedział, że znalazł na jej ziemię kupca, który chciał zapłacić o wiele więcej niż my. Obserwując panią N. myśleliśmy, że musi pamiętać wszystko co zaszło: błędy, które popełniła, śmierć męża. Atmosfera była pełna napięcia, niczym w chwili podpisywania kapitulacji po wielu miesiącach ciężkich zmagań. Dla Prabhupada, bhaktów oraz ludzi życzliwych Prabhupadwi była to chwila spełnienia pragnień i marzeń oraz uwieńczenia wieloletnich wysiłków.

Śrila Prabhupad poprosił bhaktów o podanie informacji do prasy, po czym zaprosił wszystkich do holu na ucztę. Rozwinięto maty, po czym bhaktowie przynieśli talerze z liści i umieścili po jednym przed każdą osobą. Następnie zaczęli nakładać prasadam usadowionym w dwóch rzędach gościom.

Prabhupad stał i przyglądał się. "A więc zaczynajmy" – powiedział, nadzorując nakładanie. Bhaktowie przygotowali kilkanaście potraw: ryż, dal, wiele rodzajów pakory (z ziemniaków, kalafiora i bakłażanów), sabji z ziemniaków, papads, burfi, mokre sabji z kalafiorów, laddu, camcam (słodycze z mleka), makaron z khirem, halavę oraz napój cytrynowy. Był to podniosły i szczęśliwy moment.

Pani Warrier (mieszkanka Hare Kryszna Land): Gdy bhaktowie skończyli śpiewać, wszyscy wołali "Jaya!" i byli bardzo szczęśliwi. Potem Prabhupad zrobił wykład na temat projektu bombajskiego. Powiedział, że wszystko będzie tutaj z marmuru. Niektórzy powątpiewali, czy uda się wybudować wszystko z marmuru, ale Prabhupad wyjaśnił, że jest to możliwe i będzie zrobione. Przedstawił swoją wizję projektu. Sposób, w jaki go opisywał, porwał wszystkich. Miał to być jakby jeden z siedmiu cudów świata, przyciągający ludzi ze wszystkich stron. Ludzie po prostu będą chcieli przyjechać, aby go obejrzeć. Będzie to punki orientacyjny Bombaju. Prabhupad opisywał całość projektu, tak jakby go widział oczyma swojej wyobraźni, i powiedział, że po zbudowaniu przewyższy on nasze wyobrażenia. Będzie to coś fantastycznego!

Uczta trwała do późna. Po jej zakończeniu, gdy wszyscy się rozeszli, Prabhupad wrócił do pokoju. Usiadł przy biurku i przechyliwszy się do tyłu, wykrzyknął: "To była dobra walka! "

*************

Vrindavana Marzec 1974

Śrila Prabhupad rozmyślał o budowie świątyni Kryszna-Balarama. W kwietniu 1972 roku poprosił swego ucznia Hansa Kielmana (obecnie Surabhiego), który sporządził plany ośrodka w Bombaju, aby naszkicował rysunki wzorując się na indyjskiej architekturze renesansowej. Prabhupadwi podobała się świątynia Govindaji położona w pobliżu oryginalnej świątyni Govindaji wzniesionej przez Rupę Goswamiego. Podobał mu się jej otwarty dziedziniec otoczony wieloma łukami i frontowe schody wiodące wprost do miejsca darśanu Bóstw. Zaproponował więc, aby niektóre z rozwiązań architektonicznych tej świątyni wykorzystano przy budowie świątyni ISKCON-u. Surabhi, przy pomocy architekta z Vrindavany, sporządził plany i Prabhupad je zaaprobował.

Będzie to najwspanialsza świątynia we Vrindavanie. Wielu wysokiej klasy dżentelmenów z Delhi, którzy są także bhaktami, chętnie skorzysta z możliwości zamieszkania z nami podczas weekendów i będzie to dla nich niczym Vaikuntha. Musicie wznieść coś wspaniałego, w przeciwnym razie wy, amerykańscy chłopcy zupełnie się skompromitujecie. To wyrówna rachunki między Ameryką a Indiami. Projekt we Vrindavanie jest jednym z ważniejszych projektów naszego ISKCON-u.

Chociaż Guru dasa skrupulatnie utrzymywał z Prabhupadem kontakt listowny, to zaniedbał kilka ważnych spraw we Vrindavanie, takich jak wykopanie studni czy uzyskanie zgody władz miejskich, o które to rzeczy Prabhupad prosił wielokrotnie. Latem 1972 roku Prabhupad napisał:

Od początku mówiłem, że po prostu chcę, aby we Vrindavanie wybudowano świątynię na podobieństwo świątyni Govindaji. Było tak wiele listów, jednak nic nie zostało zrobione. Ale mniejsza o to, teraz podoba mi się plan Surabhiego.

Zdaniem Prabhupada zbudowanie świątyni we Vrindavanie nie powinno nastręczyć zbyt wielu trudności, toteż niecierpliwił się z powodu opóźnień. W trosce o to, aby bhaktowie i architekci nie zawyżyli kosztów budynku, powiedział, że powinni wykonywać plany, które zaaprobował, nawet jeśli budynek miałby być nieco tańszy niż przewidywał to pierwotny plan. Chciał, żeby praca odbywała się pod nadzorem kompetentnego ucznia, tak aby ISKCON nie został oszukany.

Już w kwietniu 1972 roku Prabhupad poprosił, żeby Bóstwami we Vrindavanie byli Kryszna i Balarama. Powiedział, że Kryszna może być czarny, a Balarama biały, i że podoba mu się poza, w której są przedstawieni na tylnej okładce Back to Godhead. Poprosił, aby od frontu powiesić napis: "Shri Krishna Balaram Mandir".

W większości świątyń we Vrindavanie znajdowały się Bóstwa Radha-Kryszny i to było jednym z powodów, dla którego Prabhupad wybrał na główne Bóstwa Krysznę i Balaramę. W ten sposób świątynia ISKCON-u będzie tu unikatem. Innym powodem było to, że ziemia ISKCON-u usytuowana była na terenie Ramana-reti, pokrytym drobnym piaskiem i porośniętym lasem, gdzie pięć tysięcy lat temu odbywały się dziecięce rozrywki Kryszny i Balaramy. Zatem wysławianie i czczenie młodzieńczych zabaw Kryszny i Balaramy w Ramana-reti było rzeczą stosowną.

Chociaż od czasu pojawienia się Kryszny upłynęły tysiące lat, we Vrindavanie wciąż panowała ta sama atmosfera i zachowało się wiele dawnych widoków i dźwięków. Można było zobaczyć pawie, które przechadzały się po tutejszych piaskach, albo siedziały na dachach domów lub na drzewach. Teraz, tak jak przed wiekami, rozlegało się gruchanie gołębi i kukanie kukułek, a w powietrzu śmigały zielonoskrzydłe papugi.

Zakładając świątynię Kryszny i Balaramy, Prabhupad pragnął ofiarować spokojną, transcendentalną atmosferę Ramana-reti wszystkim ludziom – łącznie z gośćmi z zagranicy, osobami dojeżdżającymi z Delhi oraz jego własnymi uczniami. Otrzymał już nawet list od liczącego się międzynarodowego biura turystycznego z prośbą o przygotowanie kwater dla turystów, tak aby dom gościnny ISKCON-u mógł zostać umieszczony na szlaku oficjalnych turystycznych wycieczek po "duchowych Indiach". Ludzie przyjeżdżali do Indii z myślą o odwiedzeniu świętych miejsc; ale niestety, większość tych miejsc była nieautoryzowana i roiło się w nich od oszustów. Dlatego też ośrodek ISKCON-u będzie miał ogromne znaczenie. Prabhupad napisał:

Zorganizujcie europejski ośrodek nauczania i próbujcie zjednać sobie wszystkich przyjeżdżających do Vrindavany turystów i hipisów. Częstujcie ich smacznym prasadam, angażujcie w intonowanie świętych imion, sprzątanie świątyni i czytanie naszych książek. Zapewnijcie im wszelkie udogodnienia potrzebne do tego, aby zostać bhaktą.

Po wizycie podczas Karttika w 1972 roku, Prabhupad nie był we Vrindavanie przez ponad rok. Nadzór nad wszystkim odbywał się korespondencyjnie. Jako że na wszystkich kontynentach ruch świadomości Kryszny szybko się rozwijał, Prabhupad miał wiele miejsc do odwiedzenia. Jednakże trzy główne projekty – Bombaj, Vrindavana i Mayapur – były głównym tematem jego korespondencji i stanowiły największą inwestycję finansową.

Pewnego dnia, podczas masażu, Prabhupad zwierzył się swemu słudze: "W moim wieku większość ludzi jest już na emeryturze. Nie chcę dłużej zarządzać. Chcę tylko pisać". Zapytał, czy znalazłoby się na świecie jakieś miejsce, do którego mógłby pojechać na sześć miesięcy. Miejsce, w którym byłby zupełnie sam, gdzie nikt by nie przychodził, nikt by nie przeszkadzał i gdzie nie będą docierały żadne listy.

Sługa Prabhupada zasugerował Teheran. Prabhupad zastanowił się nad tym, po czym zaproponował New Vrindaban. Mówił o Mohandasie Gandhim, który nie mógł nawet sypiać po nocach, gdyż zawsze byli przy nim jacyś ludzie, nawet jeśli podróżował incognito.

Tego samego dnia nadszedł z Paryża list od Bhagavana, który zapraszał Prabhupada do odwiedzenia ośrodków ISKCON-u w Europie. Prabhupad natychmiast się ożywił i zdecydował, że pojedzie.

Jego sługa rzekł: "Ale wcześniej chciałeś gdzieś pojechać i być sam".

Prabhupad roześmiał się. "W tym życiu nie będzie to dla mnie możliwe. Lepiej, abym dalej podróżował i zginął na polu bitwy. Dla żołnierza śmierć na polu walki jest rzeczą chwalebną. Czyż nie tak?"

*************

Guru dasa rozesłał do wszystkich ośrodków ISKCON-u list zapraszający bhaktów do udziału w ceremonii otwarcia Kryszna-Balarama Mandiru w Vrindavanie. Zaprosił także członków wspomagających z Bombaju i Kalkuty i zarezerwował dla nich wagony w pociągach. Prabhupad również zachęcał swych uczniów, aby na Janmastami przybyli do Vrindavany. Prowadząc wykład w Los Angeles, powiedział w obecności setek bhaktów: "Zapraszam was wszystkich, abyście przyjechali do Vrindavany na otwarcie Mandiru Kryszny i Balaramy".

Prabhupad rozesłał również zaproszenia do swoich braci duchowych, a kiedy jeden z nich je przyjął, Śrila Prabhupad odpisał mu i zapewnił, że będzie miał zarezerwowane miejsce, a także zasugerował najszybsze połączenie z Kalkuty do Vrindavany.

15 lipca, zaledwie na dziesięć dni przed planowanym przyjazdem do Vrindavany, Prabhupad napisał niemalże identyczne listy do swych uczniów sannyasinów, z propozycją, aby przybyli i rozwiązali wszystkie osobiste i służbowe sprawy, które pozostały nie załatwione ze względu na jego wypełnioną zajęciami podróż.

Jednakże oprócz Guru dasa nikt z bhaktów we Vrindavanie nie wierzył, że budynek będzie gotowy na wielkie otwarcie. Prace jak zwykle posuwały się powoli i poza pomieszczeniem dla Bóstw był to wciąż plac budowy. Nie było ołtarzy, nie było Bóstw. Tejas miał wrażenie, że Guru dasa tak bardzo boi się niezadowolenia Prabhupada, iż nie śmie przyznać, że budynek nie będzie gotowy. Data została ustalona i Prabhupad nie chciał słyszeć żadnych wymówek. Napisał: "Musicie być gotowi na Janmastami. Nie ma mowy o opóźnieniu". Guru dasa przyznał, że do Janmastami konstrukcja świątyni nie będzie całkowicie ukończona, ale dowodził, że mimo to ceremonia otwarcia mogłaby się odbyć, nawet jeśli nie wszystko będzie dopracowane w szczegółach.

Prabhupad nie dostawał dokładnych sprawozdań z budowy świątyni we Vrindavanie. Kilka miesięcy wcześniej Tamala Kryszna Goswami odszedł ze stanowiska sekretarza GBC na Indie i wyjechał na Zachód, aby nauczać. Upłynęły trzy miesiące, zanim Prabhupad mianował nowego następcę. Został nim Karandhara, który jednak zrezygnował po upływie zaledwie kilku tygodni. Relacja Guru dasa była zatem jedyną, którą Prabhupad otrzymał. Zbliżał się koniec lipca i bhaktowie przygotowywali się do podróży do Vrindavany – na próżno.

************

Vrindavana 4 sierpnia 1974 roku

Samochód Śrila Prabhupada zatrzymał się na terenie posiadłości ISKCON-u w Ramana-yeti, gdzie grupa bhaktów powitała go kirtanem i kwiatami. Zebrało się tam już około dwudziestu pięciu osób, które przybyły ze świątyń całego świata na wielką ceremonię otwarcia. Teraz wszyscy razem radośnie otoczyli Śrila Prabhupada. Ponieważ stałe chodniki nie zostały jeszcze zrobione, Prabhupad szedł w kierunku pomieszczenia dla Bóstw mijając na wpół ukończone ściany, stosy piasku i cegieł. Wszędzie widoczny był brak zdobień i wykończenia, a wokół leżał gruz.

"Co to jest?" – zapytał Prabhupad obchodząc plac budowy. "Tutaj niczego nie ma. Gdzie jest świątynia? Powiedziałeś mi, że budowa została ukończona". Guru dasa, Surabhi, Gunarnava i inni bezpośrednio odpowiedzialni za budowę nie byli w stanie udzielić odpowiedzi. Ich twarze pobladły.

Prabhupad był wściekły: "Jak możecie otworzyć coś takiego?" Przybyli bhaktowie także zaczęli rozmawiać pomiędzy sobą: "Świątynia nie jest gotowa. Jak możemy ją otworzyć?"

"Ale Prabhupad – powiedział jeden z nich – przyjadą bhaktowie z całego świata".

"Powstrzymajcie ich natychmiast!" – powiedział Prabhupad. "Nie będzie żadnego otwarcia".

Za sprawą Prabhupada mydlana bańka prysła; rozwiały się złudzenia o wspaniałym otwarciu. Gniew Prabhupada był przerażający i otaczający go bhaktowie nie byli już dłużej beztroscy i radośni. "I wy zamierzałiście otworzyć tę świątynię?" – zapytał z drwiną w głosie.

"Ołtarz jest gotowy" – rzekł Harikeśa, który przyjechał z Japonii, by uczestniczyć w otwarciu. "Możemy zainstalować Bóstwa i.."

"Nie możecie otworzyć tej świątyni!" – wykrzyknął Prabhupad. "Ona nie jest ukończona!"

Następnie udał się do swego domu, a za nim podążyli bhaktowie kierujący sprawami we Vrindavanie oraz kilku innych liderów. Ktokolwiek mógł trzymać się z dala od Prabhupada, kiedy ten był w takim nastroju, uważał się za ocalonego. Żona Surabhiego pobiegła modlić się do Kryszny.

W pokoju złość Prabhupada jedynie wzrosła. Krzyczał na Guru dasa za niewłaściwe zarządzanie, krzyczał na Surabhiego, krzyczał na wszystkich. Nikt nie ośmielił się wysunąć jakichkolwiek propozycji czy przedstawić wyjaśnień. Nie pozostawało nic innego jak pobladnąć i popaść w przygnębienie. Nagle Prabhupad zapytał, czy pomimo tego bałaganu nie można by jednak otworzyć świątyni.

"Czy możecie przygotować chociaż pokoje Bóstw?" – zwrócił się do Surabhiego. "To obraza wobec naszego Towarzystwa. Co ludzie o nas pomyślą? Rozgłosiliśmy to wszędzie!"

"Tak naprawdę to nikt o tym nie wie, Śrila Prabhupad" – odparł bojaźliwie Surabhi, wystawiając się na następny cios.

"O?" – Prabhupad zmienił nieco ton swego głosu. "Nie zrobiliście żadnej reklamy? Żadnych zaproszeń?"

"Jeszcze nie. Nie we Vrindavanie. Tutejsi ludzie nie spodziewają się otwarcia, bo każdy kto tu był, widział, że to niemożliwe. Wiedzą, że nic nie jest gotowe".

"To po prostu farsa" – powiedział Prabhupad rzucając groźne spojrzenia. "Kompletne fiasko". Rozgoryczony spojrzał na uczniów zarządzających we Vrindavanie. "Musimy otworzyć tę świątynię. W jaki sposób moglibyśmy zrobić to na Janmastami?"

"Prabhupad – powiedział Surabhi – drzwi nie są gotowe. Wciąż przycina się na nie drewno". Prabhupad zaczął wypytywać Yamunę o Bóstwa, a ona objaśniła, że kupiono dla Nich parafernalia, ale trony nie są jeszcze gotowe.

"Jakie jest twoje zdanie?" – zapytał ją.

"Nie mam żadnych kwalifikacji, aby wyrażać swoje zdanie – rzekła Yamuna – ale chociaż nie mam prawa zabierać głosu, to tak naprawdę otwarcie świątyni wydaje mi się prawie niemożliwe. Nie ma pujariego".

Z poczuciem ostatecznej porażki Prabhupad stwierdził: "Zatem nie będzie otwarcia. Ale zaprosiliśmy wielu ludzi z całego świata, a ja nie zostałem o niczym poinformowany. Teraz wy wszyscy decydujcie".

"Kiedy możemy otworzyć świątynię?" – zapytał. "Czy możemy to zrobić w Diwali?"

"W październiku, Śrila Prabhupad".

"A może w dzień pojawienia się Bhaktisiddhanty Sarasvatiego?" zasugerował któryś z bhaktów. "To przypada pod koniec grudnia". Prabhupad milczał. Wyglądał na niezadowolonego. Odezwał się Surabhi. "Właściwie to zajmie sześć, siedem miesięcy". Wówczas Prabhupad wybrał dzień Rama-navami, w kwietniu; otwarcie zbiegłoby się z corocznym zgromadzeniem bhaktów w Mayapur i Vrindavanie.

Gniew Prabhupada na uczniów trwał krótko i był usprawiedliwioną reakcją na ich głupotę. Był także sposobem pouczenia ich i poddania próbie. Głębsza natomiast była transcendentalna niecierpliwość i frustracja powodowana tym, że jego służba oddania we Vrindavanie, która nadałaby ich ruchowi rozgłosu i pomogła w ustanowieniu świadomości Kryszny na całym świecie, nadal nie przyniosła widocznych rezultatów. Ku chwale ruchu świadomości Kryszny pragnął mieć wspaniałą świątynię; świątynię, która ustanowiłaby świadomość Kryszny na całym świecie. Był to dar dla jego mistrza duchowego. Obiecał Krysznie tę świątynię, a ona nadal nie była ukończona.

 

Uczniowie Prabhupada nie sprostali zadaniu i on sam musiał wziąć na siebie ten ciężar i poczuć gorzki smak porażki. Uczniowie byli jak narzędzia w jego służbie dla Kryszny, a ponieważ narzędzia te nie pracowały właściwie, cierpiał, tak jak cierpi całe ciało, gdy nie funkcjonują ręce i nogi. To, że uczniom nie udało się wypełnić jego życzeń, było osobistą stratą Prabhupada. Dlatego też odczuwał pewnego rodzaju transcendentalną rozpacz z powodu niemożności otwarcia Mandiru Kryszna-Balaramy w Janmastami.

Chociaż niepokój Prabhupada był transcendentalny, tym niemniej był prawdziwy. Nie udawał, aby pouczyć uczniów, a oni nie mogli tanim kosztem "rozchmurzyć" swego mistrza duchowego. Aby właściwie mu pomagać, uczniowie Prabhupada musieliby zrozumieć ten transcendentalny nastrój i służyć mu zgodnie z nim. Prabhupad chciał od nich praktycznej, konkretnej służby. Nie powinni sądzić, że mogą służyć mu w sposób sentymentalny, lecz powinni ciężko pracować. Służba oddania jest dynamiczna. Prabhupad chciał, aby uczniowie pomogli mu w urzeczywistnieniu przedsięwzięć, które podejmował w służbie dla swego Guru Maharajy, projektów, które – jeśli zakończą się sukcesem – uwolnią świat od cierpienia.

Wielkim problemem było zdobycie cementu. Surabhi, Gunarnava, Tejas i inni bezustannie dokładali starań i medytowali o tym, jak go zdobyć. Mijały miesiące, a oni czekali na rządowe zezwolenie na zakup i wciąż wyglądało na to, że w Indiach cement jest nie do zdobycia. Od czasu przyjazdu Prabhupada na tzw. otwarcie świątyni, bhaktowie codziennie jeździli autobusem i rikszą do Mathury, aby dowiedzieć się, czy jest cement – choćby kilka worków.

Czasami ich oszukiwano. Jedną dostawę cementu, składającą się z dwudziestu worków, zmieszano z innymi substancjami i kiedy bhaktowie użyli tej mieszanki do odlewu kolumny, przez cztery dni kolumna była miękka, po czym rozpadła się. Kiedy w końcu otrzymali ilość cementu wystarczającą do ukończenia pracy, czuli, że stało się to tylko dzięki obecności Śrila Prabhupada.

Prabhupad powiedział Gunarnavie, aby liczył wszystkie przywiezione worki. Ładunki cementu przybywały ciężarówkami bez przerwy od ósmej rano do dziewiątej trzydzieści wieczorem. Każdą ciężarówką przyjeżdżało także czterech kulisów, którzy na plecach dźwigali ciężkie worki do magazynu. Gunarnava przez cały dzień stał na zewnątrz z notesem i długopisem i notował odbiór każdego worka. Śrila Prabhupad kilkakrotnie wychodził przed dom i przyglądał się temu z powagą. Wieczorem, kiedy skończyli, wezwał Gunarnavę i zapytał: "A więc, ile worków?" Gunarnava podał dokładną liczbę.

"Czy wszystko jest teraz pod kluczem?" – zapytał. "Tak, Śrila Prabhupad".

Prabhupad mówił o cemencie tak, jakby to był ładunek złota.

*************

W lutym i marcu 1975 roku Śrila Prabhupad znowu dużo podróżował. Udał się na wschód przez Tokio i Hawaje do Los Angeles. W czasie podróży otrzymał wiadomość o tym, że gubernator Reddy zgodził się wziąć udział w ceremonii otwarcia świątyni we Vrindavanie. Otrzymał także od Surabhiego optymistyczny raport z zapewnieniem, że tym razem otwarcie świątyni odbędzie się z całą pewnością. Prabhupad odpisał: "Jestem podbudowany myślą, że zamierzasz ukończyć wszystko na czas. Tego właśnie chcę".

Następnie Prabhupad udał się do Meacico City w Meksyku i Caracas w Wenezueli. Podróżował w bardzo szybkim tempie. Zatrzymał się w Miami, Atlancie, Dallas i Nowym Jorku – wszystko to w ciągu miesiąca od wyjazdu z Indii. Potem pojechał do Londynu, zatrzymał się na krótko w Teheranie i 16 marca wrócił do Indii. Była to jego ósma podróż dookoła świata w ciągu ostatnich dziesięciu lat.

Mayapur 23 marca 1975 roku

Na tegoroczny festiwal zjechało się niemal pięciuset bhaktów z całego świata i Prabhupad – czy to podczas porannej przechadzki po niedalekich polach, czy to przestępując próg świątyni Radha-Madhavy, czy też w czasie wykładu z Caitanya-caritamrty – stanowił główną atrakcję. Każdego ranka po wykładzie okrążał świątynię wraz ze swymi uczniami. Po obu stronach ołtarza Bóstw wisiały mosiężne dzwony i Prabhupad, okrążając Bóstwa w czasie entuzjastycznego kirtanu, zwykł podchodzić do jednego z nich i kilkakrotnie dzwonić pociągając za linę. Następnie z laską w ręku przechodził z tyłu za ołtarzem i ukazując się po drugiej stronie pociągał za linę drugiego dzwonu.

Bhaktowie skakali w górę tuż przy nim i śpiewali Hare Kryszna, Hare Kryszna, Kryszna Kryszna, Hare Hare/Hare Rama, Hare Rama, Rama Rama, Hare Hare. Uśmiechając się z wielką radością, Prabhupad przemierzał całą długość świątyni aż do pierwszego dzwonu i mocno pociągał za linę. Po sześciu takich radosnych okrążeniach opuszczał budynek, podczas gdy szalony kirtan trwał dalej. Gdy wychodził, na zewnątrz jaśniało poranne słońce, a on udawał się szerokimi schodami na górę do swego pokoju.

Prabhupad jak co roku nadzorował spotkanie GBC i osobiście zatwierdzał lub modyfikował wszystkie podejmowane na nim decyzje. ISKCON rzeczywiście się rozrastał, ale – jak Prabhupad powiedział w Madrasie do swego przyjaciela, sędziego Gopala Acaryi – Kryszna i instytucja Kryszny nie różnią się od siebie. Jeśli bhaktowie myślą o instytucji Kryszny, to nie zapomną i o Krysznie".

Kładąc nacisk na udział bhaktów w corocznej pielgrzymce do Indii, Prabhupad umacniał duchowe podstawy ISKCON-u, swej transcendentalnej instytucji. Po to modlił się i walczył o ustanowienie ośrodków w dhamach, aby bhaktowie mogli brać udział w takich spotkaniach. Pragnął, żeby wszyscy jego zwolennicy, zarówno teraz, jak i w przyszłości, mogli skorzystać z oczyszczającego schronienia, jakiego dostarczają Mayapur i Vrindavana. Stopniowo plan ten nabierał realnych kształtów; ruch Pana Caitanyi mógł teraz ocalić cały świat.

*************

Vrindavana 16 kwietnia

Kiedy Śrila Prabhupad przybył, aby w końcu przeprowadzić ceremonię otwarcia Mandiru Kryszny i Balaramy, był mile zaskoczony widokiem trzech wysokich kopuł wyrastających ponad świątynię. Wzniesiono je od podstaw w przeciągu ośmiu miesięcy, które minęły od jego ostatniej wizyty. Pod jego nieobecność wyrósł też trzypiętrowy dom gościnny. Aby ukończyć wszystko na czas, Surabhi w dzień i w nocy nadzorował pracujących non-stop robotników.

Wszystkie kopuły: główna i dwie boczne – po jednej nad każdym z ołtarzy – jawiły się okazale. Ich wdzięczne formy skłaniały do wzniosłych rozważań i przywodziły na myśl życie poza barierą świata materialnego. Ich siła i piękno przypominały, że poniżej rezyduje Bóstwo Najwyższego Pana. Zadaniem świątyni było oświecenie ludzi, rozproszenie ich niewiedzy, i kopuły wymownie o tym mówiły. Widoczne były z odległości wielu mil – wyrastały śmiało ponad scenerię Vrindavany i obwieszczały, że tutaj wielbi się Krysznę i Balaramę.

Każda kopuła zakończona była miedzianą kalasą składającą się z trzech kul (reprezentujących niższe, średnie i wyższe planety), a na szczycie znajdował się wieczny Sudarśana cakra – wirujący dysk Pana Visnu. Sudarśana cakra jest Samym Kryszną i widok tego chwalebnego symbolu na szczycie mandiru dawał bhaktom poczucie zwycięstwa i satysfakcji. Nawet w gościach wzbudzał uczucie podziwu. Nad Sudarśana cakrą widniały miedziane flagi zwycięstwa.

Gdy Prabhupad okrążał ukończony budynek, raz po raz spoglądał w górę na kopuły "Kopuły wyszły bardzo ładnie, jak sądzicie?" – zwrócił się do towarzyszących mu bhaktów.

"Są wspaniałe! " – odpowiedział jeden z nich.

"Tak". Prabhupad uśmiechnął się. "Wszyscy mówią o tym, jak Surabhi dobrze wywiązał się ze swego zadania". Prabhupad zwrócił się do Surabhiego, który od tygodni nie dosypiał. "Ale ja nie mogę tego powiedzieć. Tylko ja – ja krytykuję cię, ponieważ to jest moje zadanie. Zawsze muszę krytykować ucznia".

W ramach dorocznej pielgrzymki do Indii, do Vrindavany przybyło co najmniej sześciuset bhaktów z ośrodków ISKCON-u na całym świecie. Głównym punktem programu miała być instalacja Bóstw i otwarcie świątyni. Gorączkowo czyniono ostatnie przygotowania – sprzątanie, dekorowanie, gotowanie. Przybyło już sporo wpływowych gości oraz członków wspomagających, których zakwaterowano w trzypiętrowym domu gościnnym. Wizja Prabhupada została w końcu urzeczywistniona. Świątynia, którą stworzył, była prawdopodobnie najpiękniejsza i najokazalsza we Vrindavanie – a z całą pewnością najbardziej pełna życia, z dynamicznym oddaniem i duchem nauczania – a obok niej stoi jeden z najlepszych miejscowych hoteli, przeznaczony dla gości zainteresowanych praktykowaniem krsna-bhakti.

Podczas przechadzki Prabhupad wszedł na leżący poniżej poziomu gruntu dziedziniec świątynny, z czystymi i błyszczącymi marmurowymi posadzkami. Nie był to wynajęty dom w Ameryce, przeznaczony do innego celu – była to świątynia, jak świątynie na Vaikuncie opisane w Śrimad-Bhagavatam. "To jest raj na ziemi" – powiedział Prabhupad. "Moim zdaniem ta świątynia przewyższa wszystkie inne w Indiach".

Uśmiechając się, Prabhupad stał pod drzewem tamala, którego sędziwe konary rozpościerały się w jednym rogu dziedzińca. Ze szczegółami opowiedział, jak wcześniej myślano o ścięciu go i jak on do tego nie dopuścił. Drzewa tamala związane są z rozrywkami Śrimati Radharani i spotyka się je bardzo rzadko. We Vrindavanie są może trzy: jedno tutaj, jedno w Seva-kunja i jedno na podwórzu świątyni Radha-Damodara. To, że drzewo tamala tak się rozrasta – powiedział Prabhupad – świadczy o tym, iż wielbiciele pełnią prawdziwą bhakti.

Przekonawszy się, że świątynia jest faktycznie gotowa, Prabhupad wszedł do swej rezydencji położonej między świątynią a domem gościnnym. Czekało na niego wielu uczniów, a także wiele spraw, które wymagały jego uwagi.

Tak oto na terenie Ramana-reti, w miejscu, gdzie nie było świątyni, czysty bhakta zapragnął: "Niechaj powstanie tu świątynia i seva, służba oddania". I to, co kiedyś było pustą parcelą, stało się teraz miejscem pielgrzymek. Taką moc mają pragnienia czystego bhakty.