Rozdział 6
Zbudujmy tutaj świątynię: część II
"Nie mam najmniejszego zamiaru oddać ziemi temu
łotrowi, panu N." – napisał Prabhupad do członka wspomagającego ISKCON-u
tuż przed wyjazdem z Ahmedabadu do Bombaju. Prabhupad natychmiast
przystąpił do opracowania planu naprawy błędów swoich uczniów. Żadnych
pieniędzy jeszcze nie przekazano, może więc nie jest za późno.
Pan N. nie mógł zrozumieć, dlaczego Prabhupad z taką determinacją walczy
o zatrzymanie ziemi Juhu. I to nie dlatego, że Prabhupad ukrywał
motywy swego działania, ale z tego powodu, że myśli i działanie
bhakty może zrozumieć tylko inny bhakta. Pan N. postępował z Prabhupadem
tak, jak postąpił z C. Company Najpierw oszukał ich, a teraz miał
zamiar oszukać ISKCON. Kierowała nim chęć posiadania i sądził, że
motywacja Śrila Prabhupada i jego uczniów jest taka sama. Innych pobudek
pan N. nie potrafił zrozumieć.
Prawdę mówiąc, nawet uczniom trudno było zrozumieć tę niezłomną determinację
Prabhupada. Głównym motywem jego działania było pragnienie nauczania
świadomości Kryszny w Bombaju. Śrila Prabhupad powiedział: "Mój Guru
Maharaja polecił mi, abym nauczał świadomości Kryszny na Zachodzie
i zrobiłem to, a teraz chcę nauczać w Indiach".
Najważniejszym miastem był tu Bombaj. Stanowił on wrota Indii. A w Bombaju
Kryszna w jakiś sposób przyprowadził Prabhupada na tę ziemię, na której
rozpoczął nauczanie i dokąd sprowadził Bóstwa Radha-Kryszny. Zdaniem
Prabhupada ziemia ta nadawała się na dużą, okazałą świątynię oraz
międzynarodowy hotel.
Bombaj był ważnym miastem, w którym istniało zapotrzebowanie na pełen
przepychu kult świątynny, ogromne festiwale, masową dystrybucję prasadam oraz
różnorodne wedyjskie programy kulturalne. Posiadłość w Juhu wydawała się
być idealnym miejscem na szkołę, teatr, bibliotekę, domy mieszkalne – słowem,
na miasteczko Hare Kryszna. Jak więc Prabhupad mógłby ustąpić temu łobuzowi,
który próbował go oszukać? Zawsze będą istniały osoby przeciwne świadomości
Kryszny – powiedział – ale to nie znaczy, że bhaktowie powinni się poddawać.
Wielbiciel, który naucza, musi być tolerancyjny, ale czasami, gdy wszelkie
środki zawiodą, a w grę wchodzi interes Kryszny, musi walczyć.
Inną przyczyną, dla której Prabhupad nie chciał oddać tej ziemi, była obietnica
dana Bóstwom Radha-Rasavihari. Kiedy zapraszał tutaj Krysznę, modlił się:
"Drogi Panie, proszę, pozostań tu, a wybuduję Ci piękną
świątynię".
Tak więc o ile zewnętrzną, oczywistą przyczyną stanowczej postawy
Prabhupada była jego praca misyjna, to wewnętrzną pobudką była obietnica dana
Ich Wysokościom Śri Śri Radha-Rasavihari. W walce o zatrzymanie ziemi
był tak zawzięty, że chwilami odnosiło się wrażenie, że walczy dla samej walki.
Czasami porównywał pana N. do opisanego w Śrimad-Bhagavatam demona Kamsy,
który wielokrotnie próbował zabić Krysznę. Podobnie jak Kamsa angażował do
zgładzenia Kryszny wielu pomniejszych demonów, tak też pan N. zatrudnił wielu
demonicznych pomocników, jak np. prawników, przyjaciół i ulicznych
chuliganów. Zabijanie demonów w rodzaju Kamsy było dla Kryszny rozrywką,
czyli lila – sprawiało Mu to przyjemność. A Prabhupad, jako sługa Kryszny,
był całkowicie pochłonięty walką. Był czujny i bojowo nastawiony. Gdy pan
N. blefował czy zastraszał bhaktów i zmuszał ich do odwrotu, Prabhupad nie
ustępował. Podjęcie walki było u niego naturalnym odruchem: Krysznie
i Jego misji rzucono wyzwanie.
Prabhupad występował w charakterze obrońcy i opiekuna Bóstw oraz
bombajskiego ISKCON-u. Jak napisał w Nektarze Oddania, wielu
zaawansowanych bhaktów ma wieczny związek z Kryszną jako Jego opiekunowie.
Kiedy Kryszna był dzieckiem, stoczył wałkę z wężem Kaliyą. Gdy matka
i ojciec usłyszeli o tej walce i ujrzeli swe dziecko
w splotach węża, ogarnął ich niepokój i w obawie o Jego życie,
chcieli przyjść Mu z pomocą. Wieczna matka i wieczny ojciec Kryszny
zawsze niepokoją się, że Krysznie może stać się krzywda, a w obliczu
niebezpieczeństwa ich naturalny niepokój się potęguje. W ten sposób
okazują najgłębszą miłość do Kryszny. Prabhupad chciał chronić
Radha-Rasavihari, a także ruch świadomości Kryszny. Wiedział, że to
Kryszna jest najlepszym obrońcą i że nikt nie może sprzeciwić się Jego
woli, ale powodowany troską o głoszenie chwał Kryszny obawiał się, że ten
demon – pan N. – może wyrządzić Krysznie krzywdę.
Prabhupad niepokoił się i troszczył także o swoich uczniów.
Z jego punktu widzenia byli oni jak dzieci, które nie znają świata, nie
wiedzą, jak postępować z łotrami i łatwo dają się zwieść. Jeśli syn
jest naiwny, to ojciec musi być czujny i silny, aby zapewnić rodzinie
bezpieczeństwo. Jako opiekun bhaktów oraz misji Kryszny, Prabhupad pragnął
stworzyć swym uczniom odpowiednie warunki mieszkaniowe, tak aby mogli służyć
Krysznie mając do dyspozycji wygodne, a nawet komfortowe warunki. Taki sam
pogląd prezentował mistrz duchowy Prabhupada, Bhaktisiddhanta Sarasvati, kiedy
mówił, że osoba, która naucza świadomości Kryszny powinna mieć wszystko, co
najlepsze, ponieważ pełni najwyższy rodzaj służby dla Kryszny. Dlatego też
Prabhupad zdecydowany był wybudować w Bombaju miasteczko Hare Kryszna. Nie
działał jak nagi żebrak, który nie dba o sprawy doczesnego świata. Czuł
się odpowiedzialny za tysiące swych uczniów i dlatego wziął na siebie tak
wiele trosk.
Pan N. nie zdawał sobie sprawy z motywów, jakie kierowały Śrila
Prabhupadem. Nie miał też pojęcia o konsekwencjach przeciwstawiania się
Krysznie i czystemu bhakcie Kryszny, chociaż niebezpieczeństwo takiej
postawy zostało objaśnione w najsłynniejszych klasycznych dziełach
literatury Indii: Bhagavad-gicie, Śrimad-Bhagavatam i Ramayanie. Prabhupad
walczył po stronie Kryszny, tak więc pan N. przeciwstawiał się Najwyższej
Osobie Boga.
*************
Rozwiązanie umowy sprawiło, że z prawnego punktu widzenia sytuacja
ISKCON-u była niezbyt korzystna. Prabhupad wierzył jednak, że jeśli tylko
bhaktowie utrzymają ziemię, to ich pozycja nadal będzie mocna. Jednocześnie
nakłaniał bhaktów, aby więcej nauczali. Nie powinni uważać, że bez świątyni nie
mogą nauczać. Zorganizował więc w centrum Bombaju kolejny ogromny pandal.
Każdego wieczoru uczestniczyło w nim dwadzieścia tysięcy osób. Był to
wielki sukces.
Mowy wstępne wygłaszali honorowi goście, jak np. pan R. K. Ganatra – burmistrz
Bombaju. Bhaktowie brali w festiwalu czynny udział: organizowali reklamę,
przygotowywali i rozdawali prasadam, sprzedawali książki Śrila Prabhupada
oraz nauczali w kabinach "pytań i odpowiedzi". Dzięki
pandalowi bhaktowie otrząsnęli się z nastroju przygnębienia wywołanego
przedłużającą się walką prawną i surowym trybem życia w Juhu.
W ostatnim tygodniu stycznia 1973 roku Prabhupad spotkał się z panem N.
w rezydencji pana Mahadevii. Chociaż prawnicy Prabhupada wnieśli do sądu
pozew przeciwko panu N., Prabhupad chciał rozstrzygnąć spór polubownie. Zawsze
był dla pana N. łaskawy i miły, a ten na ogół wydawał się wrażliwy
i uprzejmy. Jednak tym razem było inaczej. Nie było uśmiechów
i przyjaznych słów. Obaj byli w stosunku do siebie urzędowo chłodni.
Po upływie kilku minut Prabhupad poprosił swoich uczniów o opuszczenie
pokoju.
Mówiąc w hindi pan N. oskarżał Prabhupada i bhaktów o powiązania
z CIA. "W poniedziałek – powiedział – przyjdę z czekiem na dwie
lakhy i oddam wam waszą zaliczkę".
"Dobrze" – odpowiedział Prabhupad. "Jeśli nie chcesz rozstać się
z ziemią, to ją opuścimy. Ale najpierw się zastanów".
Pan N. dalej wysuwał oskarżenia: "Twierdzicie, że jesteście właścicielami
tej ziemi, a tak naprawdę to tylko niepokoicie całą okolicę swoim
wstawaniem o czwartej rano i tym wszystkim..:"
"My nie twierdzimy, że jesteśmy właścicielami" – odrzekł Prabhupad.
"Faktycznym właścicielem jest Kryszna, a nie ja. On już tam jest, na
Swojej ziemi. Dlaczego sprawiasz nam tyle kłopotów? Po prostu weź pieniądze
i daj nam ziemię. A jeśli chcesz, żebyśmy ją opuścili, to przygotuj
czek". Do tej pory Prabhupad się hamował, ale teraz jego głos przybrał
gniewny ton: "Wyjmij czek, a opuścimy ziemię jutro rano. Nie! Opuścimy
ją tej nocy! Oddaj nam nasze pieniądze. Masz je?"
Pan N. wykrzyknął: "Własnoręcznie usunę Bóstwa! Rozwalę świątynię
i usunę Bóstwa!", po czym wypadł z pokoju jak burza.
W tym samym tygodniu pan N. znalazł się w szpitalu po ciężkim ataku serca.
W dwa tygodnie później zmarł.
Pani N., mimo iż nie tak biegła w kwestiach prawnych jak niedawno zmarły
mąż, kontynuowała walkę. Jej adwokaci, mając na uwadze honoraria,
z jeszcze większym od niej zapałem prowadzili sprawę sądową, tak aby
doprowadzić do eksmisji ISKCON-u. Za sprawą ISKCON-u, w kwietniu 1973 roku
sprawa trafiła na wokandę Sądu Najwyższego. Jednak w wyniku celowego
grania na zwłokę mijał miesiąc za miesiącem bez żadnej decyzji.
Prabhupad nie rozpoczynał w Juhu prac budowlanych, nie miał bowiem ani
aktu własności, ani żadnej pewności, że go uzyska. W tym czasie odbył
podróż na Zachód, potem wrócił do Indii, a tu wciąż nie wydarzyło się nic,
co rozwiązałoby sytuację. Życie bombajskiego ISKCON-u toczyło się spokojnie,
ale jego rozwój został wstrzymany. Nie było też pewności jak się to wszystko
zakończy.
Aż pewnego dnia, bez ostrzeżenia, pani N. przypuściła gwałtowny atak.
Pierwszego czerwca rano, kiedy bhaktowie zajęci byli swoimi codziennymi
obowiązkami, na teren posiadłości Juhu zajechała ciężarówka, a w niej
ekipa z zamiarem rozebrania świątyni. W jakiś sposób pani N.
przekonała urzędnika administracji miejskiej, aby zaaprobował rozbiórkę
świątyni – prostej budowli z cegieł i żelbetu. Kiedy Giriraja
próbował przedstawić kierującemu grupą urzędnikowi pismo potwierdzające prawa
ISKCON-u, ten zignorował go i kazał rozpocząć akcję. Wkrótce przybyło
więcej ciężarówek. Posiadłość zaroiła się od prawie setki osób uwijających się
przy rozbiórce. Używano do tego palników oraz młotów kowalskich.
Robotnicy weszli po drabinach na górę i młotami zaczęli rozbijać dach nad
pokojem świątynnym. W tym samym czasie inni przecinali palnikami
wzmocnienia ze stali. Brygada robocza planowała najpierw rozbicie stalowych
wzmocnień sali, w której odbywały się kirtany, a następnie
systematyczne posuwanie się w kierunku pokoju Bóstw, w którym
przebywały Radha-Rasavihari. Bhaktowie usiłowali nie dopuścić do rozbiórki, ale
wkrótce pojawili się policjanci, którzy parami chwytali za ręce i nogi
i zabierali każdego, kto próbował się sprzeciwić. Na oczach okolicznych
mieszkańców policjanci odciągali kobiety za włosy. Niektórzy z sąsiadów
z zadowoleniem przyglądali się rozbiórce, inni natomiast sympatyzowali
z bhaktami. Niemniej jednak, w obawie przed policją, nikt nie ruszył
się, aby im pomóc.
Jedna z bhaktinek, Manasvi, pobiegła do telefonu i zadzwoniła do pana
Mahadevii, który wraz ze swym przyjacielem, Vinodą Guptą, natychmiast udał się
na miejsce dramatycznych wydarzeń. Trafili na moment, w którym policja
wlokła za włosy ostatnią protestującą bhaktinkę. Chcąc uchronić Bóstwa,
próbowała ona zamknąć drzwi prowadzące na ołtarz, ale została odciągnięta przez
trzech policjantów. Pan Mahadevia pobiegł do domu pana Acaryi, mieszkańca Juhu
przyjaźnie nastawionego do bhaktów, i zadzwonił do swego brata Chandry
Mahadevii. Chandra Mahadevia, bogaty biznesmen, był zaprzyjaźniony z Bali
Thakurą, przywódcą jednej z najbardziej wpływowych partii politycznych
w Bombaju.
Chandra Mahadevia przedstawił Bali Thakurze tę krytyczną sytuację: za namową
hinduski i z rozkazu hinduskiego urzędnika demolowano hinduską świątynię
Pana Visnu. Pan Thakura z kolei poinformował o tym fakcie komisarza
urzędu miejskiego. Ten zaprzeczył, jakoby wiedział o jakimkolwiek
poleceniu zburzenia świątyni, a następnie zatelefonował do urzędu, który
wysłał brygadę mającą przeprowadzić rozbiórkę. Urząd z kolei wysłał swego
pracownika z poleceniem zaprzestania akcji. Przybył on około drugiej po
południu, gdy robotnicy przecięli już ostatnie filary i rozbierali dach
nad Bóstwami. Polecenie zaprzestania rozbiórki przekazano osobie nadzorującej
pracę, która wówczas zatrzymała robotników.
Prabhupad przebywał w tym czasie w Kalkucie. Kiedy bhaktowie
telefonicznie go o wszystkim powiadomili, kazał im zorganizować
miejscowych sympatyków ISKCON-u oraz członków wspomagających i na łamach
prasy zaprotestować przeciwko tej napaści. Polecił także ujawnić imiona osób
odpowiedzialnych za to, co się stało. Będzie to bardzo skuteczna akcja
przeciwko pani N. i jej poplecznikom.
Prabhupad wymienił nazwiska członków wspomagających, którzy jego zdaniem mogli
być pomocni. Sada Jiwatlal, przewodniczący towarzystwa Hindu Viswa Parishad,
powinien nadać sprawie rozgłos, jako że jego organizacja miała chronić hinduską
dharmę i zajmować się takimi sprawami, jak ta. Pan Sethi powinien pomóc
w zapobieganiu dalszym atakom. Prabhupad powiedział, że ten epizod jest
częścią planu Kryszny; zatem bhaktowie nie powinni się niczego obawiać.
Następnego ranka na pierwszej stronie Free Press Journal ukazało się zdjęcie
zdemolowanej świątyni z nagłówkiem: "NIEAUTORYZOWANA ŚWIĽTYNIA
ZBURZONA PRZEZ WŁADZE MIEJSKIE".
Bhaktowie natychmiast zaczęli przeciwdziałać szerzeniu się nieprzy chylnych
opinii. Sada Jiwatlal zamienił swoje biuro w biuro ISKCON-u i wraz
z bhaktami rozpoczął kampanię. Wbrew nieprzyjaznej propagandzie ten akt
przemocy zaszokował wielu Hindusów. Zarząd miasta jednomyślnie potępił
urzędników odpowiedzialnych za napaść na hinduską świątynię. Bhaktowie od
szóstej rano do dziewiątej wieczorem pracowali w biurze Sada Jiwatlala –
dzwonili do gazet, pisali listy i okólniki oraz kontaktowali się
z potencjalnymi sympatykami.
Vinoda Gupta, członek partii politycznej Jan-Sangh, opowiadającej się za
zachowaniem w Indiach kultury hinduskiej, wraz z Kartikeyą Mahadevią
i paroma innymi osobami, utworzył komitet pod nazwą "Ratujmy
świątynię". Pan Gupta wydał broszurkę, w której oświadczył, że ISKCON
jest autentyczną organizacją hinduską. Gdy Giriraja spotkał się
z przedstawicielami rządu i zyskał ich poparcie, wielu wpływowych
mieszkańców Bombaju uznało autentyczność ruchu Hare Kryszna i zaczęło
okazywać sympatię oraz deklarować pomoc.
W ten sposób plan pani N. i jej adwokatów spalił na panewce. Chociaż
myśleli, że mają do czynienia jedynie z garstką młodych obcokrajowców, to
wkrótce stanęli twarzą w twarz z wieloma najbardziej wpływowymi
mieszkańcami Bombaju.
Śrila Prabhupad przewidział, że rezultaty tego wydarzenia będą pomyślne.
W kilka dni później napisał:
Zniszczenie świątyni przez władze miejskie wzmocniło naszą pozycję. Urzędująca
rada miejska potępiła nierozważny krok gminy miejskiej i zgodziła się
odbudować na własny koszt to, co zostało zniszczone. Postanowiono także, że
tymczasowa konstrukcja zostanie tam aż do czasu, gdy sąd zdecyduje, kto jest
właścicielem ziemi. W tej sytuacji powinniśmy natychmiast odbudować
pomieszczenia Bóstw. Aby ochronić teren posiadłości trzeba natychmiast postawić
ogrodzenie z drutu kolczastego. W miarę możliwości powinniśmy też
natychmiast wznieść przed pomieszczeniem Bóstw tymczasowy namiot-pandal
z własnych materiałów. Kiedy to zostanie zrobione, będę mógł przyjechać do
Bombaju i rozpocząć Bhagawat Parayana, które można kontynuować aż do
chwili uzyskania decyzji sądowej. Takie jest moje życzenie.
Bhaktowie zaczęli zdawać sobie sprawę z tego, że wszystko co zaszło, jest
łaską Kryszny. Obecnie wielu członków wspomagających zaczęło pełnić cenną
służbę dla Prabhupada i Pana Kryszny. W przeszłości Prabhupad
odwiedzał wielu członków wspomagających w ich domach, nauczał ich oraz ich
rodziny, przekonywał o swej szczerości oraz wzniosłych celach swego ruchu.
Ci przyjaciele i członkowie wspomagający – tacy jak Bhagubai Patel,
Beharilal Khandelwala, Brijratan Mohatta, dr C. Bali i inni – działali
powodowani nie hinduskim sentymentem, lecz głębokim szacunkiem i uczuciem
dla Prabhupada.
Giriraja wraz z Sada Jiwatlalem usiłował przekonać radę miejską, aby
wyraziła zgodę na odbudowę świątyni. Tymczasem w trakcie tych starań
odkryli, że pani N. tego właśnie dnia (w piątek) wniosła do sądu wniosek
o wydanie sądowego zakazu uniemożliwiającego ISKCON-owi odbudowę. Sędzia
Nain poinformował Giriraję, że nie chce spełnić prośby pani N. i że
rozpatrzy sprawę bhaktów w nadchodzący poniedziałek. To oznaczało, iż na
odbudowę świątyni bhaktowie mają jedynie dwa dni – od soboty rano do
poniedziałku rano.
Bhaktowie rozumowali w ten sposób: chociaż nie mają zgody na odbudowę
świątyni, to z drugiej strony żadne prawo im tego nie zabrania. Gdyby
sędzia Nain podjął decyzję nie po ich myśli, wówczas bardzo trudno byłoby na nowo
postawić świątynię. Postanowili zatem wykorzystać weekend i zabrać się do
pracy. Pan Lal, niegdyś przedsiębiorca budowlany, pomógł w zdobyciu
materiałów: cegieł, zaprawy murarskiej, płyt azbestowych. Pan Sethi natomiast
przysłał grupę robotników. W piątek o godzinie ósmej wieczorem
murarze przystąpili do dzieła. Pomimo deszczu nie przerwali pracy nawet
w nocy A w poniedziałek rano, gdy sędzia usłyszał o nowej
świątyni, oświadczył: "Co zbudowano, jest zbudowane. Nikt nie ma prawa
zburzyć świątyni".
Kiedy Prabhupad o tym usłyszał, uznał te wieści za całkowite zwycięstwo.
Świątynia została odbudowana, a opinia publiczna zdecydowanie opowiedziała
się za ISKCON-em.
Mayapur 1 czerwca 1973 roku
Chociaż budynek w Mayapur nie był jeszcze ukończony, Prabhupad przyjechał
i zamierzał w nim zamieszkać. Zajął dwa sąsiadujące ze sobą pokoje na
pierwszym piętrze, z których jeden przeznaczył na gabinet, a drugi na
sypialnię. Tymczasem w świątyni oraz w innych częściach budynku
kontynuowano prace budowlane. W pierwszym dniu jego pobytu przeszła
gwałtowna ulewa, z ciężkimi czarnymi chmurami i porywistym wiatrem.
Na szczęście była krótka, a szkody jakie wyrządziła, minimalne.
Przybyłem właśnie do Mayapur i mam nadzieję, że dzięki pobytowi
w tutejszej transcendentalnej atmosferze odzyskam zdrowie i siły.
Każda spędzona tutaj chwila sprawia nam wiele radości.
Wieczorem świątynny pujari Jananivasa przychodził do pokoju Śrila Prabhupada,
przynosząc wypełnione rozżarzonymi węglami oraz kadzidłem gliniane naczynie,
którym wymachiwał do momentu, w którym cały pokój napełnił się dymem.
Celem tego zabiegu było odstraszenie owadów, ale Prabhupad uważał, że jest on
także oczyszczający.
Chociaż czasami przeszkadzały mu odgłosy budowy, tutejszą atmosferę uważał za
spokojną. Bhaktów było niewielu, zatem Prabhupad koncentrował się na
tłumaczeniu albo na rozmowach z gośćmi i bhaktami odpowiedzialnymi za
rozwój ośrodka w Mayapur. Swoje życzenia przekazywał na ogół Bhavanandzie
Maharajy oraz Jayapatace Maharajy i za ich pośrednictwem wprowadzał swą
wolę w życie.
Bhaktowie mieszkali w tym samym budynku i uważali się za osobiste
sługi Prabhupada w jego własnym domu. Oczywiście, wszystkie budynki
w ISKCON-ie należały do Prabhupada, jednakże w Mayapur fakt ten
wydawał się bardziej oczywisty. Na ogół bhaktowie sami zbierali pieniądze na
utrzymanie swoich ośrodków, lecz w Mayapur Prabhupad był osobiście
odpowiedzialny za zbieranie funduszy na tutejszą świątynię. Z dotacji
swych uczniów i dochodu z wkładów terminowych utworzył
Mayapur-Vrindavana Trust Fund. Kiedy niewłaściwie rozporządzano pieniędzmi,
niepotrzebnie użytkowano energię czy też wyrządzono jakiekolwiek szkody,
Prabhupad był bardzo zaniepokojony. Teraz, kiedy był tu obecny osobiście,
często przechadzał się wokół i udzielał szczegółowych instrukcji domagając
się naprawienia błędów. Budynki o różowawym i czerwonawym odcieniu
były jakby olbrzymim, transcendentalnym statkiem, a Śrila Prabhupad – jego
kapitanem, który przechadzał się po szerokich werandach i wydawał wszystkim
marynarzom dokładne polecenia, aby utrzymywali wszystko we wzorowym porządku.
Prabhupad darzył wielkim uczuciem bhaktów, którzy poświęcili swe życie
projektowi w Mayapur i żywił dla nich głęboką wdzięczność. Pewnego
wieczoru zawołał do swego pokoju Bhavanandę i zaczął go wypytywać
o bhaktów. Nagle rozpłakał się i powiedział: "Wiem, że wam
wszystkim, zachodnim dziewczętom i chłopcom, jest trudno. Z takim
oddaniem służycie tutaj mej misji. Wiem, że nie dostajecie nawet prasadam.
Kiedy myślę o tym, że nie dostajecie nawet mleka i że porzuciliście
dostatnie życie, aby przyjechać tutaj i nawet się nie skarżycie, czuję się
wam ogromnie zobowiązany".
Bhavananda: Robotnicy kładący marmur mieszkali w domkach chatai, tuż obok
placu budowy. Zaraz za budynkiem znajdowała się ręczna pompa, przy której się
kąpaliśmy, i z której robotnicy czerpali wodę do zaprawy. W pewnym
oddaleniu znajdowały się dwie toalety, jedna dla mężczyzn, druga dla kobiet.
Były to po prostu dwa dołki w ziemi, z których każdy otoczony był
ścianką z trawy chatai. Kiedy nadchodziły deszcze, musieliśmy grzęznąć
w mule, aby dostać się do toalety. Wszędzie roiło się od węży. To było
szaleństwo! Był to po prostu plac budowy. Zazwyczaj nikt nie mieszka na terenie
budowy, lecz my mieszkaliśmy. Śrila Prabhupad kazał nam się tam przeprowadzić.
Było to dla nas dobre. Nie było łazienek, niczego – tylko cementowe podłogi.
Chociaż bhaktowie cierpliwie znosili trudy życia na terenie budowy ośrodka
w Mayapur, czasami warunki wydawały im się zbyt uciążliwe. Jednak Śrila
Prabhupad nigdy tak nie myślał i podtrzymywał bhaktów na duchu, mówiąc:
"Mayapur jest takie cudowne. Można tutaj żyć samym powietrzem
i wodą".
Wokół rozciągały się pola ryżowe i aby dostać się do budynku świątynnego
od frontu posiadłości (była to odległość ponad dwustu jardów), bhaktowie
musieli chodzić po miedzach dzielących jedno pole od drugiego. Kuchnia,
wykonana z brezentu i prętów bambusowych, mieściła się przy wejściu
na teren posiadłości.
Z powodu częstych przerw w dopływie prądu bhaktowie musieli obywać się bez
elektryczności. Nocami używali lamp naftowych i Prabhupad mówił, że
codziennie powinni je rozbierać, czyścić knoty i myć klosze. "W
przyszłości – powiedział – powinniście założyć plantację rycynusu, rozgniatać
jego ziarna i tym sposobem uzyskiwać olej do palenia".
Prabhupad nauczył bhaktów, jak budować chatki o prostej konstrukcji.
Chciał także, aby od frontu posiadłości wznieśli mur z bramą. Pod murem
powinni pobudować niewielkie pomieszczenia – chatki, jak je nazywał.
W tych prostych domkach będą mogli mieszkać bhaktowie. Powinni także
zasadzić palmy kokosowe i drzewa bananowe.
Chociaż budynek nie był ukończony, przybywało wielu gości, głównie po to, by
porozmawiać ze Śrila Prabhupadem. Prabhupad godzinami wytrwale mówił
o świadomości Kryszny tym, którzy przyjeżdżali, by dowiedzieć się czegoś
o jego ruchu czy też po prostu porozmawiać o sobie i własnej
filozofii. Czasami robił uwagę, że jakaś osoba zabrała mu tylko czas, lecz mimo
to nigdy nikomu nie odmówił spotkania. Z Kalkuty przyjechał pewien zamożny
Hindus, pan Brijratan Mohatta, z żoną, córką multimilionera R. D. Birla.
Śrila Prabhupad odpowiednio przyjął swoich gości, osobiście sprawdził jadłospis
oraz krótko pouczył swoich uczniów, jak mają obsługiwać pana Mohattę i jego
żonę. Istotnym elementem etykiety vaisnava jest częstowanie prasadam, dlatego
też Śrila Prabhupad zawsze podkreślał, żeby bhaktowie podawali gościom prasadam
z chwilą ich przybycia.
"Powinniście w każdej chwili móc ofiarować wodę, gorące purisy, bhaji
(smażony bakłażan) oraz słodycze" – powiedział Prabhupad. Nawet jeśli
goście wydawali się onieśmieleni, Prabhupad nalegał, aby zjedli cały posiłek.
Pani Mohatta, mimo iż pochodziła z jednej z najbogatszych rodzin
w Indiach, z zadowoleniem przyjęła skromną gościnę, jaką zaoferowali
jej Śrila Prabhupad i jego uczniowie. Pokój, w którym zatrzymała się
wraz z mężem, nie był ukończony, wszędzie wokół trwały prace budowlane,
zaś do spania bhaktowie mogli ofiarować im jedynie materac z poduszką
położony wprost na niewypolerowanej, łupkowej podłodze. Oni jednak wydawali się
przyjmować wszystko z zadowoleniem i aprobatą.
Bhavananda: W Mayapur Śrila Prabhupad zapoznał nas z wieloma
tajnikami kultury indyjskiej. W 1970 roku w Los Angeles poprosił mnie
o zszycie razem prześcieradeł, które miały stanowić pokrowiec na
wykładzinę w jego pokoju. Następnie klęknął tuż przy mnie, byśmy mogli
razem wygładzić rękami fałdy prześcieradła.
To samo kazał nam zrobić w Mayapur. Wyłożyliśmy cały pokój materacami,
a pod ścianami ułożyliśmy podłużne wałki. "Teraz połóżcie przykrycie
z białych prześcieradeł – powiedział – i zmieniajcie je codziennie".
Kiedy bengalscy dżentelmeni odwiedzali Śrila Prabhupada w jego pokoju,
siadali na tych materacach w rogach pokoju i opierali się plecami
o wałki.
Było to bardzo arystokratyczne. Panująca tam atmosfera wskazywała na to, że był
on mahant, panem domu, acaryą. Bengalscy dżentelmeni z wyższych sfer
widzieli również, że przywraca on arystokratyczne zwyczaje z pierwszej
dekady dwudziestego wieku i z lat dwudziestych. Był to klimat z lat
młodości Prabhupada, z czasów jego związku z rodziną Mullików.
Atmosfera ta szybko zanikała. W tym czasie niełatwo było trafić na
pozostałości dawnej kultury, gdyż wszystkie wielkie rodziny z dawnych
czasów zdegradowały się, a ich bogactwo przeminęło.
Tego lata, podczas wizyty w Mayapur, Prabhupad wyjawił dalsze plany
rozwoju tamtejszego ośrodka ISKCON-u. Bhaktowie byli już świadomi tego, że jest
to projekt zakrojony na dużą skalę i że jego realizacja pochłonie miliony
dolarów. Obecnie mieli już jeden budynek, lecz to był zaledwie początek.
Wziąwszy pod uwagę całość planu, był on niemal bez znaczenia. Prabhupad mówił
o olbrzymiej świątyni z wielką kopułą wyrastającą wysoko ponad
transcendentalne miasteczko. Mayapur Chandrodaya Mandir miał mieścić największe
w świecie planetarium, przedstawiające wszechświat zgodnie z opisami
literatury wedyjskiej.
Aby zrealizować ten projekt, Prabhupad pragnął wyszkolić swych uczniów
w różnych dziedzinach, zamierającej obecnie w Bengalu, sztuki
wedyjskiej. Bhaktisiddhanta Sarasvati był ogromnie zainteresowany
przedstawianiem lila Kryszny i Pana Caitanyi za pomocą dioram,
a teraz Śrila Prabhupad pragnął, aby jego uczniowie nauczyli się tej
sztuki pod kierunkiem miejscowych artystów.
W czerwcu przybyli Baradraja, Adideva, Murti i Iśana, aby nauczyć się
sztuki robienia lalek. Prabhupad pragnął także, aby któryś z jego uczniów
nauczył się robić mridangi. Zatem każdego dnia przychodził garncarz, który
zaczął uczyć Iśanę, jak lepić i wypalać gliniane korpusy. Bhaktowie
przekształcili dawny domek Prabhupada w pracownię, a Prabhupad zaczął
zapraszać do Mayapur również innych uczniów.
Będąc transcendentalnym miejscem narodzin Pana Kryszny, Mayapur już jest
wspaniałe. A jeśli do jego rozwoju wykorzystamy zachodnie talenty
z pewnością stanie się ono miejscem unikalnym w skali całego świata.
Prabhupad stwierdził, że Mayapur będzie spełnieniem pragnień poprzednich
acaryów. Miasteczko będzie liczyło pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców
i stanie się duchową stolicą świata. Z gigantyczną świątynią
w centrum i oddzielnymi dzielnicami dla braminów, ksatriyów, vaiśyów
i śudrów, będzie stanowiło wzór dla innych miast. Nadejdzie dzień,
w którym wielkie aglomeracje zostaną zniszczone i ludzkość schroni
się w miastach utworzonych na wzór Mayapur. Rozwój Mayapur będzie oznaczać
początek rozwoju świata świadomego Kryszny. Tym sposobem wpływ Pana Caitanyi
Mahaprabhu się rozszerzy, a Jego przepowiednia: "Moje imię będzie
intonowane w każdym mieście i w każdej wiosce" przyjmie realny
kształt.
Prabhupad powiedział, że w przyszłości Mayapur powinno stać się łatwiej
dostępne. Z Navadvipą będzie je łączył most, z Kalkutą będzie
połączone drogą wodną, Gangesem, a z innymi częściami świata – drogą
powietrzną. W Bengalu miliony ludzi są wyznawcami Pana Caitanyi już od
narodzin, toteż uznają oni i przyjmą świadomość Kryszny jako własną
kulturę w niezmienionej formie. Jest takie powiedzenie: "Całe Indie
naśladują to, co robi Bengal". Jeśli więc, dzięki przykładowi świadomych
Kryszny amerykańskich vaisnavów, cały Bengal ulegnie procesowi przekształcenia
i oczyszczenia, wówczas całe Indie podążą w jego ślady. A kiedy
całe Indie staną się świadome Kryszny, za ich przykładem pójdzie cały świat.
Swym uczniom zarządzającym Mayapur powiedział: "Dałem wam królestwo Boga.
Teraz przyjmijcie je, rozwińcie i radujcie się nim".
***********
27 czerwca 1973 roku
Z Mayapur Śrila Prabhupad udał się do Kalkuty. Do Tamala Kryszny Goswamiego
napisał:
[...] Shyamsundar zasugerował, abym pojechał do Londynu żeby w nowym domu
podarowanym nam przez George'a spotkać się i porozmawiać z liczącymi
się osobami. [...] Jednakże przed wyjazdem chciałbym ostatecznie uregulować
sprawy w Bombaju. Jeśli w Bombaju znajdzie się odpowiednie miejsce,
w którym mógłbym się zatrzymać na kilka dni, to przyjadę natychmiast,
a stamtąd polecę do Londynu.
Zastanawiając się nad dalszymi podróżami, Prabhupad spędził kilka dni
w kalkuckiej świątyni przy Albert Road. Każdy, kto chciał się z nim
zobaczyć, mógł zrobić to bez żadnych przeszkód, dlatego też jego pokój często
wypełniony był miejscowymi Bengalczykami, a także jego uczniami siedzącymi
przed nim na białych prześcieradłach. Natomiast wieczorami udawał się do
wybranego domu, by nauczać świadomości Kryszny (nawet jeśli oznaczało to
wielomilowy dojazd zatłoczonymi ulicami miasta).
Kalkucką świątynię odwiedzała także Bhavatarini, siostra Śrila Prabhupada
(bhaktom znana pod imieniem Pisima), która chciała spotykać się
z ukochanym bratem i jak zwykle, gotować dla niego. Jednakże pewnego
dnia, w kilka godzin po zjedzeniu jej kachauri, Prabhupad zaczął odczuwać
ostry ból żołądka. Zamknął drzwi i położył się do łóżka. Wszyscy uczniowie
byli bardzo zatroskani. Kiedy Śrutakirti, sługa Prabhupada, wszedł do pokoju,
zastał go przewracającego się z boku na bok.
"Coś nie w porządku, Śrila Prabhupad?"
"Mój żołądek" – odparł Prabhupad. "To kokosowe kachauri było nie
dogotowane".
Ataki trwały przez całą noc i kilku bhaktów bezustannie masowało ciało
Prabhupada, a szczególnie żołądek. Z każdym oddechem Prabhupad
wydawał bolesne jęki. Pisima stała tuż przy nim i uczniowie z lękiem
myśleli, że może zechce ugotować dla niego coś innego, nie bacząc na chorobę.
Prabhupad poprosił, aby zdjęto z ołtarza obraz Pana Nrsimhy
i położono obok jego łóżka. Niektórzy bhaktowie obawiali się, że Prabhupad
jest bliski opuszczenia ciała. Następnego ranka, kiedy choroba nie ustawała,
bhaktowie wezwali miejscowego kaviraję (lekarza Ayurwedyjskiego).
Przybył starszy wiekiem kaviraja i stwierdził, iż Prabhupad cierpi na
ostre zatrucie krwi. Zostawił lekarstwo, lecz okazało się ono nieskuteczne.
Później Prabhupad przywołał do siebie Bhavanandę i poprosił o smażone
purisy z odrobiną patala (rodzaj indyjskich warzyw podobny do małych dyni)
i solą. Bhavananda zaprotestował; takie smażone jedzenie tylko mu
zaszkodzi. Prabhupad odrzekł, że takie właśnie lekarstwo dawała mu
w dzieciństwie matka, kiedy miał biegunkę. Następnie zawołał swą siostrę
i w bengali powiedział, aby przygotowała mu purisy i patala. Prabhupad
zjadł to i po kilku godzinach ponownie wezwał Bhavanandę; czuł się lepiej.
"Moja matka miała rację" – stwierdził.
Śyamasundara przysłał telegram zachwalający możliwości nauczania, jakie
oczekują Prabhupada w Londynie, gdzie prosto z lotniska zostanie
przewieziony helikopterem na miejsce głównych wydarzeń – największego
z organizowanych do tej pory festiwali Ratha-yatra. Pochód przejdzie
Picadilly Lane i osiągnie punkt kulminacyjny pod dużym pawilonem przy
Trafalgar Square.
"Kuj żelazo póki gorące" – powiedział Prabhupad. "Wydaje mi się,
że jest to angielskie powiedzenie. Jeśli tak zrobisz, to będziesz mógł nadać mu
odpowiedni kształt. Ludzie na Zachodzie mają już dosyć tego wszystkiego, więc
chcemy dać im duchowe oświecenie".
Te pełne mocy wypowiedzi Prabhupada natychmiast przekonały jego uczniów.
"Na Zachodzie – kontynuował – istnieją dwie błędne teorie. Jedna, że życie
pochodzi z materii, a druga, że po śmierci nie ma życia – możesz więc
używać tylko tego życia. Mówią, że wszystko jest materią. Tak więc
w miarę, jak ruch świadomości Kryszny będzie się rozrastał, komunizm
zostanie ukrócony. Ludzie mówią, że usiłują osiągnąć jedność, lecz nie mają
mózgu, by zrozumieć, że to właśnie doprowadzi do jedności. Utworzyli ogromną,
skomplikowaną Ligę Narodów i teraz Narody Zjednoczone, lecz nie odnieśli
sukcesu. Ale ta prosta metoda Ratha-yatry rozpowszechnia się na całym świecie.
Jagannatha znaczy "Pan wszechświata", więc za pośrednictwem naszego
ISKCON-u Pan Jagannatha jest teraz międzynarodowym Bogiem. Dlatego pragnę udać
się na Zachód i dać im to wszystko".
Chociaż wydawało się, że Prabhupad jest fizycznie niezdolny do natychmiastowej
podróży do Londynu i podjęcia oczekującej go działalności misyjnej, jego
uczniowie ulegli mu, uznawszy jego wyprawę za jeszcze jeden cud Kryszny.
************
Londyn 7 lipca 1973 roku
Paravidha: Był to dzień Ratha-yatry. Widziałem, jak Prabhupad wchodził do
świątyni; nie wyglądał na zbyt silnego. Byłem naprawdę zdumiony, lecz
rozumiałem, że jego siła była natury duchowej.
Dhruvanatha: Czekaliśmy, aby powitać Prabhupada na miejscu parady przy Marble
Arch, gdzie rozpoczynał się pochód. Vyasasana był ładnie przystrojony
i wszyscy spodziewali się, że Prabhupad po prostu na nim usiądzie
i pojedzie ulicami, tak jak to robił podczas innych Ratha-yatr. Jednakże
ku naszemu wielkiemu zdumieniu i radości, kiedy Prabhupad przybył, odmówił
zajęcia miejsca na vyasasanie. Dał znak, że będzie tańczył i prowadził
pochód.
Yogeśvara: Przynieśli schody, aby Prabhupad mógł wejść po nich na wóz
i usiąść na vyasasanie, lecz on machnięciem ręki dał do zrozumienia, że
mają je zabrać, i po prostu ruszył do przodu wraz z wozami. Przez
cały czas tańczył i szedł na czele procesji.
Dhiraśanta: Jechałem na wozie, ponieważ skręciłem
sobie kostkę i nie mogłem chodzić. Widziałem więc Prabhupada bardzo
wyraźnie. Revatinandana Maharaja jechał na wozie i śpiewał do mikrofonu,
lecz po około piętnastu minutach Prabhupad powiedział bhaktom, aby przekazali
Revatinandanie Maharajy i innym, że mają zejść z wozu i razem
z nim prowadzić kirtan na ulicy.
Revatinandana: Kiedy Prabhupad zobaczył vyasasan na wozie, powiedział:
"Nie, jestem po prostu bhaktą. Pójdę z procesją". To był wielki,
wspaniały kirtan. Zmieniałem się z Hamsadutą i Śyamasundarą
w prowadzeniu tego fantastycznego kirtanu, a Prabhupad ze swymi
karatalami przez cały czas był w samym środku. Tańczył poruszając się
w przód i tył, skakał w górę i znowu tańczył.
Rohini-nandana: Wóz posuwał się do przodu dosyć powoli. Prabhupad szedł około
dwudziestu-trzydziestu jardów przed nim i prowadził procesję. Przez
mikrofony umieszczone na wozie ratha dochodziły dźwięki kirtana. Prabhupad
zawołał wszystkich na dół i zebrał ich wokół siebie, by wspólnie śpiewali
Hare Kryszna. Od czasu do czasu odwracał się i majestatycznie podnosił
obie ręce, wołając: "Jaya Jagannatha!" Czasami wysuwaliśmy się trochę
za bardzo do przodu, więc odwracał się i czekał, aż wóz nadjedzie. Czasami
tańczył, a czasami przystawał i unosił obie ręce w górę.
Śaradiya dasi: Prabhupad tańczył, a po zrobieniu kilku kroków odwracał się
i z uniesionymi rękoma patrzył na Bóstwa. Potem znów przez chwilę tańczył,
medytując o Bóstwach, ponownie odwracał się i szedł dalej.
W taki sposób przetańczył całą trasę. Aby chronić go przed tłumem,
bhaktowie chwycili się za ręce i utworzyli wokół niego krąg. Było to
cudowne, transcendentalne wydarzenie. Prabhupad patrzył w górę na Bóstwa,
a za nim szli wszyscy bhaktowie.
Sudurjaya: Prabhupad nas zadziwił. Nie wiedzieliśmy, czy był chory czy nie, czy
był słaby, czy może miał zawroty głowy. Chwilami wydawał się bardzo chory,
a chwilami wyglądał jak osiemnastoletni chłopiec. Zaskoczył nas.
W ręku miał laskę, ale gdy tańczył, unosił ją do góry. Po pewnym czasie
Śyamasundara podszedł do mnie i powiedział: "Słuchaj, Prabhupad tego
nie wytrzyma, jest bardzo chory. Jedź za nami samochodem. Bądź w pobliżu,
tak abyśmy mogli natychmiast wsadzić go do samochodu". Gdy Prabhupad szedł
Park Lane, czasami bhaktowie ciągnący wóz nie byli w stanie za nim nadążyć.
Wówczas odwracał się, unosił ręce i wołał: "Haribol!" Zrobił to
kilkanaście razy. Szedł tak szybko, że musiał na nich czekać. Bhaktowie
tańczyli, pogoda była piękna, a tłum wspaniały.
Dhruvanatha: Na widok Prabhupada przechodnie stawali jak zaczarowani. Mężczyzna
w tym wieku tańczący i skaczący w górę jak młodzieniec był
zdumiewającym zjawiskiem! Mniej więcej co pięć minut Prabhupad odwracał się
i patrzył na Jagannatha. Bhaktowie pilnowali, aby miał doskonały widok na
Jagannatha, Balaramę i Subhadrę i aby nikt mu Ich nie zasłaniał. Lecz
po jakimś czasie policja dała nam do zrozumienia, że nie możemy robić takich
przystanków. Musimy utrzymywać tempo pochodu, gdyż inaczej na ulicy zrobi się
korek. Bhaktowie krzyczeli, śpiewali, tańczyli. Było wiele zamieszania.
Śrutakirti: Kiedy Prabhupad tańczył, gliniarze wciąż do nas podchodzili
i szukali kogoś odpowiedzialnego. W końcu podeszli do mnie
i powiedzieli: "Będziesz musiał powiedzieć swojemu liderowi, żeby
usiadł, gdyż wywołuje zbyt wiele zamieszania. Wszyscy zaczynają szaleć, nie
jesteśmy w stanie dłużej kontrolować tłumu". Powiedziałem więc:
"Dobrze". Ale Prabhupadwi o niczym nie wspomniałem.
Podeszli zatem jeszcze raz i powtórzyli: "Musisz powiedzieć mu, żeby
usiadł". Odparłem na to: "W porządku" i lekko dotknąłem
ramienia Śrila Prabhupada. Cały czas był w ekstazie; tańczył przed wozem
i zachęcał wszystkich, by także tańczyli. Ruchami rąk zachęcał bhaktów do
bezustannego tańca. Był siłą napędową festiwalu. Powiedziałem do niego:
"Prabhupad, policjanci chcą, żebyś usiadł na wozie. Mówią, że wywołujesz
zamieszanie w pochodzie". Prabhupad spojrzał na mnie, odwrócił się
i dalej robił swoje. Zupełnie to zignorował i tańczył dalej. Nie
mogli na to nic poradzić. Prabhupad nie zamierzał przestać, a policja nie
mogła mu nic powiedzieć.
Paravidha: Podczas całego pochodu rozprowadzałem Back to Godhead Byłem
wykończony i z trudem nadążałem za grupą. A Prabhupad był tam
i tańczył jak młody chłopiec. Byłem zdumiony, kiedy widziałem jego duchową
energię.
Dhruvanatha: Kiedy doszliśmy do Picadilly Circus, Prabhupad nagle zatrzymał
całą procesję. Oczywiście Picadilly Circus także był pełen ludzi. Prabhupad
zatrzymał procesję na jakieś trzy minuty i po prostu tańczył
i tańczył, a bhaktowie wokół niego.
Rohini-nandana: Kiedy doszliśmy do Picadilly Circus, Prabhupad zaczął tańczyć
na całego. Skakał bardzo wysoko. Scena ta przypominała opisy
z Caitanya-caritamrty, kiedy Pan Caitanya prowadzi procesję Ratha-yatry.
Zatrzymali więc wóz i Prabhupad musiał na niego czekać.
Yogeśvara: Kiedy dotarliśmy w końcu na Trafalgar Square, Prabhupad
zobaczył duży namiot i inne rzeczy przygotowane przez bhaktów i znowu
uniósł ręce. Przez całą trasę szedł tańcząc, a musiało to trwać co
najmniej godzinę – począwszy od Hyde Parku do Trafalgar Square.
Rohini-nandana: Kiedy dotarliśmy na Trafalgar Square, Prabhupad natychmiast
usiadł na małym vyasasanie u stóp kolumny Nelsona i zrobił wykład na
temat świętego imienia Kryszny. Było to zaraz po jego maratonie śpiewania
i tańczenia.
Następnego dnia w gazetach pojawiły się sprawozdania i reportaże
z przebiegu festiwalu. Wszystkie bardzo życzliwe. Prabhupad napisał
o tym do swego ucznia w Los Angeles.
Zapewne ucieszy Cię wiadomość, że Ratha-yatra w Londynie była wielkim
sukcesem. The Daily Guardian zamieścił na pierwszej stronie zdjęcie naszego
wozu i oświadczył, że rywalizowaliśmy z pomnikiem Pana Nelsona na
Trafalgar Square. Czuję się dobrze. Codziennie chodzę na spacery i robię
poranne wykłady.
W innym liście Prabhupad napisał:
Nasz festiwal spotkał się tutaj z bardzo dobrym przyjęciem, co tak mnie
zachęciło, że byłem w stanie iść pieszo i tańczyć przez całą drogę od
Hyde Parku do Trafalgar Square.
Bhaktowie zaprosili na spotkanie ze Śrila Prabhupadem wielu wybitnych
Brytyjczyków, którzy chętnie przyjęli tę propozycję. Swoje przybycie obiecali
ekonomista Ernst Schumacher, a także filozof Sir Alfred J. Ayer. Kiedy
Śyamasundara poinformował Prabhupada, że pan Ayer jest osobą powszechnie znaną,
Prabhupad zapytał: "Jaka jest jego filozofia?"
"No cóż – odparł Śyamasundara – nie wierzy w istnienie Boga".
"Udowodnię mu, że Bóg istnieje" – odrzekł Prabhupad. "Zapytam
go, co rozumie przez Ťistnienie Bogať. Poproszę go o sporządzenie listy
dowodów na nieistnienie Boga". Prabhupad lubił spotykać się
z filozofami, zapędzać ich w kozi róg i pokonywać.
Historyk Arnold Toynbee był człowiekiem starym i kalekim, dlatego też
Prabhupad zgodził się na złożenie mu wizyty w jego rezydencji. Doktor
Toynbee, zainteresowany kwestią życia po śmierci, zapytał o karmę. Mówił,
że większość ludzi obawia się śmierci. Prabhupad przyznał mu rację
i dodał, że zgodnie z horoskopem postawionym przez pewnego astrologa,
jeden z niedawnych przywódców indyjskich narodził się ponownie jako pies.
"Tak więc boją się, że upadną" – powiedział. Na pytanie, czy karmę
można zmienić, Prabhupad odparł, że tak, lecz jedynie dzięki bhakti, oddaniu
dla Boga.
George Harrison zwracał się do Prabhupada w duchu pokory, podobnie jak
jego uczniowie. Prabhupad i George zjedli razem prasadam, specjalny obiad,
w którego skład wchodziły: samosy, halava, warzywa, śmietana
i purisy. Gdy delektowali się posiłkiem, Prabhupad napomknął o tym,
że niektórzy pandowie (zawodowi przewodnicy po świętych miejscach) we
Vrindavanie za dużo jedzą. Zdarzyło się, że jeden z nich zjadł tak dużo,
że prawie umierał, ale powiedział do swego syna: "Przynajmniej umieram
z przejedzenia, a nie z głodu. Śmierć głodowa jest rzeczą
haniebną". W trakcie rozmowy z Georgem, Prabhupad uśmiechnął się
i podziękował za podarowanie bhaktom Manor. "Widziałeś mój
pokój?" – zapytał. "Prawdę mówiąc jest to twój dom, ale pokój jest
mój".
"Nie – zaprotestował George, woląc zachować postawę pokornego ucznia – to
jest dom Kryszny i twój pokój".
George zwierzył się, że z powodu przyjęcia świadomości Kryszny traci
przyjaciół. Prabhupad powiedział, by się tym nie martwił. Przeczytał mu
fragment z Gity, w którym Kryszna objaśnia, że można Go poznać
jedynie dzięki służbie oddania.
"W przyszłości – stwierdził George – ISKCON tak się rozrośnie, że będzie
potrzebny jakiś zarząd".
Prabhupad: "Podzieliłem świat na dwanaście stref z dwunastoma
reprezentantami. Dopóki będą przestrzegać duchowych zasad, dopóty Kryszna
będzie im pomagał".
Przed odejściem George zapewnił Prabhupada, że pomoże mu zwiększyć liczbę świątyń.
Później Prabhupad skomentował to w ten sposób: "George rozwija
wewnętrzną wiarę dzięki Krysznie".
Za pośrednictwem George'a Harrisona, sławnego przywódcę ruchu świadomości
Kryszny odwiedził inny znany piosenkarz i muzyk, Donovan.
W towarzystwie swego przyjaciela muzyka oraz dwóch przyjaciółek
w mini spódniczkach, usiadł przed Prabhupadem w niezręcznym
milczeniu. Prabhupad rzekł: "W Vedach jest werset, który mówi, że muzyka
jest najwyższą formą wykształcenia", po czym zaczął objaśniać, w jaki
sposób muzycy mogą służyć Krysznie. "Powinieneś pójść za przykładem swego
przyjaciela George'a" – powiedział. "Podsuniemy ci temat, a ty
pisz piosenki. Wszystko, nawet pieniądze, można wykorzystać w służbie dla
Kryszny".
"Ale pieniądze są materialne" – wtrąciła dziewczyna Donovana. "A
co ty wiesz o tym, co jest materialne, a co duchowe?" – odparł
Prabhupad. Następnie zwrócił się do Donovana: "Rozumiesz?" Donovan
z pokorą odparł, że chociaż nie jest zbyt bystry, to stara się zrozumieć.
Wówczas jego przyjaciółka nachyliła się ku niemu i szepnęła mu coś do
ucha, na co Donovan podniósł się i powiedział: "Tak, musimy już
iść". Prabhupad namawiał, aby przynajmniej zjedli trochę prasadam.
Gdy tylko goście wyszli, Prabhupad i jego uczniowie zaczęli się śmiać.
Prabhupad powiedział: "Ona myślała, że..:" – i gestem zachęcił swych
uczniów, aby dokończyli zdanie.
"Tak – powiedział Yogeśvara – myślała, że jeśli Kryszna go dostanie, to
ona go straci"
Prabhupadwi tak bardzo spodobało się nauczanie wpływowych gości, że chciał to
robić wszędzie, dokądkolwiek się uda. W liście do jednego ze swych uczniów
napisał: "Zwyczaj zapraszania wpływowych osobistości na rozmowę ze mną
o naszym ruchu świadomości Kryszny powinno wprowadzić się wszędzie,
gdziekolwiek się udam".
Minął już miesiąc, odkąd przybył do Manor, a do Janmastami
i instalacji Bóstw pozostało jeszcze kilka tygodni. Kiedy zatem Bhagavan
zaprosił go, aby odwiedził Paryż i zainstalował tam Bóstwa Radha-Kryszny,
wyraził zgodę.
************
Paryż 9 sierpnia 1973 roku
Bhaktowie zorganizowali dla Prabhupada oficjalne przyjęcie w Ratuszu
Miejskim. W obecności mera Paryża i grona towarzyszących mu osób
Prabhupad oznajmił, że przywódcy, którzy nie uczą swych obywateli prawdziwej
świadomości Boga, nie są odpowiedzialnymi przywódcami. Następnego dnia,
w prasie ukazało się sprawozdanie, którego autor oznajmił, że Swami poddał
krytyce nawet Napoleona Bonaparte.
Bhagavan: Przeprowadziliśmy się właśnie do naszej nowej paryskiej świątyni przy
Rue Le Sueur 4 i otrzymaliśmy Bóstwa Radha-Kryszny wysokości 48 cali.
Prabhupad kazał Pradyumnie intonować mantry i polewać Bóstwa różnymi
substancjami, podczas gdy sam przyglądał się temu ze swego vyasasanu,
i dawał wskazówki. Ja pomagałem Pradyumnie. W pewnej chwili odwróciłem
się i ujrzałem, że Śrila Prabhupad stoi tuż przy mnie, bierze te
substancje własną ręką i smaruje nimi lotosową twarz Śrimati Radharani. Po
zainstalowaniu Bóstw na ołtarzu, Śrila Prabhupad ofiarował arati, a ja
pomagałem mu podając parafernalia.
Po instalacji udaliśmy się do pokoju Śrila Prabhupada i z wielką
niecierpliwością zaczęliśmy prosić go o nadanie Bóstwom imienia. Usiadłszy
w fotelu Prabhupad powiedział, że Bóstwa będą się nazywały
Radha-Paris-iśvara. Następnie oznajmił, że Hindusi w poszukiwaniu wiedzy
udają się do Anglii, zaś przyjemności zmysłowych szukają w Paryżu. Zaczął
się śmiać i rzekł, że Kryszna przybył do Paryża, aby znaleźć jakieś gopi,
jakieś francuskie dziewczęta, bowiem paryżanki mają najpiękniejsze twarze.
"Radharani jest tak piękna – powiedział Prabhupad – jak paryżanka. Tak
więc Kryszna przybył tutaj, aby odnaleźć tę najpiękniejszą ze wszystkich gopi.
Zatem jest On Paris-iśvarą".
*************
Po przybyciu do Londynu Śrila Prabhupad otrzymał z Bombaju nagły telefon
od Girirajy. Giriraja chciał, aby Prabhupad przyjechał i osobiście
uregulował z panią N. sprawy związane z nabyciem ziemi Juhu.
Skontaktował się z nowym prawnikiem, panem Bakhilem, który uważał, że aby
zawrzeć umowę, potrzebna jest obecność Prabhupada. Inny prawnik ISKCON-u, pan
Chandawal, także radził, aby Śrila Prabhupad natychmiast przybył do Bombaju.
Stąd też telefon od Girirajy, który błagał go o przybycie
i załatwienie tej sprawy raz na zawsze. Prabhupad wyraził zgodę. Do
Janmastami pozostanie w Londynie, po czym wróci do Bombaju.
Bombaj 15 września 1973 roku
W dzień po przyjeździe Śrila Prabhupad spotkał się z radcami prawnymi pani
N. i wysłuchał ich ofert. Sytuacja zaczęła wyglądać korzystniej, jednak
nie było jeszcze ostatecznych decyzji. Reakcja opinii publicznej na próbę
zdemolowania świątyni odmieniła panią N., która powiedziała swemu prawnikowi,
że jeśli Prabhupad zapłaci gotówką całą pozostałą sumę dwunastu lakh rupii, ona
wyrazi zgodę. Prabhupad przystał na to, lecz nie chciał rozpocząć zbierania
pieniędzy, póki nie będzie pewien, że pani N. mówi poważnie.
Pan Asnani, prawnik i członek wspomagający ISKCON-u, regularnie spotykał
się z panią N. i namawiał ją do współpracy z Prabhupadem. Jej
prawnicy zgadzali się z nim. Jednak Prabhupad przebywał w Bombaju już
od kilku tygodni, a nadal nie doszło do jego spotkania z panią N. Raz
pan Asnani pojechał, by przywieźć ją na spotkanie z Prabhupadem, lecz tego
akurat dnia nie czuła się dobrze. I tak pan Asnani codziennie mówił do
Prabhupada: "Pani N. przyjedzie jutro". Prabhupad był rozczarowany że
sprawa się przeciąga. Widząc to, jego sekretarze powiedzieli panu Asnani, że
jakkolwiek wiedzą, iż ma dobre chęci, to zamierzają przekazać sprawę innym
prawnikom. Pan Asnani poprosił o następne czterdzieści osiem godzin na zakończenie
sprawy i sporządzenie aktu przeniesienia tytułu własności.
Kiedy pan Asnani złożył wizytę pani N., przebywała ona akurat w swym
drugim domu, gdzie dochodziła do zdrowia po niedawno przebytej chorobie.
"Mataji – zwrócił się do niej błagalnie – mój Guru Maharaja jutro
wyjeżdża. Jeśli nie przyjedziesz dzisiaj wieczorem, to sprawa z ziemią
będzie się ciągnęła przez następny rok". Pani N. zgodziła się pojechać
i około dziewiątej wieczorem razem z panem Asnani przybyła do domu
pana Bogilala Patela, gdzie Śrila Prabhupad prowadził program z kimanem
i rozmową na temat Bhagavata. Prabhupad znajdował się na dachu
i właśnie miał rozpocząć wykład, ale gdy usłyszał, że przyjechała pani N.,
przerwał spotkanie i zszedł do swego pokoju, aby z nią porozmawiać.
Po krótkiem rozmowie Prabhupad przeprosił ją i wrócił na dach, by
poprowadzić wykład.
Około północy wrócił do swego pokoju w towarzystwie sługi
i sekretarza. Pani N. wciąż czekała. Wybuchnęła płaczem i skłoniła
się do stóp Prabhupada "Przepraszam za wszystko, co zrobiłam" –
powiedziała szlochając. "Proszę, wybacz mi". Obiecała zrobić
wszystko, czego Prabhupad zapragnie.
Prabhupad spojrzał na nią ze współczuciem i zrozumiał, co się dzieje
w jej sercu. "Jesteś jak moja córka" – powiedział. "Nie
martw się. Zaopiekuję się tobą. Dopilnuję, abyś do końca życia miała wszystko,
czego potrzebujesz". Następnie dodał, że nadal zgadza się na wszystkie
zaproponowane przez nią warunki: mianowicie, że zapłaci pozostałe dwanaście
lakh plus pięćdziesiąt tysięcy rupii rekompensaty z tytułu zwłoki.
Pierwszego listopada o godzinie osiemnastej trzydzieści Śrila Prabhupad
usiadł przy swoim niskim biurku między dwoma oknami i oparł się plecami
o ścianę. Obecni byli także: pani N. oraz jej prawnicy, notariusz, pan
Asnani, państwo Sethi, a także około ośmiu bhaktów. Był taki tłok, że
w przepełnionym pokoju zaczynało się robić gorąco i duszno. Gdy
notariusz przygotowywał papiery do podpisania, pani N. siedziała po prawej
stronie Prabhupada, który zachowywał się z powagą. W pokoju panowała cisza.
Słychać było tylko szelest papierów i skrzypienie pióra. Przygotowanie
i podpisanie dokumentów przekazania tytułu własności zajęło ponad
dwadzieścia minut. Prabhupad zapłacił pani N., która następnie złożyła na
dokumentach swój podpis. Ziemia stała się prawnie własnością ISKCON-u.
Giriraja: W czasie składania podpisów
w pokoju było cicho, jak makiem zasiał, i wszyscy mieli uczucie, że
są świadkami epokowego wydarzenia – tak jakby dwa mocarstwa podpisywały
porozumienie. Gdy pani N. podpisała dokumenty, wszyscy w milczeniu
przyglądali się, jak przekazywano papiery. Pani N. rozpłakała się. Tamala
Kryszna Goswami zapytał ją, dlaczego płacze, a ona odrzekła, że właśnie
tego dnia przyszedł do niej pan Matar i powiedział, że znalazł na jej ziemię
kupca, który chciał zapłacić o wiele więcej niż my. Obserwując panią N.
myśleliśmy, że musi pamiętać wszystko co zaszło: błędy, które popełniła, śmierć
męża. Atmosfera była pełna napięcia, niczym w chwili podpisywania
kapitulacji po wielu miesiącach ciężkich zmagań. Dla Prabhupada, bhaktów oraz
ludzi życzliwych Prabhupadwi była to chwila spełnienia pragnień i marzeń
oraz uwieńczenia wieloletnich wysiłków.
Śrila Prabhupad poprosił bhaktów o podanie informacji do prasy, po czym
zaprosił wszystkich do holu na ucztę. Rozwinięto maty, po czym bhaktowie
przynieśli talerze z liści i umieścili po jednym przed każdą osobą.
Następnie zaczęli nakładać prasadam usadowionym w dwóch rzędach gościom.
Prabhupad stał i przyglądał się. "A więc zaczynajmy" –
powiedział, nadzorując nakładanie. Bhaktowie przygotowali kilkanaście potraw:
ryż, dal, wiele rodzajów pakory (z ziemniaków, kalafiora i bakłażanów),
sabji z ziemniaków, papads, burfi, mokre sabji z kalafiorów, laddu,
camcam (słodycze z mleka), makaron z khirem, halavę oraz napój
cytrynowy. Był to podniosły i szczęśliwy moment.
Pani Warrier (mieszkanka Hare Kryszna Land): Gdy bhaktowie skończyli śpiewać,
wszyscy wołali "Jaya!" i byli bardzo szczęśliwi. Potem Prabhupad
zrobił wykład na temat projektu bombajskiego. Powiedział, że wszystko będzie
tutaj z marmuru. Niektórzy powątpiewali, czy uda się wybudować wszystko
z marmuru, ale Prabhupad wyjaśnił, że jest to możliwe i będzie
zrobione. Przedstawił swoją wizję projektu. Sposób, w jaki go opisywał,
porwał wszystkich. Miał to być jakby jeden z siedmiu cudów świata,
przyciągający ludzi ze wszystkich stron. Ludzie po prostu będą chcieli
przyjechać, aby go obejrzeć. Będzie to punki orientacyjny Bombaju. Prabhupad
opisywał całość projektu, tak jakby go widział oczyma swojej wyobraźni, i powiedział,
że po zbudowaniu przewyższy on nasze wyobrażenia. Będzie to coś fantastycznego!
Uczta trwała do późna. Po jej zakończeniu, gdy wszyscy się rozeszli, Prabhupad
wrócił do pokoju. Usiadł przy biurku i przechyliwszy się do tyłu,
wykrzyknął: "To była dobra walka! "
*************
Vrindavana Marzec 1974
Śrila Prabhupad rozmyślał o budowie świątyni Kryszna-Balarama.
W kwietniu 1972 roku poprosił swego ucznia Hansa Kielmana (obecnie
Surabhiego), który sporządził plany ośrodka w Bombaju, aby naszkicował
rysunki wzorując się na indyjskiej architekturze renesansowej. Prabhupadwi
podobała się świątynia Govindaji położona w pobliżu oryginalnej świątyni
Govindaji wzniesionej przez Rupę Goswamiego. Podobał mu się jej otwarty
dziedziniec otoczony wieloma łukami i frontowe schody wiodące wprost do
miejsca darśanu Bóstw. Zaproponował więc, aby niektóre z rozwiązań
architektonicznych tej świątyni wykorzystano przy budowie świątyni ISKCON-u.
Surabhi, przy pomocy architekta z Vrindavany, sporządził plany i Prabhupad
je zaaprobował.
Będzie to najwspanialsza świątynia we Vrindavanie. Wielu wysokiej klasy
dżentelmenów z Delhi, którzy są także bhaktami, chętnie skorzysta
z możliwości zamieszkania z nami podczas weekendów i będzie to
dla nich niczym Vaikuntha. Musicie wznieść coś wspaniałego, w przeciwnym
razie wy, amerykańscy chłopcy zupełnie się skompromitujecie. To wyrówna
rachunki między Ameryką a Indiami. Projekt we Vrindavanie jest jednym
z ważniejszych projektów naszego ISKCON-u.
Chociaż Guru dasa skrupulatnie utrzymywał z Prabhupadem kontakt listowny,
to zaniedbał kilka ważnych spraw we Vrindavanie, takich jak wykopanie studni
czy uzyskanie zgody władz miejskich, o które to rzeczy Prabhupad prosił
wielokrotnie. Latem 1972 roku Prabhupad napisał:
Od początku mówiłem, że po prostu chcę, aby we Vrindavanie wybudowano świątynię
na podobieństwo świątyni Govindaji. Było tak wiele listów, jednak nic nie
zostało zrobione. Ale mniejsza o to, teraz podoba mi się plan Surabhiego.
Zdaniem Prabhupada zbudowanie świątyni we Vrindavanie nie powinno nastręczyć
zbyt wielu trudności, toteż niecierpliwił się z powodu opóźnień.
W trosce o to, aby bhaktowie i architekci nie zawyżyli kosztów
budynku, powiedział, że powinni wykonywać plany, które zaaprobował, nawet jeśli
budynek miałby być nieco tańszy niż przewidywał to pierwotny plan. Chciał, żeby
praca odbywała się pod nadzorem kompetentnego ucznia, tak aby ISKCON nie został
oszukany.
Już w kwietniu 1972 roku Prabhupad poprosił, żeby Bóstwami we Vrindavanie
byli Kryszna i Balarama. Powiedział, że Kryszna może być czarny,
a Balarama biały, i że podoba mu się poza, w której są
przedstawieni na tylnej okładce Back to Godhead. Poprosił, aby od frontu
powiesić napis: "Shri Krishna Balaram Mandir".
W większości świątyń we Vrindavanie znajdowały się Bóstwa Radha-Kryszny
i to było jednym z powodów, dla którego Prabhupad wybrał na główne
Bóstwa Krysznę i Balaramę. W ten sposób świątynia ISKCON-u będzie tu
unikatem. Innym powodem było to, że ziemia ISKCON-u usytuowana była na terenie
Ramana-reti, pokrytym drobnym piaskiem i porośniętym lasem, gdzie pięć
tysięcy lat temu odbywały się dziecięce rozrywki Kryszny i Balaramy. Zatem
wysławianie i czczenie młodzieńczych zabaw Kryszny i Balaramy
w Ramana-reti było rzeczą stosowną.
Chociaż od czasu pojawienia się Kryszny upłynęły tysiące lat, we Vrindavanie
wciąż panowała ta sama atmosfera i zachowało się wiele dawnych widoków
i dźwięków. Można było zobaczyć pawie, które przechadzały się po
tutejszych piaskach, albo siedziały na dachach domów lub na drzewach. Teraz,
tak jak przed wiekami, rozlegało się gruchanie gołębi i kukanie kukułek,
a w powietrzu śmigały zielonoskrzydłe papugi.
Zakładając świątynię Kryszny i Balaramy, Prabhupad pragnął ofiarować
spokojną, transcendentalną atmosferę Ramana-reti wszystkim ludziom – łącznie
z gośćmi z zagranicy, osobami dojeżdżającymi z Delhi oraz jego
własnymi uczniami. Otrzymał już nawet list od liczącego się międzynarodowego
biura turystycznego z prośbą o przygotowanie kwater dla turystów, tak
aby dom gościnny ISKCON-u mógł zostać umieszczony na szlaku oficjalnych
turystycznych wycieczek po "duchowych Indiach". Ludzie przyjeżdżali
do Indii z myślą o odwiedzeniu świętych miejsc; ale niestety,
większość tych miejsc była nieautoryzowana i roiło się w nich od
oszustów. Dlatego też ośrodek ISKCON-u będzie miał ogromne znaczenie. Prabhupad
napisał:
Zorganizujcie europejski ośrodek nauczania i próbujcie zjednać sobie
wszystkich przyjeżdżających do Vrindavany turystów i hipisów. Częstujcie
ich smacznym prasadam, angażujcie w intonowanie świętych imion, sprzątanie
świątyni i czytanie naszych książek. Zapewnijcie im wszelkie udogodnienia
potrzebne do tego, aby zostać bhaktą.
Po wizycie podczas Karttika w 1972 roku, Prabhupad nie był we Vrindavanie
przez ponad rok. Nadzór nad wszystkim odbywał się korespondencyjnie. Jako że na
wszystkich kontynentach ruch świadomości Kryszny szybko się rozwijał, Prabhupad
miał wiele miejsc do odwiedzenia. Jednakże trzy główne projekty – Bombaj,
Vrindavana i Mayapur – były głównym tematem jego korespondencji
i stanowiły największą inwestycję finansową.
Pewnego dnia, podczas masażu, Prabhupad zwierzył się swemu słudze: "W moim
wieku większość ludzi jest już na emeryturze. Nie chcę dłużej zarządzać. Chcę
tylko pisać". Zapytał, czy znalazłoby się na świecie jakieś miejsce, do
którego mógłby pojechać na sześć miesięcy. Miejsce, w którym byłby
zupełnie sam, gdzie nikt by nie przychodził, nikt by nie przeszkadzał
i gdzie nie będą docierały żadne listy.
Sługa Prabhupada zasugerował Teheran. Prabhupad zastanowił się nad tym, po czym
zaproponował New Vrindaban. Mówił o Mohandasie Gandhim, który nie mógł
nawet sypiać po nocach, gdyż zawsze byli przy nim jacyś ludzie, nawet jeśli
podróżował incognito.
Tego samego dnia nadszedł z Paryża list od Bhagavana, który zapraszał
Prabhupada do odwiedzenia ośrodków ISKCON-u w Europie. Prabhupad
natychmiast się ożywił i zdecydował, że pojedzie.
Jego sługa rzekł: "Ale wcześniej chciałeś gdzieś pojechać i być
sam".
Prabhupad roześmiał się. "W tym życiu nie będzie to dla mnie możliwe.
Lepiej, abym dalej podróżował i zginął na polu bitwy. Dla żołnierza śmierć
na polu walki jest rzeczą chwalebną. Czyż nie tak?"
*************
Guru dasa rozesłał do wszystkich ośrodków ISKCON-u list zapraszający bhaktów do
udziału w ceremonii otwarcia Kryszna-Balarama Mandiru w Vrindavanie.
Zaprosił także członków wspomagających z Bombaju i Kalkuty
i zarezerwował dla nich wagony w pociągach. Prabhupad również
zachęcał swych uczniów, aby na Janmastami przybyli do Vrindavany. Prowadząc
wykład w Los Angeles, powiedział w obecności setek bhaktów:
"Zapraszam was wszystkich, abyście przyjechali do Vrindavany na otwarcie
Mandiru Kryszny i Balaramy".
Prabhupad rozesłał również zaproszenia do swoich braci duchowych, a kiedy
jeden z nich je przyjął, Śrila Prabhupad odpisał mu i zapewnił, że
będzie miał zarezerwowane miejsce, a także zasugerował najszybsze
połączenie z Kalkuty do Vrindavany.
15 lipca, zaledwie na dziesięć dni przed planowanym przyjazdem do Vrindavany,
Prabhupad napisał niemalże identyczne listy do swych uczniów sannyasinów,
z propozycją, aby przybyli i rozwiązali wszystkie osobiste
i służbowe sprawy, które pozostały nie załatwione ze względu na jego
wypełnioną zajęciami podróż.
Jednakże oprócz Guru dasa nikt z bhaktów we Vrindavanie nie wierzył, że
budynek będzie gotowy na wielkie otwarcie. Prace jak zwykle posuwały się powoli
i poza pomieszczeniem dla Bóstw był to wciąż plac budowy. Nie było
ołtarzy, nie było Bóstw. Tejas miał wrażenie, że Guru dasa tak bardzo boi się
niezadowolenia Prabhupada, iż nie śmie przyznać, że budynek nie będzie gotowy.
Data została ustalona i Prabhupad nie chciał słyszeć żadnych wymówek.
Napisał: "Musicie być gotowi na Janmastami. Nie ma mowy
o opóźnieniu". Guru dasa przyznał, że do Janmastami konstrukcja
świątyni nie będzie całkowicie ukończona, ale dowodził, że mimo to ceremonia
otwarcia mogłaby się odbyć, nawet jeśli nie wszystko będzie dopracowane
w szczegółach.
Prabhupad nie dostawał dokładnych sprawozdań z budowy świątyni we Vrindavanie.
Kilka miesięcy wcześniej Tamala Kryszna Goswami odszedł ze stanowiska
sekretarza GBC na Indie i wyjechał na Zachód, aby nauczać. Upłynęły trzy
miesiące, zanim Prabhupad mianował nowego następcę. Został nim Karandhara,
który jednak zrezygnował po upływie zaledwie kilku tygodni. Relacja Guru dasa
była zatem jedyną, którą Prabhupad otrzymał. Zbliżał się koniec lipca
i bhaktowie przygotowywali się do podróży do Vrindavany – na próżno.
************
Vrindavana 4 sierpnia 1974 roku
Samochód Śrila Prabhupada zatrzymał się na terenie posiadłości ISKCON-u
w Ramana-yeti, gdzie grupa bhaktów powitała go kirtanem i kwiatami.
Zebrało się tam już około dwudziestu pięciu osób, które przybyły ze świątyń
całego świata na wielką ceremonię otwarcia. Teraz wszyscy razem radośnie
otoczyli Śrila Prabhupada. Ponieważ stałe chodniki nie zostały jeszcze
zrobione, Prabhupad szedł w kierunku pomieszczenia dla Bóstw mijając na
wpół ukończone ściany, stosy piasku i cegieł. Wszędzie widoczny był brak
zdobień i wykończenia, a wokół leżał gruz.
"Co to jest?" – zapytał Prabhupad obchodząc plac budowy. "Tutaj
niczego nie ma. Gdzie jest świątynia? Powiedziałeś mi, że budowa została
ukończona". Guru dasa, Surabhi, Gunarnava i inni bezpośrednio
odpowiedzialni za budowę nie byli w stanie udzielić odpowiedzi. Ich twarze
pobladły.
Prabhupad był wściekły: "Jak możecie otworzyć coś takiego?" Przybyli
bhaktowie także zaczęli rozmawiać pomiędzy sobą: "Świątynia nie jest
gotowa. Jak możemy ją otworzyć?"
"Ale Prabhupad – powiedział jeden z nich – przyjadą bhaktowie
z całego świata".
"Powstrzymajcie ich natychmiast!" – powiedział Prabhupad. "Nie
będzie żadnego otwarcia".
Za sprawą Prabhupada mydlana bańka prysła; rozwiały się złudzenia
o wspaniałym otwarciu. Gniew Prabhupada był przerażający i otaczający
go bhaktowie nie byli już dłużej beztroscy i radośni. "I wy
zamierzałiście otworzyć tę świątynię?" – zapytał z drwiną
w głosie.
"Ołtarz jest gotowy" – rzekł Harikeśa, który przyjechał
z Japonii, by uczestniczyć w otwarciu. "Możemy zainstalować
Bóstwa i.."
"Nie możecie otworzyć tej świątyni!" – wykrzyknął Prabhupad.
"Ona nie jest ukończona!"
Następnie udał się do swego domu, a za nim podążyli bhaktowie kierujący
sprawami we Vrindavanie oraz kilku innych liderów. Ktokolwiek mógł trzymać się
z dala od Prabhupada, kiedy ten był w takim nastroju, uważał się za
ocalonego. Żona Surabhiego pobiegła modlić się do Kryszny.
W pokoju złość Prabhupada jedynie wzrosła. Krzyczał na Guru dasa za niewłaściwe
zarządzanie, krzyczał na Surabhiego, krzyczał na wszystkich. Nikt nie ośmielił
się wysunąć jakichkolwiek propozycji czy przedstawić wyjaśnień. Nie pozostawało
nic innego jak pobladnąć i popaść w przygnębienie. Nagle Prabhupad
zapytał, czy pomimo tego bałaganu nie można by jednak otworzyć świątyni.
"Czy możecie przygotować chociaż pokoje Bóstw?" – zwrócił się do
Surabhiego. "To obraza wobec naszego Towarzystwa. Co ludzie o nas
pomyślą? Rozgłosiliśmy to wszędzie!"
"Tak naprawdę to nikt o tym nie wie, Śrila Prabhupad" – odparł
bojaźliwie Surabhi, wystawiając się na następny cios.
"O?" – Prabhupad zmienił nieco ton swego głosu. "Nie zrobiliście
żadnej reklamy? Żadnych zaproszeń?"
"Jeszcze nie. Nie we Vrindavanie. Tutejsi ludzie nie spodziewają się
otwarcia, bo każdy kto tu był, widział, że to niemożliwe. Wiedzą, że nic nie
jest gotowe".
"To po prostu farsa" – powiedział Prabhupad rzucając groźne
spojrzenia. "Kompletne fiasko". Rozgoryczony spojrzał na uczniów
zarządzających we Vrindavanie. "Musimy otworzyć tę świątynię. W jaki
sposób moglibyśmy zrobić to na Janmastami?"
"Prabhupad – powiedział Surabhi – drzwi nie są gotowe. Wciąż przycina się
na nie drewno". Prabhupad zaczął wypytywać Yamunę o Bóstwa,
a ona objaśniła, że kupiono dla Nich parafernalia, ale trony nie są
jeszcze gotowe.
"Jakie jest twoje zdanie?" – zapytał ją.
"Nie mam żadnych kwalifikacji, aby wyrażać swoje zdanie – rzekła Yamuna –
ale chociaż nie mam prawa zabierać głosu, to tak naprawdę otwarcie świątyni
wydaje mi się prawie niemożliwe. Nie ma pujariego".
Z poczuciem ostatecznej porażki Prabhupad stwierdził: "Zatem nie będzie
otwarcia. Ale zaprosiliśmy wielu ludzi z całego świata, a ja nie
zostałem o niczym poinformowany. Teraz wy wszyscy decydujcie".
"Kiedy możemy otworzyć świątynię?" – zapytał. "Czy możemy to
zrobić w Diwali?"
"W październiku, Śrila Prabhupad".
"A może w dzień pojawienia się Bhaktisiddhanty Sarasvatiego?"
zasugerował któryś z bhaktów. "To przypada pod koniec grudnia".
Prabhupad milczał. Wyglądał na niezadowolonego. Odezwał się Surabhi.
"Właściwie to zajmie sześć, siedem miesięcy". Wówczas Prabhupad
wybrał dzień Rama-navami, w kwietniu; otwarcie zbiegłoby się
z corocznym zgromadzeniem bhaktów w Mayapur i Vrindavanie.
Gniew Prabhupada na uczniów trwał krótko i był usprawiedliwioną reakcją na
ich głupotę. Był także sposobem pouczenia ich i poddania próbie. Głębsza
natomiast była transcendentalna niecierpliwość i frustracja powodowana
tym, że jego służba oddania we Vrindavanie, która nadałaby ich ruchowi rozgłosu
i pomogła w ustanowieniu świadomości Kryszny na całym świecie, nadal
nie przyniosła widocznych rezultatów. Ku chwale ruchu świadomości Kryszny
pragnął mieć wspaniałą świątynię; świątynię, która ustanowiłaby świadomość
Kryszny na całym świecie. Był to dar dla jego mistrza duchowego. Obiecał Krysznie
tę świątynię, a ona nadal nie była ukończona.
Uczniowie Prabhupada nie
sprostali zadaniu i on sam musiał wziąć na siebie ten ciężar i poczuć
gorzki smak porażki. Uczniowie byli jak narzędzia w jego służbie dla
Kryszny, a ponieważ narzędzia te nie pracowały właściwie, cierpiał, tak
jak cierpi całe ciało, gdy nie funkcjonują ręce i nogi. To, że uczniom nie
udało się wypełnić jego życzeń, było osobistą stratą Prabhupada. Dlatego też
odczuwał pewnego rodzaju transcendentalną rozpacz z powodu niemożności
otwarcia Mandiru Kryszna-Balaramy w Janmastami.
Chociaż niepokój Prabhupada był transcendentalny, tym niemniej był prawdziwy.
Nie udawał, aby pouczyć uczniów, a oni nie mogli tanim kosztem
"rozchmurzyć" swego mistrza duchowego. Aby właściwie mu pomagać,
uczniowie Prabhupada musieliby zrozumieć ten transcendentalny nastrój
i służyć mu zgodnie z nim. Prabhupad chciał od nich praktycznej,
konkretnej służby. Nie powinni sądzić, że mogą służyć mu w sposób
sentymentalny, lecz powinni ciężko pracować. Służba oddania jest dynamiczna.
Prabhupad chciał, aby uczniowie pomogli mu w urzeczywistnieniu
przedsięwzięć, które podejmował w służbie dla swego Guru Maharajy,
projektów, które – jeśli zakończą się sukcesem – uwolnią świat od cierpienia.
Wielkim problemem było zdobycie cementu. Surabhi, Gunarnava, Tejas i inni
bezustannie dokładali starań i medytowali o tym, jak go zdobyć.
Mijały miesiące, a oni czekali na rządowe zezwolenie na zakup i wciąż
wyglądało na to, że w Indiach cement jest nie do zdobycia. Od czasu przyjazdu
Prabhupada na tzw. otwarcie świątyni, bhaktowie codziennie jeździli autobusem
i rikszą do Mathury, aby dowiedzieć się, czy jest cement – choćby kilka
worków.
Czasami ich oszukiwano. Jedną dostawę cementu, składającą się z dwudziestu
worków, zmieszano z innymi substancjami i kiedy bhaktowie użyli tej
mieszanki do odlewu kolumny, przez cztery dni kolumna była miękka, po czym
rozpadła się. Kiedy w końcu otrzymali ilość cementu wystarczającą do
ukończenia pracy, czuli, że stało się to tylko dzięki obecności Śrila
Prabhupada.
Prabhupad powiedział Gunarnavie, aby liczył wszystkie przywiezione worki.
Ładunki cementu przybywały ciężarówkami bez przerwy od ósmej rano do dziewiątej
trzydzieści wieczorem. Każdą ciężarówką przyjeżdżało także czterech kulisów,
którzy na plecach dźwigali ciężkie worki do magazynu. Gunarnava przez cały
dzień stał na zewnątrz z notesem i długopisem i notował odbiór
każdego worka. Śrila Prabhupad kilkakrotnie wychodził przed dom
i przyglądał się temu z powagą. Wieczorem, kiedy skończyli, wezwał
Gunarnavę i zapytał: "A więc, ile worków?" Gunarnava podał
dokładną liczbę.
"Czy wszystko jest teraz pod kluczem?" – zapytał. "Tak, Śrila
Prabhupad".
Prabhupad mówił o cemencie tak, jakby to był ładunek złota.
*************
W lutym i marcu 1975 roku Śrila Prabhupad znowu dużo podróżował. Udał się
na wschód przez Tokio i Hawaje do Los Angeles. W czasie podróży
otrzymał wiadomość o tym, że gubernator Reddy zgodził się wziąć udział
w ceremonii otwarcia świątyni we Vrindavanie. Otrzymał także od Surabhiego
optymistyczny raport z zapewnieniem, że tym razem otwarcie świątyni
odbędzie się z całą pewnością. Prabhupad odpisał: "Jestem podbudowany
myślą, że zamierzasz ukończyć wszystko na czas. Tego właśnie chcę".
Następnie Prabhupad udał się do Meacico City w Meksyku i Caracas
w Wenezueli. Podróżował w bardzo szybkim tempie. Zatrzymał się
w Miami, Atlancie, Dallas i Nowym Jorku – wszystko to w ciągu
miesiąca od wyjazdu z Indii. Potem pojechał do Londynu, zatrzymał się na
krótko w Teheranie i 16 marca wrócił do Indii. Była to jego ósma
podróż dookoła świata w ciągu ostatnich dziesięciu lat.
Mayapur 23 marca 1975 roku
Na tegoroczny festiwal zjechało się niemal pięciuset bhaktów z całego
świata i Prabhupad – czy to podczas porannej przechadzki po niedalekich
polach, czy to przestępując próg świątyni Radha-Madhavy, czy też w czasie
wykładu z Caitanya-caritamrty – stanowił główną atrakcję. Każdego ranka po
wykładzie okrążał świątynię wraz ze swymi uczniami. Po obu stronach ołtarza
Bóstw wisiały mosiężne dzwony i Prabhupad, okrążając Bóstwa w czasie
entuzjastycznego kirtanu, zwykł podchodzić do jednego z nich
i kilkakrotnie dzwonić pociągając za linę. Następnie z laską
w ręku przechodził z tyłu za ołtarzem i ukazując się po drugiej
stronie pociągał za linę drugiego dzwonu.
Bhaktowie skakali w górę tuż przy nim i śpiewali Hare Kryszna, Hare
Kryszna, Kryszna Kryszna, Hare Hare/Hare Rama, Hare Rama, Rama Rama, Hare Hare.
Uśmiechając się z wielką radością, Prabhupad przemierzał całą długość
świątyni aż do pierwszego dzwonu i mocno pociągał za linę. Po sześciu
takich radosnych okrążeniach opuszczał budynek, podczas gdy szalony kirtan
trwał dalej. Gdy wychodził, na zewnątrz jaśniało poranne słońce, a on
udawał się szerokimi schodami na górę do swego pokoju.
Prabhupad jak co roku nadzorował spotkanie GBC i osobiście zatwierdzał lub
modyfikował wszystkie podejmowane na nim decyzje. ISKCON rzeczywiście się
rozrastał, ale – jak Prabhupad powiedział w Madrasie do swego przyjaciela,
sędziego Gopala Acaryi – Kryszna i instytucja Kryszny nie różnią się od
siebie. Jeśli bhaktowie myślą o instytucji Kryszny, to nie zapomną
i o Krysznie".
Kładąc nacisk na udział bhaktów w corocznej pielgrzymce do Indii,
Prabhupad umacniał duchowe podstawy ISKCON-u, swej transcendentalnej
instytucji. Po to modlił się i walczył o ustanowienie ośrodków
w dhamach, aby bhaktowie mogli brać udział w takich spotkaniach.
Pragnął, żeby wszyscy jego zwolennicy, zarówno teraz, jak i w przyszłości,
mogli skorzystać z oczyszczającego schronienia, jakiego dostarczają
Mayapur i Vrindavana. Stopniowo plan ten nabierał realnych kształtów; ruch
Pana Caitanyi mógł teraz ocalić cały świat.
*************
Vrindavana 16 kwietnia
Kiedy Śrila Prabhupad przybył, aby w końcu przeprowadzić ceremonię otwarcia
Mandiru Kryszny i Balaramy, był mile zaskoczony widokiem trzech wysokich
kopuł wyrastających ponad świątynię. Wzniesiono je od podstaw w przeciągu
ośmiu miesięcy, które minęły od jego ostatniej wizyty. Pod jego nieobecność
wyrósł też trzypiętrowy dom gościnny. Aby ukończyć wszystko na czas, Surabhi
w dzień i w nocy nadzorował pracujących non-stop robotników.
Wszystkie kopuły: główna i dwie boczne – po jednej nad każdym
z ołtarzy – jawiły się okazale. Ich wdzięczne formy skłaniały do
wzniosłych rozważań i przywodziły na myśl życie poza barierą świata
materialnego. Ich siła i piękno przypominały, że poniżej rezyduje Bóstwo
Najwyższego Pana. Zadaniem świątyni było oświecenie ludzi, rozproszenie ich
niewiedzy, i kopuły wymownie o tym mówiły. Widoczne były
z odległości wielu mil – wyrastały śmiało ponad scenerię Vrindavany
i obwieszczały, że tutaj wielbi się Krysznę i Balaramę.
Każda kopuła zakończona była miedzianą kalasą składającą się z trzech kul
(reprezentujących niższe, średnie i wyższe planety), a na szczycie
znajdował się wieczny Sudarśana cakra – wirujący dysk Pana Visnu. Sudarśana
cakra jest Samym Kryszną i widok tego chwalebnego symbolu na szczycie
mandiru dawał bhaktom poczucie zwycięstwa i satysfakcji. Nawet
w gościach wzbudzał uczucie podziwu. Nad Sudarśana cakrą widniały
miedziane flagi zwycięstwa.
Gdy Prabhupad okrążał ukończony budynek, raz po raz spoglądał w górę na
kopuły "Kopuły wyszły bardzo ładnie, jak sądzicie?" – zwrócił się do
towarzyszących mu bhaktów.
"Są wspaniałe! " – odpowiedział jeden z nich.
"Tak". Prabhupad uśmiechnął się. "Wszyscy mówią o tym, jak
Surabhi dobrze wywiązał się ze swego zadania". Prabhupad zwrócił się do
Surabhiego, który od tygodni nie dosypiał. "Ale ja nie mogę tego
powiedzieć. Tylko ja – ja krytykuję cię, ponieważ to jest moje zadanie. Zawsze
muszę krytykować ucznia".
W ramach dorocznej pielgrzymki do Indii, do Vrindavany przybyło co najmniej
sześciuset bhaktów z ośrodków ISKCON-u na całym świecie. Głównym punktem
programu miała być instalacja Bóstw i otwarcie świątyni. Gorączkowo
czyniono ostatnie przygotowania – sprzątanie, dekorowanie, gotowanie. Przybyło
już sporo wpływowych gości oraz członków wspomagających, których zakwaterowano
w trzypiętrowym domu gościnnym. Wizja Prabhupada została w końcu urzeczywistniona.
Świątynia, którą stworzył, była prawdopodobnie najpiękniejsza
i najokazalsza we Vrindavanie – a z całą pewnością najbardziej pełna
życia, z dynamicznym oddaniem i duchem nauczania – a obok niej stoi
jeden z najlepszych miejscowych hoteli, przeznaczony dla gości
zainteresowanych praktykowaniem krsna-bhakti.
Podczas przechadzki Prabhupad wszedł na leżący poniżej poziomu gruntu
dziedziniec świątynny, z czystymi i błyszczącymi marmurowymi
posadzkami. Nie był to wynajęty dom w Ameryce, przeznaczony do innego celu
– była to świątynia, jak świątynie na Vaikuncie opisane
w Śrimad-Bhagavatam. "To jest raj na ziemi" – powiedział
Prabhupad. "Moim zdaniem ta świątynia przewyższa wszystkie inne
w Indiach".
Uśmiechając się, Prabhupad stał pod drzewem tamala, którego sędziwe konary
rozpościerały się w jednym rogu dziedzińca. Ze szczegółami opowiedział,
jak wcześniej myślano o ścięciu go i jak on do tego nie dopuścił.
Drzewa tamala związane są z rozrywkami Śrimati Radharani i spotyka
się je bardzo rzadko. We Vrindavanie są może trzy: jedno tutaj, jedno
w Seva-kunja i jedno na podwórzu świątyni Radha-Damodara. To, że
drzewo tamala tak się rozrasta – powiedział Prabhupad – świadczy o tym, iż
wielbiciele pełnią prawdziwą bhakti.
Przekonawszy się, że świątynia jest faktycznie gotowa, Prabhupad wszedł do swej
rezydencji położonej między świątynią a domem gościnnym. Czekało na niego
wielu uczniów, a także wiele spraw, które wymagały jego uwagi.
Tak oto na terenie Ramana-reti, w miejscu, gdzie nie było świątyni, czysty
bhakta zapragnął: "Niechaj powstanie tu świątynia i seva, służba
oddania". I to, co kiedyś było pustą parcelą, stało się teraz
miejscem pielgrzymek. Taką moc mają pragnienia czystego bhakty.