Rozdział 5
Zbudujmy tutaj świątynię: część I
Kalkuta Marzec 1971 roku
Była północ. Śrila Prabhupad siedział na poduszce za niskim biurkiem,
a światło w jego pokoju było jedynym palącym się światłem
w budynku. Wszyscy inni bhaktowie spali. Na biurku naprzeciwko niego stał
dyktafon oraz egzemplarz Śrimad-Bhagavatam zawierający komentarz
w bengali. Pomiędzy dwoma niedużymi wazonami róż i astrów stało małe,
oprawione w ramki zdjęcie jego mistrza duchowego, Bhaktisiddhanty
Sarasvatiego. Na podłodze za biurkiem leżała rozpostarta szeroka mata przykryta
białą, bawełnianą tkaniną, na której kilka godzin temu siedzieli bhaktowie
i goście.
Teraz był sam. Chociaż zazwyczaj udawał się na spoczynek o dziewiątej
i po trzech lub czterech godzinach wstawał, aby tłumaczyć, tej nocy nie
zasnął. Bhagavatam leżało zamknięte, a dyktafon zakryty.
Niedawno wysłał do Mayapur dwóch swoich uczniów, Tamala Krysznę
i Bali-mardanę, aby kupili tam ziemię. Tymczasem upłynęło sześć dni,
a oni nie wracali ani też nie nadesłali żadnej wiadomości. Powiedział im
co prawda, aby nie wracali bez zawarcia transakcji, ale sześć dni to było
więcej czasu, niż potrzebowali. Był niespokojny i myślał o nich
bezustannie.
Przez otwarte okno wpadał niesiony wiatrem zapach drzew nim. Zaczynało się
robić chłodno i Prabhupad miał na ramionach lekki cadar. Oparty
o białą poduszkę, zatopiony w myślach, nie zwracał uwagi na znajome
obrazy w pokoju. Obok niego stał gliniany dzbanek z wodą do picia,
a na małym drewnianym podeście drzewko tulasi w doniczce. Światło,
przez większą część dnia i nocy wyłączone, teraz było zapalone, a wokół
żarówki nad jego głową krążyły ćmy i inne owady. Jaszczurka patrolowała
sufit, czasami rzucając się błyskawicznie w kierunku światła, by złapać
owada.
Dlaczego Tamala Kryszna i Bali-mardana tak długo nie przyjeżdżają? To było
coś więcej niż tylko sześć dni oczekiwania. Ziemię w Mayapur usiłował
nabyć od lat i tym razem wszystko zapowiadało się doskonale. Dał Tamala
Krysznie i Bali-mardanie wyraźne wskazówki i do tej pory powinni już
wrócić. Opóźnienie mogło oznaczać komplikacje, a nawet niebezpieczeństwo.
Ziemia, którą próbował kupić, była działką o powierzchni dziewięciu bigha
leżącą przy Bhaktisiddhanta Road, niecałą milę od miejsca narodzin Pana
Caitanyi Mahaprabhu. Właściciele tego gruntu, muzułmańscy farmerzy bracia Sek,
żądali zbyt wysokiej ceny. Dopiero niedawno prawnikowi z Kalkuty, dobrze
zorientowanemu w sprawach Navadvipy, udało się wynegocjować uczciwą cenę.
Bracia Sek zgodzili się na czternaście i pół tysiąca rupii,
a Prabhupad wyraził zgodę na podjęcie funduszy ze swego banku
w Krishnanagar. Tak więc Tamala Kryszna i Bali-mardana wyruszyli do
Mayapur, a Prabhupad został w Kalkucie i wypełniał swe
obowiązki, ale często myślał o tym, co robią jego uczniowie
w Mayapur. Ich misja była dla niego niesłychanie ważna, dlatego ciągle
o nich pamiętał i błogosławił ich osobistą troską.
Prabhupad pogrążony był w myślach. Jedynymi dźwiękami, jakie go
dochodziły, były zwykłe odgłosy nocy: chroboczące w ścianie myszy,
chrapiący na werandzie bhakta oraz chodzący nocą wartownik, stukający laską
o bruk. Samochody nie jeździły i tylko z rzadka po wyboistej
drodze przejechała ze stukotem drewniana riksza.
Prabhupad zastanawiał się, czy jego chłopcy nie zostali przypadkiem obrabowani.
Przed wysłaniem ich w podróż pokazał Tamala Krysznie, w jaki sposób
przewozić pieniądze w zrobionym na poczekaniu pasie. Ale suma, którą
przewozili, była bardzo wysoka, a rozboje w okolicach Navadvipy nie
należały do rzadkości. Może opóźnienie jest spowodowane czymś innym? Czasami
przy transakcjach związanych z kupnem ziemi, zwłaszcza gdy w grę
wchodzą duże pieniądze, sąd domaga się, aby urzędnik wynotował nominały oraz
numery seryjne wszystkich banknotów. A może nastąpiła awaria pociągu?
Nagle Prabhupad usłyszał na schodach kroki. Ktoś otworzył drzwi wejściowe
i w tej chwili szedł już po werandzie. Lekkie pukanie. "Tak, kto
tam?"
Wszedł Tamala Kryszna i złożył mu pokłon.
"A więc, jakie przywozisz wieści?"
Tamala Kryszna spojrzał z tryumfem w oczach. "Ziemia jest
twoja!" Prabhupad przechylił się do tyłu i z westchnieniem ulgi
powiedział: "Dobrze. Możesz iść spać".
***********
Londyn Sierpień 1971 roku
Prabhupad zwrócił się do przedstawiciela ambasady Indii w Wielkiej
Brytanii z prośbą, aby zaprosił premiera Indii, panią Indirę Gandhi, do
wzięcia udziału w zbliżającej się ceremonii położenia przez ISKCON
kamienia węgielnego w Mayapur. Prabhupad poinstruował już wszystkich
sekretarzy GBC, aby wzięli udział w tej uroczystości i poprosił
bhaktów o zaproszenie wielu wybitnych osobistości Kalkuty. W liście
do swych uczniów w Indiach zapowiedział, że gdyby nie udało się im
zaprosić Indiry Gandhi, powinni zaprosić przynajmniej gubernatora Bengalu, Śri
S.S. Dhavana.
Tymczasem w Londynie spotkał się z kilkoma bhaktami, którzy byli
doświadczonymi architektami i dekoratorami wnętrz. Chciał, aby sporządzili
plan budowy ośrodka w Mayapur. Nara-narayana projektował wozy Ratha-yatra
i zajmował się wystrojem wnętrz w świątyniach, Ranacora studiował
architekturę, a Bhavananda był z zawodu projektantem wnętrz. Jednakże
autorem projektów budynków w Mayapur był Prabhupad, który swemu
trzyosobowemu komitetowi do spraw budowy polecił sporządzić szkice
i modele architektoniczne. Zamierzał natychmiast przystąpić do zbierania
funduszy na ten projekt oraz postarać się o poparcie finansowe w Indiach.
Bhaktom, którzy słyszeli o pomysłach Prabhupada, projekt ten wydawał się
najbardziej ambitny z dotychczasowych planów ISKCON-u.
W czasie porannych spacerów na Russell Square, Prabhupad wskazywał na rozmaite
budynki i pytał o ich wysokość. Pewnego poranka oznajmił
w końcu, że główna świątynia w Mayapur powinna mieć wysokość ponad
trzystu stóp! Powiedział też, że powodzie i piaszczysta ziemia
w Mayapur będą powodować szczególne utrudnienia, dlatego też budynek
trzeba będzie wznieść na specjalnym fundamencie w rodzaju pływającej
tratwy. Opinię tę potwierdził później specjalista-inżynier budownictwa
lądowego.
Pierwszym budynkiem miał być duży, trzypiętrowy dom gościnny, którego projekt
sporządził sam Prabhupad. Chociaż nie wzorował się na żadnej ze szkół
architektonicznych, jego projekt najbardziej przypominał styl Radżastanu.
Prabhupad chciał, aby dom pomalowany był na różowo-rdzawy kolor, miał wiele
łuków oraz szeroką marmurową werandę na każdym piętrze oprócz parteru. Budynek
powinien ciągnąć się ze wschodu na zachód, aby słońce przesuwało się wzdłuż
jego linii i nie oświetlało bezpośrednio szerokiego frontu. Latem będą go
chłodzić wiatry z południa. Budynek powinien być wyposażony
w elektryczne wentylatory i światło, nowoczesne toalety
i prysznice, a pokoje powinny być umeblowane, przestronne i mieć
zapewniony dopływ świeżego powietrza.
Prabhupad powiedział, że dom gościnny powinni wybudować tak szybko, jak to
możliwe; inne budynki zostaną wzniesione w następnej kolejności. Chciał,
aby powstały budynki mieszkalne dla pięciuset bhaktów, obszerny pawilon do
spożywania prasadam mogący pomieścić kilka tysięcy osób, kompleks kuchenny oraz
gośala (obora dla krów, które będą się pasły na pobliskich pastwiskach).
Z czasem ISKCON nabędzie okoliczną ziemię, na której powstaną parki
z ogrodami kwiatowymi, drzewami i krzewami, fontannami, alejkami
spacerowymi i altankami.
Kolosalny budynek, Mayapur Chandrodaya Mandir, miał mieć nie mniej niż trzysta
stóp wysokości i kosztować około dziesięciu milionów dolarów. Opisując go,
Prabhupad wprawił w zdumienie zarówno architektów, jak i bhaktów.
Budynek Chandrodaya Mandiru miał przewyższyć wspaniałością katedrę św. Piotra
czy Kapitol w USA. Główna kopuła świątyni miała mieścić trójwymiarowy
model wszechświata sporządzony na podstawie opisów wedyjskich
i przedstawiający nie tylko wszechświaty materialne, ale i duchowe.
Po wejściu do głównej sali, nad głową można będzie zobaczyć planety usytuowane
tak, jak opisuje Śrimad-Bhagavatam, poczynając od planet piekielnych, przez
środkowy system planetarny – wraz z Ziemią – potem planety niebiańskie
zamieszkane przez półbogów, aż po Brahmalokę, najwyżej usytuowaną planetę
w świecie materialnym. Ponad Brahmaloką obserwator będzie mógł zobaczyć
siedzibę Pana Śivy, a nad nią niebo duchowe, czyli brahmajyoti.
W duchowym blasku brahmajyoti znajdą się samoświecące planety Vaikuntha
zamieszkane przez wiecznie wyzwolone dusze. A ponad tym wszystkim
usytuowana będzie najwyższa planeta, Krysznaloka, gdzie Bóg w Swej
oryginalnej, wiecznej formie oddaje się rozrywkom ze Swymi najbardziej
zaufanymi bhaktami.
W świątyni będzie także miniaturowy pałac, w którym, otoczone jedwabiami,
filarami ze srebra, złota i klejnotów, będą rezydować Bóstwa Radhy
i Kryszny. Miasto Mayapur oraz Mayapur Chandrodaya Mandir będą główną
siedzibą ISKCON-u.
Ale dlaczego ten bajeczny cud architektoniczny miał stanąć w tak odludnym
zakątku świata? W odpowiedzi na to pytanie Śrila Prabhupad objaśnił, że
tak naprawdę Mayapur nie jest miejscem odosobnionym. Może się takie wydawać
tylko z materialnego punktu widzenia. Osobom materialistycznym to, co
znajduje się w centrum, wydaje się być odległe. Dusza i życie po
śmierci wydają się czymś odległym, podczas gdy ciało i doczesne
zadowalanie zmysłów znajdują się w samym centrum zainteresowania. Wznosząc
Świątynię Wedyjskiego Planetarium w Mayapur, Śrila Prabhupad
z powrotem skieruje uwagę materialistycznego świata ku prawdziwemu
centrum.
Każdego szczerego gościa oczaruje z pewnością piękno i atmosfera
ośrodka ISKCON-u w Mayapur. Dostrzeże, że tutaj naprawdę jest świat
duchowy. A mieszkający w Mayapur bhaktowie – dzięki bezustannemu
intonowaniu mantry Hare Kryszna oraz dyskusjom na temat filozofii świadomości
Kryszny – będą w stanie przekonać każdą inteligentną osobę, że nauki Pana
Caitanyi Mahaprabhu są najwyższą prawdą. Bhaktowie będą wyjaśniać filozofię
Prawdy Absolutnej, a to pozwoli odwiedzającym zrozumieć rzeczywistą
duchową prawdę, która znajduje się ponad sekciarskimi dogmatami religijnymi.
Ponadto bezustanny kirtan Hare Kryszna i bhaktowie radośnie pełniący
rozmaite służby dla Pana Kryszny będą praktycznym dowodem na to, że bhakti yoga
jest najprostszym, najbardziej bezpośrednim procesem medytacji
o Najwyższej Osobie Boga. Osoba przebywająca w ISKCON-owym miasteczku
Mayapur będzie mogła szybko zostać bhaktą Pana, zacząć mantrować i tańczyć
w ekstazie.
Śrila Prabhupad demonstrował, jak za pomocą procesu bhakti yogi można uduchowić
świat dzięki połączeniu rzeczy materialnych z Najwyższą Osobą Boga,
Kryszną. Dlaczego takie duchowe osiągnięcia miałyby nie prześcignąć zdobyczy
materialistów?
*************
Śrila Prabhupad znowu przebywał w Indiach, podróżował i nauczał wraz
ze swymi uczniami. Po uwieńczonym sukcesem dziesięciodniowym pandalu
w Nowym Delhi, w którym wzięło udział wiele tysięcy osób, postanowił
wziąć swych uczniów na krótką wycieczkę do Vrindavany. Podróże mające na celu
nauczanie przywiodły go do takich miejsc jak Amritsar, Surat, Indore,
Gorakhpur, Allahabad i Benares, ale nigdy do Vrindavany. Jednakże teraz,
kiedy z okazji festiwalu zebrało się w Delhi tak wielu jego uczniów,
Prabhupad uznał, że jest to odpowiedni moment, aby odbyć podróż do pobliskiej
Vrindavany.
Kiedy Prabhupad tam przybył, zamieszkał wraz ze swymi sekretarzami
i biorącymi udział w tej wyprawie bhaktinkami w Saraf Bhavan,
w domu pana G.L. Sarafa. Pozostali bhaktowie zatrzymali się
w pobliskiej dharmaśali.
Prabhupad przyjechał do Vrindavany nie tylko z zamiarem pielgrzymki.
Chciał nabyć ziemię dla ISKCON-u. W 1967 roku przyjechał tu z Ameryki,
aby powrócić do zdrowia, ale nawet wtedy rozglądał się za jakimś miejscem dla
swych uczniów. Chciał, aby we Vrindavanie powstał Amerykański Ośrodek,
w którym mogliby mieszkać bhaktowie ISKCON-u. Żyjąc w idealnej
atmosferze tego miejsca, mogliby uczyć się kultury świadomości Kryszny,
a potem uczyć jej innych. Jednakże wyjechał po dwóch miesiącach, kiedy
okazało się, że szanse na założenie ośrodka są bardzo nikłe.
Tym razem przybywał do Vrindavany jako jej ambasador, sławny dzięki głoszeniu
chwał Radhy i Kryszny oraz Vrindavany na Zachodzie. Sukces ruchu Hare
Kryszna odbił się szerokim echem w Indiach, kiedy Prabhupad wraz
z grupą swych zagranicznych uczniów podróżował z miasta do miasta,
organizował kirtany, prowadził wykłady ze Śrimad-Bhagavatam i opowiadał
o sukcesie świadomości Kryszny na Zachodzie. Kiedy więc teraz przyjechał
do Vrindavany ze swymi czterdziestoma uczniami, mówiło o nim całe
miasteczko.
*************
Zainteresowanie Prabhupada wzbudził teren Ramana-reti. Zauważył, że posiadłość
ta, leżąca poza obrębem Vrindavany, znajduje się przy ruchliwej Chatikara Road,
głównej drodze wjazdowej do Vrindavany, oraz przy trasie wiodącej do Agry
i Taj Mahalu. Przylega także do trasy parikramu rokrocznie przebywanej
przez miliony pielgrzymów, którzy okrążali Vrindavanę i odwiedzali jej
świątynie oraz święte miejsca.
Ramana-reti (dosłownie "urocze piaski") był to teren
w większości pokryty lasem, z kilkoma aśramami i leżącymi
odłogiem polami. Ramam-reti słynęło jako ulubione miejsce Kryszny, w którym
wraz ze Swym bratem Balaramą i przyjaciółmi pasterzami bawił się On przed
pięcioma tysiącami lat, i obfitowało w transcendentalną miłość do
Boga, tak charakterystyczną dla atmosfery Vrindavany.
Mimo iż różni przedstawiciele władz miasta nadmieniali, że Prabhupad mógłby
otrzymać jakąś ziemię w darze, to on poważniej potraktował ofertę pana S.
Pan S. powiedział, że chociaż o ziemię tę pytali już inni sadhu, to on
i jego żona nie podjęli jeszcze ostatecznej decyzji. Ziemię tę chcieli oddać
grupie osób, które zbudują na jej tereniemożliwie jak najszybciej – świątynię
Radha-Kryszny. Kiedy Prabhupad zapewnił pana S., że to zrobi, ten solennie
przyrzekł, że odtąd ziemia należy do Prabhupada.
Takie obietnice Prabhupad otrzymywał już wcześniej, ale później często
okazywały się one fałszywe. Jednak tę propozycję uznał za poważną
i wyznaczył kilku uczniów, którzy mieli pozostać we Vrindavanie
i zawrzeć pisemną umowę z panem S.
*************
Od roku 1965 do 1970 Prabhupad koncentrował się przede wszystkim na
ustanowieniu świadomości Kryszny w Ameryce. Wychodził bowiem
z założenia, że jeśli świadomość Kryszny przyjmie się w Ameryce, to
reszta świata podąży za jej przykładem. Chociaż zaczął nauczać po angielsku już
w Indiach; to blisko sześćdziesiąt lat samotnych wysiłków utwierdziło go
w przekonaniu, że Hindusi są albo zbyt pochłonięci polityką, albo zupełnie
nieświadomi swej duchowej spuścizny, albo też z powodu nędzy zbyt
zniedołężniali, aby poważnie przyjąć świadomość Kryszny Dlatego też nie odniósł
tam sukcesu.
Ale sukces przyszedł w Stanach Zjednoczonych. Ameryka była najwyraźniej
pierwszorzędnym miejscem do zaszczepienia świadomości Kryszny. Prabhupad
przekonał się jednak, że Zachód jest niecywilizowany i pozbawiony kultury.
Często zwykł mawiać, że jeśli gdziekolwiek pozostały ślady cywilizacji, było to
w Indiach, w sercu oryginalnej kultury wedyjskiej.
Licznymi podróżami i nauczaniem, które prowadził przed rokiem 1970
udowodnił, że zamierza ustanowić ruch świadomości Kryszny nie tylko w USA,
ale na całym świecie – zwłaszcza w Indiach. Jeśli nawet uważał, że
nauczanie w Stanach Zjednoczonych i nauczanie w Indiach są
równie ważne, to mimo to nauczanie w Stanach Zjednoczonych rozwijało się
dobrze bez jego ciągłego, bezpośredniego nadzoru; jego amerykańscy uczniowie
byli w stanie kontynuować to, co rozpoczął.
Natomiast w Indiach Prabhupad nie mógł pozwolić swym uczniom na
zarządzanie ISKCON-em. Przekonał się, jak często i z jaką łatwością
Hindusi ich oszukują. Powiedział, że w Indiach połowa pracy ISKCON-u
poszła na marne, ponieważ jego uczniowie dali się oszukać. Gdy organizowali
pandal, mogło skończyć się na tym, że płacili kilkanaście razy więcej niż
wynosił normalny koszt. W Indiach ISKCON mógł się rozwinąć jedynie pod
bezpośrednim nadzorem Prabhupada.
Począwszy od roku 1970, Prabhupad, wraz z małą grupką amerykańskich
uczniów, podróżował po Indiach z miejsca na miejsce jako przykładny
sannyasin i otwierał nowe ośrodki ISKCON-u. Teraz pragnął wznieść tam
ogromne świątynie – szczególnie trzy: we Vrindavanie, w Mayapur i w
Bombaju. Już w roku 1967 usiłował zorganizować Amerykański Ośrodek we
Vrindavanie. Mayapur z kolei, jako miejsce narodzin Pana Caitanyi, miało
szczególne znaczenie, a Bombaj był głównym miastem Indii, "bramą do
Indii". Tak jak to było z większością wielkich planów Prabhupada,
nawet jego bliscy uczniowie nie byli w stanie w pełni pojąć zasięgu
jego wizji. Prabhupad jednak wiedział, czego chce, i wiedział, że wszystko
zależy od Kryszny. Stopniowo zaczął ujawniać swe plany.
Bombaj Listopad 1971 roku
Bhaktowie już od roku mieszkali w Akash Gandze, w dwóch mieszkaniach
na szóstym piętrze budynku położonego w centrum Bombaju. Prabhupad jednak
nie był tym usatysfakcjonowany. Pragnął nabyć w Bombaju ziemię, by na niej
budować i rozwijać swą działalność. Był zdeterminowany. Zamiast na zwykłe
poranne spacery, udawał się na długie przejażdżki samochodem, aby przyjrzeć się
różnym częściom miasta.
Ponieważ wielu członków wspomagających ISKCON-u mieszkało
w arystokratycznej części Malabar Hill, uczniowie Prabhupada sądzili, że
byłoby to dobre miejsce na świątynię. Prabhupad kilkakrotnie udawał się na
szczyt Malabar Hill i przechadzał się po różnych posiadłościach, zwracając
uwagę na niektóre większe budynki z myślą o przyszłej świątyni. Lecz
ostatecznie z tych czy innych powodów uznał je wszystkie za nie do
przyjęcia.
Później, w listopadzie, pan N. zaproponował ISKCON-owi nabycie pięciu
akrów ziemi w Juhu, praktycznie na brzegu Morza Arabskiego. Gdy Śrila
Prabhupad przyjechał obejrzeć tę ziemię, natychmiast przypomniał sobie, że
widział ją i myślał o niej kilka lat wcześniej. Było to
w sierpniu 1965 roku, kiedy na kilka tygodni przed wyjazdem do Ameryki
zatrzymał się w Scindia Colony Wieczorami odwiedzał znajdujący się w Juhu
dom właścicielki Scindia Steamship Company, pani Sumati Morarji, gdzie czytał
i objaśniał Śrimad-Bhagavatam jej i jej gościom. Kilkakrotnie
przechodził przez tę właśnie posiadłość i myślał, że byłoby to dobre
miejsce na aśram i świątynię Radha-Kryszny. Chociaż zaabsorbowany był
sprawami związanymi z opuszczeniem Indii, już wtedy zwrócił uwagę na
ziemię Juhu. Teraz znowu znajdował się w Juhu, ponownie rozmyślając
o ziemi, którą zauważył kilka lat wcześniej. Uznał to za przypomnienie od
Kryszny.
Teren porośnięty był wysoką trawą i krzewami. Rosło na nim wiele palm
kokosowych. Na tyłach posiadłości znajdowało się kilka budynków mieszkalnych.
Przylegała do niej Juhu Road, główna arteria komunikacyjna wiodąca do
położonego osiemnaście mil na południe Bombaju. Nieopodal znajdowała się
szeroka plaża.
Położenie było dobre – miejsce spokojne, lecz nie odosobnione. Z pobliską
plażą sąsiadowało kilka pięciogwiazdkowych hoteli, a przedsiębiorcy
budowlani rozpoczynali pracę nad następnymi hotelami i luksusowymi
budynkami mieszkalnymi. Prabhupad przespacerował się po plaży i jeszcze
bardziej spodobał mu się pomysł kupna tej ziemi. Zamożni ludzie mieli na plaży
domki weekendowe, a w niedzielę ściągały tu tysiące bombajczyków.
Codziennie, przed pójściem do pracy, setki mieszkańców Juhu zwykły przechadzać
się długim, szerokim brzegiem morza. Mimo ciągłej obecności ludzi, plaża była
czysta. Łagodne fale i pogodne niebo wyglądały bardzo zachęcająco. Było to
idealne miejsce nie tylko na hotele, lecz również na ośrodek świadomości
Kryszny.
Prabhupad pragnął kupić ziemię w Juhu i chociaż jego uczniowie nadal
pokazywali mu domy w Malabar Hill, nie zmienił zdania. Jego uczniowie
chcieli tego, czego on chciał, jednakże niełatwo było im rozwinąć entuzjazm do
miejsca położonego tak daleko od miasta, bez żadnych pomieszczeń mieszkalnych
czy udogodnień świątynnych.
Pan N., właściciel pięcioakrowej działki, podał rozsądną cenę i wydawało
się, że jest przyjacielski i szczery. Takie transakcje wiązały się jednak
z pewnym ryzykiem, a w tym przypadku Prabhupad znalazł nawet powody
do bycia podejrzliwym. Za pośrednictwem swego prawnika dowiedział się, że pan
N. zawarł poprzednio umowę sprzedaży tej samej ziemi z C. Company, lecz
później ją unieważnił. C. Company wytoczyła mu wówczas proces za zerwanie kontraktu.
Gdyby Sąd Najwyższy w Bombaju rozstrzygnął sprawę na korzyść C. Company,
wówczas ziemia zostałaby przyznana tej spółce. Kiedy sekretarz Prabhupada
zapytał pana N. o tę sprawę, ten zapewnił go, że C. Company nie może jej
wygrać, lecz na wszelki wypadek ISKCON może wstrzymać się z wypłaceniem
pewnej części należności, dopóki spór prawny z C. nie zostanie
rozstrzygnięty.
Pan N. był w Bombaju postacią dobrze znaną. Poprzednio sprawował funkcję
szeryfa Bombaju (honorowa raczej pozycja stróża prawa), a teraz publikował
i redagował jedną z największych angielskojęzycznych gazet w tym
mieście. Zamożny (właściciel kilku posiadłości w Juhu i Bombaju)
i wpływowy – był osobą, z którą nie chciałoby się popaść
w konflikt. Kupienie ziemi Juhu w obecnej sytuacji wymagało
śmiałości.
Pod koniec grudnia Prabhupad spotkał się z panem i panią N. Otwarcie
przyznał, że ziemia Juhu ma dużą wartość, ale on ma bardzo mało pieniędzy.
Wydawało się jednak, że pan N. jest przychylny Prabhupadwi i powiedział,
że chce sprzedać mu swą posiadłość. Szybko doszli do słownego porozumienia.
Prabhupad i pan N. uzgodnili cenę w wysokości miliona sześciuset
tysięcy rupii, przy czym ISKCON miał od razu wypłacić zaliczkę w wysokości
dwustu tysięcy rupii i natychmiast stać się prawnym właścicielem ziemi.
Resztę, w wysokości miliona czterystu tysięcy rupii, ISKCON miał spłacić
później, w regularnych ratach. Prabhupad dalej negocjował warunki wypłaty
zaliczki proponując zapłacenie od razu pięćdziesięciu tysięcy rupii.
Z chwilą wpłacenia następnych pięćdziesięciu tysięcy ISKCON miał otrzymać
zezwolenie na zamieszkanie w Juhu, a po wpłaceniu pozostałych stu
tysięcy rupii zaliczki, pan N. miał wręczyć im akt własności. Pan N. przystał
na to.
Śrila Prabhupad był zawsze bardzo ostrożny przy zawieraniu takich transakcji.
Powiedział, że jeśli jakiś biznesmen mówi: "Drogi panie, na tobie nic nie
zarabiam", to powinieneś wiedzieć, że kłamie. Dlatego już we wczesnych
dniach ISKCON-u w Nowym Jorku, kiedy spekulant nieruchomościami pozował na
życzliwego bhaktom, Prabhupad był pełen podejrzeń. Człowiek ten rzeczywiście
oszukał bhaktów, chociaż Prabhupad ostrzegał ich przed nim. Teraz, tak jak
wtedy, Prabhupad był pełen podejrzeń. Tym niemniej chciał mieć tę ziemię
w Juhu i dlatego podejmował ryzyko.
Kiedy na całym świecie bhaktowie z zachwytem słuchali o planach
Prabhupada związanych z ośrodkiem w Bombaju, to bhaktowie
w samym Bombaju mieli mieszane uczucia. Wyobrazić sobie świątynię
wyrastającą na czymś, co było jedynie wiodącą przez dżunglę drogą, nie było rzeczą
łatwą. Niełatwo też było wyobrazić sobie pięciogwiazdkowy hotel ISKCON-u,
o którym mówił Prabhupad. Budynki mieszkalne na tyłach posiadłości były
zajęte i zgodnie z prawem obowiązującym w Indiach, nie można
było usunąć ich mieszkańców. Jeśli bhaktowie mieli się tam wprowadzić, musieli
wznieść tymczasowe pomieszczenia mieszkalne, może nawet tymczasową świątynię,
a teren ten nawiedzały komary i roiło się tam od szczurów. Juhu było
terenem małym, prawie całkowicie odizolowanym, i ISKCON nie miał tam
zamożnych popleczników. Chociaż Prabhupad (i spekulanci ziemią) przepowiadali
rozwój Juhu, obecnie była to tylko wioska licząca około dwóch tysięcy
mieszkańców. Zamieszkanie w Juhu stanowiłoby drastyczny kontrast
z wygodnym budynkiem Akash Gangi w centrum Bombaju.
Tamala Kryszna wyjaśniał Prabhupadwi: "My jesteśmy z Zachodu. Nie
potrafimy żyć w ten sposób. Musimy mieć klamki u drzwi i bieżącą
wodę".
"Czy nie chcesz się oczyścić?" – odparł Prabhupad.
Kiedy bhaktowie z Bombaju to usłyszeli, słowa: "Czy nie chcesz się
oczyścić?" zapadły im głęboko w serca. Wiedzieli, że Prabhupad prosi
ich, aby stali się bardziej wyrzeczeni i że jest to dla ich ostatecznego
dobra. Przeniesienie się do Juhu zaczęli uważać raczej za trudne duchowe
wyzwanie niż za przykry obowiązek. Zagospodarowanie posiadłości w Juhu
miało wielkie znaczenie dla ich mistrza duchowego, chociaż oni nie uświadamiali
sobie obecnie rozmiarów i wspaniałości tego zamierzenia.
*************
Chociaż Prabhupad podejmował osobiście wszystkie decyzje związane
z zarządzaniem, to chciał, aby sekretarze GBC wzięli na siebie
odpowiedzialność za kwestie praktyczne. Myślał, że lepiej będzie, jeśli
wykorzysta swą energię na pisanie i tłumaczenie książek. "Jeśli wy,
członkowie GBC, będziecie robić wszystko jak należy – powiedział swemu
sekretarzowi Śyamasundarze – to wówczas mój umysł nie będzie obciążony
i będę mógł wykorzystać cały czas na publikowanie następnych książek. Mogę
dać wam Vedy, Upanisady, Purany, Mahabharatę, Ramayanę – jest tego tak dużo. W naszej
sukcesji uczniów Goswami napisali tyle prac poświęconych służbie oddania..
Praca administracyjna zajmuje mi zbyt wiele czasu. Mógłbym zagłębić się
w filozofię, ale mój umysł jest obciążony dzień i noc. Z tego
powodu zaniedbuję moją zasadniczą pracę".
Oprócz bezpośredniego zarządzania projektami w Indiach, Prabhupad
codziennie odpowiadał na co najmniej dwanaście listów, które otrzymywał od
bhaktów z całego świata. "Dlaczego oni bezustannie piszą
i zadają tak wiele pytań?" – zapytał swego sekretarza.
"Bhaktowie wolą pytać cię osobiście – odpowiedział Śyamasundara – ponieważ
członkowie GBC nie zawsze potrafią właściwie odpowiedzieć".
"Teraz wiedzą już wszystko" – odpowiedział Prabhupad. "Dałem wam
wszystko. Jeśli nie znają odpowiedzi, mogą znaleźć je w mych książkach. Ja
jestem już starym człowiekiem. Powinienem poważnie zająć się filozofią. Przez
cały dzień czytanie listów, załatwianie spraw, a wieczorem podpisywanie
listów – to nie jest w porządku. Chcę być wolny od tego wszystkiego. Teraz
członkowie GBC mogą się tym zająć".
Nie było to jednak możliwe. Skoro tylko Prabhupad wyczuł, że któryś
z bhaktów został oszukany, natychmiast wkraczał do akcji. Jego uczniowie
bezustannie donosili mu też o ważnych sprawach i decyzjach związanych
z zarządzaniem. Ponadto on sam nie próbował ich do tego zniechęcić. Jego
pragnienie odpoczynku i zajęcia się wyłącznie pracą literacką pozostało,
lecz wydawało się, że jest to jedynie pobożne życzenie, po prostu mrzonka.
Jeśli ISKCON miał się rozwijać, to nadzieja na jego wycofanie się
z bezpośredniego zarządzania była niewielka.
************
Mayapur Luty 1972 roku
Prabhupad odłożył termin położenia kamienia węgielnego pod budowę
w Mayapur do Gaura-purnimy (dnia pojawienia się Pana Caitanyi) – do 29
lutego 1972 roku. Chciał, by zorganizowano duży festiwal z pandalem
i bezpłatną ucztą dla gości. Mieli wziąć w nim udział bhaktowie
z całego świata.
Bardzo pragnę obchodzić tegoroczną uroczystość wraz ze wszystkimi moimi
uczniami. [...] Jest to bardzo ważny dzień i będzie to wielka służba dla
Śrila Bhaktivinody Thakury oraz Jego syna Śrila Bhaktisiddhanty Sarasvatiego
Thakury. Proszę więc, zorganizujcie ten program.
Sprawdzając warunki panujące w miejscach przygotowanych z myślą
o bhaktach, Prabhupad ujrzał obszerne, płócienne, białe namioty – jeden
dla mężczyzn, drugi dla kobiet – z oświetleniem jarzeniowym wewnątrz. Pośrodku
innych namiotów stał duży pandal w pomarańczowe pasy, a niewielki
namiot na tyłach służył za kuchnię. W bezpośrednim sąsiedztwie niewielkiego,
ogrodzonego terenu rozciągały się pola ryżowe. Grunt był zatem z lekka
podmokły, a wilgoć z pól przyciągała wielkie ilości komarów, które
pojawiały się o zachodzie słońca. Warunki były prymitywne, ale wielu
spośród obecnych byli to ci sami bhaktowie, którzy podróżowali przez półtora
roku po Indiach i mieszkali czasami w brudnych dharmaśalach,
a czasami w zimnych namiotach. Nie przybyli do Mayapur po to, aby
wygodnie żyć, ale żeby służyć Prabhupadwi. W przyszłości, dzięki ich
wysiłkowi, do Mayapur będzie mogło przyjeżdżać wielu bhaktów, którzy
zamieszkają w przestronnych budynkach planowanych przez Prabhupada.
Doskonale zdając sobie sprawę z tego, że bhaktowie z Zachodu nie są
przyzwyczajeni do surowego życia w Indiach, Prabhupad pragnął zapewnić im
takie warunki, które pozwolą skupić się na życiu duchowym. Ich uwaga nie
powinna być rozproszona z powodu braku odpowiednich wygód.
Prabhupad mieszkał w prostej, pokrytej strzechą bengalskiej chatce
z glinianą podłogą, o powierzchni około szesnastu metrów
kwadratowych. Główny pokój oddzielony był przepierzeniem od pomieszczeń dla
sług. Przed chatką znajdowała się niewielka weranda, a z tyłu ogródek,
w którym Prabhupad mógł brać masaże. Za domkiem była też ręczna pompa do
kąpieli oraz ubikacja. Kiedy bhaktowie przepraszali Prabhupada, że ofiarowują
mu tak skromne warunki mieszkalne, odparł, że odpowiada mu naturalna prostota.
"Nawet gdybyście zbudowali mi największy pałac – powiedział – to
i tak wolałbym mieszkać tutaj".
Wiodąc tak proste życie, Prabhupad mówił o swej wizji wielkiego,
przyszłego przedsięwzięcia. Chociaż Bóstwa Radha-Madhavy zainstalowane zostały
w namiocie, on mówił o marmurowym pałacu. Mówił też
o luksusowych pomieszczeniach dla gości i bhaktów, chociaż jak dotąd
niewiele miał do zaoferowania. Wiodąc proste i szczęśliwe życie
w chatce, zbierał uczniów i opowiadał im o swych planach. Na
jego prośbę bhaktowie sporządzili niewielki model pierwszego planowanego
większego budynku, a także szkic Świątyni Wedyjskiego Planetarium. Powiedział,
że chce wybudować w Mayapur miasteczko z dzielnicami dla każdej
z czterech klas społecznych instytucji varnaśrama.
Znamienną cechą trwającego pięć dni festiwalu Gaura-purnima był
dwudziestoczterogodzinny kirtan ze zmieniającymi się co dwie godziny bhaktami.
Każdego ranka główna grupa bhaktów udawała się z kirtanową procesją do
Navadvipy, aby odwiedzić święte osobliwości tego miasteczka: drzewo nim, pod
którym urodził się Pan Caitanya; dom Śrivasy Thakury, w którym Pan
Caitanya i Jego towarzysze organizowali nocne kirtany; miejsce,
w którym Kazi usiłował zatrzymać sankirtan Pana Caitanyi; rezydencję
Bhaktivinody Thakury. (Prabhupad powiedział, że Bhaktivinoda Thakura często
stawał w drzwiach swego domu i spoglądał na drugą stronę Jalangi, na
ziemię, w której posiadaniu znajdował się obecnie Śrila Prabhupad.)
W ciągu dnia, a zwłaszcza wieczorami, bhaktowie zbierali się na scenie
pandalu. Pośrodku sceny znajdowały się Bóstwa Radha-Madhava ustawione na
tradycyjnym bengalskim simhasanie wykonanym z rzeźbionych łodyg drzewa
bananowego, pokrytych kolorową folią i girlandami z kwiatów. Na
życzenie Prabhupada większość mów publicznych wygłaszali jego uczniowie, na
czele z Acyutanandą Swamim, który prowadził wykłady w bengali.
Nieprzerwanym strumieniem napływały i odchodziły setki ludzi,
a bhaktowie rozprowadzali wśród nich magazyn Back to Godhead
w językach angielskim, bengali i hindi. Wieczorem były pokazy slajdów
albo projekcja filmów. Prabhupad wyglądał oknem i ze szczególnym
zadowoleniem przyglądał się rozdawaniu prasadam. Setki wieśniaków siedziało
w długich rzędach, jedząc kichari rozłożone na talerzach z liści.
Prabhupad powiedział swym uczniom: "Róbcie tak zawsze. Zawsze rozdawajcie
prasadam".
Chociaż Śrila Prabhupad nie miał w Mayapur własnego lokum, jego nauczanie
wywierało duży efekt. Pobliskie mathy także obchodziły Gaura-purnimę – w
większości przypadków goszcząc kalkuckie wdowy, które opłaciły kilkudniowy
pobyt w świątyni, by móc odwiedzić święte miejsca Navadvipy – jednak
pandal Prabhupada był najbardziej ożywionym miejscem i przyciągał
najwięcej gości. Prabhupad powiedział, że bez nauczania miejsce narodzin Pana
Caitanyi Mahaprabhu nie ma znaczenia. W innych okresach roku Mayapur
odwiedzało bardzo niewiele osób.
Prabhupad zapytał: "Co jest ważniejsze, miejsce narodzin Pana Caitanyi czy
Jego działalność? Jego czyny, Jego karma. Jego czyny są ważniejsze od janma,
czyli miejsca narodzin". Pan Caitanya intonował Hare Kryszna oraz rozdawał
wszystkim ludziom miłość do Boga i to samo powinni robić bhaktowie w Mayapur.
W dzień Gaura-purnimy przybyło dziesięciu sannyasinów, braci duchowych
Prabhupada, aby wraz z jego uczniami i setkami gości wziąć udział
w ceremonii poświęcenia i położenia kamienia węgielnego. Prabhupad
odnosił się do swych braci duchowych życzliwie. To, że mogli siedzieć wszyscy
razem w chwili poświęcenia światowego ośrodka Międzynarodowego Towarzystwa
Świadomości Kryszny, sprawiało mu przyjemność.
Siedząc na poduszce tuż obok areny ofiarnej i mantrując na koralach japa,
Prabhupad inicjował sześciu bengalskich bhaktów, a młodemu amerykańskiemu
uczniowi dał sannyasę. Następnie przemawiali bracia duchowi Prabhupada, którzy
wyrażali uznanie dla jego działalności na Zachodzie.
Na koniec wszyscy uczestnicy zebrali się wokół dołu o powierzchni
dwudziestu pięciu stóp kwadratowych i głębokości piętnastu stóp. Zgodnie
z zaleceniem pism objawionych zgromadzono pewne przedmioty, które miały
zostać umieszczone w dole: pięć rodzajów kwiatów, pięć rodzajów zbóż, pięć
rodzajów liści, pięć rodzajów metalu, pięć rodzajów nektaru, barwniki
w pięciu kolorach, pięć rodzajów owoców i pięć rodzajów biżuterii.
Brat duchowy Prabhupada, Puri Maharaja, zszedł po drabinie do dołu, aby włożyć
do naczynia orzechy kokosowe i liście bananowe oraz umieścić to wszystko
razem z kwiatami na ceglanym ołtarzu.
Następnie do dołu zszedł Prabhupad, mając ze sobą pudełko ze złotym murti
Ananta Śesy o rubinowych oczach. Wcześniej tego ranka Prabhupad
w swej chacie pokazał to murti kilku swoim uczniom. "To jest Pan
Ananta – powiedział – łoże z węży, na którym spoczywa Pan Visnu. Będzie On
podtrzymywał świątynię na Swej głowie". Teraz Prabhupad umieścił Ananta
Śesę na ołtarzu z cegieł i wszedł po drabinie na górę. Następnie,
serdecznie zachęcani przez Prabhupada, wszyscy obecni zaczęli wrzucać do dołu ofiary
z kwiatów i pieniędzy, a potem garście ziemi.
Po pięciodniowym festiwalu Prabhupad opuścił Mayapur i udał się do
Vrindavany, gdzie zamierzał przeprowadzić jeszcze jedną ceremonię z myślą
o rozpoczęciu następnego przedsięwzięcia. Ziemia Mayapur nadal nie była
zagospodarowana i Prabhupad ponaglał swych uczniów, aby dalej zbierali
potrzebne fundusze.
Mamy wielkie plany związane z budową Mayapur i jeśli wszyscy razem
nadacie im kształt, w efekcie powstanie coś unikalnego na skalę światową.
Będzie to światowy ośrodek szkolenia duchowego. Będą tu przybywać studenci
z całego świata i zrewolucjonizujemy ateistyczne i komunistyczne
tendencje tych drańskich filozofów. Musimy zatem czuć się odpowiedzialni za to
poważne przedsięwzięcie. Nawet na chwilę nie powinniśmy zapominać
o ISKCON-ie. To moja prośba do Was wszystkich.
Aby zakończyć transakcję kupna ziemi
w Ramana-reti, Prabhupad i pan S. spotkali się w sądzie
w Mathurze i w obecności prawników dopełnili formalności. Prabhupad
uważał kupno dobrej działki ziemi we Vrindavanie za łaskę Kryszny, a w
liście do sekretarzy GBC w Ameryce poprosił o przysłanie do pomocy
w realizacji nowego przedsięwzięcia tylu ludzi, ilu tylko będą mogli.
Opisał swoje plany "powołania do życia wspaniałego ośrodka z myślą
o odrodzeniu duchowego życia Vrindavany z ramienia Rupy i Jivy
Goswamich".
Prabhupad powiedział do Ksirodakaśayi, jednego ze swych hinduskich uczniów:
"Chcę, aby z tej okazji przygotowano olbrzymie ilości prasadam
i zaproszono wszystkich mieszkańców Vrindavany". Dwa dni później
Prabhupad przeprowadził w Ramana-yeti ceremonię położenia kamienia
węgielnego. Uczestniczyło w niej około stu osób. Ponownie zszedł do
rytualnego dołu i umieścił na dnie Bóstwo Ananty, na którego głowie
spoczywać miała świątynia.
Jednakże późną nocą dokonano tam napadu. Pewna starsza hinduska wdowa, ciesząca
się w miasteczku sławą sadhu, bardzo się rozgniewała, że pan S. nie dał
tej ziemi jej, chociaż wielokrotnie o nią prosiła. W nocy wysłała
gundów, aby rozebrali ceglany fundament wzniesiony w trakcie uroczystości
i zbeszcześcili dół, który właśnie tego dnia zapełniono kwiatami
i religijnymi przedmiotami ofiarnymi. Gundowie rozkopali dół, nawrzucali
do niego śmieci i ukradli napis oznajmiający, kto jest nowym właścicielem
ziemi.
Prabhupad siedział w swoim pokoju w świątyni Radha-Damodara, kiedy
usłyszał o tym, co się stało. Rozgniewał się i kazał swym uczniom
powiadomić o tym wyczynie policję. W nocy terenu pilnowało kilkunastu
policjantów, a kiedy wynajęci gundowie pojawili się znowu, policjanci
ostrzegli ich, że jeśli przysporzą jakichś nowych kłopotów, to zostaną
aresztowani. I na tym się skończyło.
Prabhupad niejednokrotnie mówił, że kiedy ktoś zostaje bhaktą, to przysparza
sobie wielu wrogów. Ten incydent był także potwierdzeniem jego przekonania, że
po uzyskaniu własności tej ziemi ISKCON powinien możliwie jak najszybciej
wybudować na niej świątynię. A już na pewno powinni ogrodzić ten teren
płotem i zbudować na nim małe chatki, w których mogliby mieszkać
w trakcie przygotowań do budowy świątyni.
Tejas: "To będzie świątynia Kryszna-Balaramy" – powiedziat Prabhupad.
Tak naprawdę to nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Wszyscy myśleliśmy o tym
jak o czymś bardzo odległym. Ramana-reti to była prawdziwa głusza. Było to
bardzo odosobnione miejsce i mieszkało tam wielu rozbójników. Myśleliśmy:
"Jeśli postawimy tu świątynię, to i tak nikt nigdy nie
przyjdzie". Ale Prabhupad powiedział: "Gdziekolwiek jest Kryszna, tam
wszyscy przyjdą".
Śyamasundara, sekretarz Prabhupada, napisał do jednego ze swych braci duchowych
o świeżo nabytej posiadłości we Vrindavanie.
Tego dnia Prabhupad wszedł w posiadanie 4800 jardów kwadratowych darowanej
ziemi w Ramana Reti, gdzie Kryszna zwykł bawić się w lesie ze Swymi
przyjaciółmi. Miejsce to odległe jest około 10 minut spacerem od
Radha-Damodary. Prabhupad zmierzył ziemię (za pomocą sznurka od swej
moskitiery), potargował się o nią, sporządził jej plan, sformułował akt
prawny, z którym udał się do sądu w Mathurze, gdzie na poczekaniu
podpisał go, opieczętował i złożył. Prabhupad powiedział, abym poprosił
Was o przysłanie PRZYNAJMNIEJ PIĘĆDZIESIĘCIU (50) LUDZI Z USA. MAJĽ
PRZYJECHAĆ DO INDII NATYCHMIAST!!! Mamy wreszcie w Indiach wspaniały
program: zakrojone na wielką skalę projekty w Mayapur, Vrindavanie
i Bombaju. Wszystkie ziemie zostały nabyte, umowy podpisane,
a wszystko to zrobił Prabhupad. Mamy jednak za mało ludzi, by zmagać się
z tym ogromnym – największym jak dotychczas w naszym towarzystwie –
zadaniem, a wierzcie mi, że te trzy projekty są Prabhupadwi droższe niż
jakiekolwiek z dotychczasowych.
W ciągu miesiąca, który Prabhupad spędził poza Bombajem (wyjechał 10 lutego),
suma 50 tysięcy rupii została na czas uiszczona. Kilku bhaktów
z ociąganiem przeprowadziło się na ziemię Juhu i zamieszkało
w namiocie. Nocą ich sen zakłócały szczury i komary Kiedy usiłowali
wyciąć wybujałe chwasty, natknęli się na puste butelki po alkoholu
i przepełniony ściek. Bez Prabhupada ich determinacja słabła.
Wówczas powrócił z Kalkuty – gdzie właśnie przebywał Śrila Prabhupad –
Brahmananda Swami, którego Prabhupad uczynił odpowiedzialnym za projekt
w Bombaju. Brahmananda Swami czuł się zainspirowany i dzięki niemu
bhaktowie nabrali nowego impetu. Mieli natychmiast oczyścić ziemię
i postawić pandal. Brahmananda nigdy wcześniej nie organizował pandalu,
ale wynajął przedsiębiorcę budowlanego, by wybudował kilka domków chatai (z
liści palmowych) dla bhaktów i namiot na festiwal.
Pan Sethi, sąsiad i członek wspomagający ISKCON-u, wynajął grupę
robotników, która miała wyciąć chwasty i inne zarośla. Do pomocy zgłosiło
się też kilku przyjaciół świadomości Kryszny z Bombaju. Pan N. zaoferował
swą pomoc i wysłał jednego ze swych pomocników, pana Matara, by nadzorował
wynajętych robotników. Bhaktowie również pracowali przygotowując wszystko na
powrót Prabhupada.
Śri Śri Radha-Rasavihari, Bóstwa Radha-Kryszny, które Prabhupad zainstalował
w Bombaju w roku 1971, przybyły do Hare Kryszna Land w taksówce,
spoczywając na kolanach kilku bhaktów Nie była to Ich pierwsza przeprowadzka,
lecz tym razem Ich rezydencją miał być namiot. Kiedy Prabhupad wydał polecenie,
aby natychmiast po wypłaceniu zaliczki przewieźć Radha-Rasavihari do Juhu,
niektórzy z bhaktów zapytali go: dlaczego Bóstwa mają się tam
przeprowadzać, skoro nie ma jeszcze odpowiednich warunków? Czy nie powinny
poczekać, aż wybudujemy świątynię? Prabhupad odpowiedział: "Gdy tylko
zainstaluje się gdzieś Bóstwa, nikt Ich stamtąd nie usunie".
Prabhupad bardziej niż ktokolwiek inny był świadom standardu czczenia, jakie
należało ofiarować Radha-Rasavihari, ale teraz chodziło mu o zdobycie
ziemi. W przeciwnym razie jak będzie mógł Im w końcu podarować
królewski tron i świątynię, jeśli One Same nie ustanowią najpierw Swojego
prawa własności przez zamieszkanie w Hare Kryszna Land? Przybycie
Radha-Rasavihari do Juhu oznaczało również dodatkowe trudności dla bhaktów,
którzy musieli się teraz borykać z utrzymaniem porannej pujy
i gotowaniem w skromnej kuchni sześciu ofiarowań dziennie. Nawet
namiot Radha-Rasavihari był słaby i kołysał się na wietrze.
Jednak Śrila Prabhupad uważał tę przeprowadzkę za konieczne, transcendentalne
posunięcie. Ponieważ poprosił Samego Pana Krysznę, by przyjął te niewygody,
modlił się: "Mój drogi Panie, proszę, pozostań tutaj, a wybuduję Ci
piękną świątynię".
Radha-Rasavihari zostały zainstalowane na scenie pandalu zanim Prabhupad wrócił
do Bombaju. Publiczność uczestnicząca w festiwalu nie była tak liczna, jak
byłaby w centrum Bombaju – wieczorem przybyło nie więcej niż pięćset osób
– lecz Śrila Prabhupad był zadowolony. Festiwal odbył się na ich własnej ziemi,
a to był dopiero początek.
Kilka dni po przybyciu do Juhu, Prabhupad był gotów urządzić ceremonię kopania
fundamentów i położenia kamienia węgielnego – co było następnym sprytnym
posunięciem mającym na celu zabezpieczenie prawa własności ziemi. Było to
jednak coś więcej niż tylko sprytne posunięcie, jako że Śrila Prabhupad pragnął
możliwie jak najszybciej wznieść tam świątynię. Radha-Rasavihari nie powinny
stać w namiocie, lecz na marmurowym ołtarzu, chronione simhasanem
z drewna tekowego i srebra. Powinny towarzyszyć Im bóstwa dwóch gopi:
Lality i Viśakhy, a Ich świątynia powinna mieć marmurowe kopuły
o wysokości ponad stu stóp. Tysiące ludzi miało codziennie przychodzić na
darśan i prasadam.
Pewnego ranka, w trakcie festiwalu, bhaktowie z Hare Kryszna Land
wzięli razem z Prabhupadem udział w prostej ceremonii położenia
kamienia węgielnego. Wykopali głęboki rytualny dół i otoczyli go cegłami.
Prabhupad zszedł do dołu i umieścił tam Bóstwo Śesy. Następnie usiadł na
prostym podwyższeniu i brał udział w kirtanie uderzając
w mosiężny gong. Natomiast bhaktowie podchodzili kolejno i wrzucali
do dołu ziemię, zasypując go całkowicie, podczas gdy z ognia ofiarnego
unosił się dym.
Prabhupad planował intensywną podróż dookoła świata. Chciał udać się na wschód
do Australii, Japonii, na Hawaje, następnie do USA, a być może również do
Meksyku i Europy. Niewykluczone, że nie wróci do Indii przed upływem pół
roku. Chciał jednak, aby podczas jego nieobecności sprawy w Bombaju gładko
posuwały się naprzód. Tymczasem na kilka dni przed odjazdem Brahmananda Swami
powiedział mu, że podczas jego nieobecności nauczanie w Nairobi słabnie,
dlatego też zgodził się, aby Brahmananda powrócił do swoich obowiązków
w Afryce.
Prabhupad znowu musiał wyznaczyć nową osobę do kierowania sprawami
w Bombaju. Tym razem wybrał Giriraję, młodego brahmacarina i lidera
w nauczaniu oraz pozyskiwaniu członków wspomagających dla ISKCON-u. Istotę
zarządzania stanowiło zbieranie dotacji i pozyskiwanie członków
wspomagających, a ponieważ Giriraja był ekspertem w tej dziedzinie,
Prabhupad wywnioskował, że chociaż jest młody i niedoświadczony, to
posiada najważniejsze kwalifikacje. Prabhupad przekonał się już, że Giriraja
jest prostą osobą, która posłusznie zaangażowała się w pomaganie mu przy
zagospodarowaniu Hare Kryszna Land.
Podczas pobytu Prabhupada w Bombaju, na jego wykłady zaczął przychodzić
Hans Kielman, młody architekt z Holandii, który zainteresował się
świadomością Kryszny. Prabhupad przekonał Hansa, aby został bhaktą
i pomógł przy budowie miasteczka Hare Kryszna w Bombaju. Pod nadzorem
Prabhupada Hans od razu zaczął kreślić architektoniczne plany budynków.
Prabhupad poinformował Giriraję i innych, że będą musieli zebrać 64 lakhy
rupii na budowę. Bhaktowie nie mieli pojęcia, w jaki sposób będą
w stanie zebrać nawet nieznaczną część tej sumy, lecz Prabhupad podsunął
im pewne pomysły. Mówił o zdobywaniu poparcia wpływowych ludzi za pomocą
systemu bhent-nama, kiedy to dana osoba nabywa dożywotnie prawo korzystania
z pokoju gościnnego. Były też inne sposoby.
Najpierw jednak musieli zdobyć ziemię. Ziemię już mieli, lecz przed
rozpoczęciem budowy muszą mieć akt prawny. A ponieważ minął już termin,
w którym pan N. miał przekazać im ten dokument, Prabhupad polecił
Girirajy, aby zażądał od pana N. wywiązania się ze spisanej umowy
i natychmiastowego przekazania im aktu prawnego.
*************
Prabhupad miał nadzwyczajną zdolność przeistaczania duchowej wizji
w namacalną rzeczywistość, czyli zmiany części świata materialnego
w energię duchową, tak aby nawet zwykły człowiek mógł dostrzec duchową
rzeczywistość. Prabhupad czynił bezustanne wysiłki w tym kierunku.
Transcendentalista często nie chce mieć zbyt wiele do czynienia ze światem
materialnym w obawie, że może osłabić swą moc duchową. Dlatego też nakazy
wedyjskie ostrzegają przed kontaktem z pieniędzmi i osobami
materialistycznymi. Lecz Prabhupad, stosując się do zasad głoszonych przez
Śrila Rupę Goswamiego, widział, że wszystko, co materialne, może zostać użyte
w służbie dla Kryszny i odzyskać w ten sposób swoją duchową
naturę. Doświadczony bhakta, który stosuje tę zasadę, może zawsze mieć kontakt
z energią duchową, chociaż pozornie działa w sferze materialnej. Dla
takiego bhakty nic nie jest materialne.
W pismach wedyjskich wielki bhakta Narada Muni, dzięki swej zdolności
przemieniania osób materialistycznych w bhaktów, określany jest jako
cintamani (kamień filozoficzny). Mówi się, że cintamani może przemienić żelazo
w złoto, i tak samo Narada mógł przemienić okrutnego myśliwego
w czystego vaisnavę. Tak jak Narada sławiony jest w Vedach za
dokonanie takich czynów w minionych wiekach, podobnie Śrila Prabhupad jest
niczym pełen mocy kamień filozoficzny w obecnym wieku. Dzięki prostolinijnemu
stosowaniu świadomości Kryszny wielokrotnie ukazywał, że potrafi zmienić
materialistę w całkowicie wyrzeczonego, pełnego wigoru bhaktę Pana. Teraz,
pozyskawszy pewną liczbę bhaktów z obozu mayi, pragnął zaangażować ich
w przemienianie możliwie jak największej części świata materialnego
w żywego ducha. Swymi transcendentalnymi, wizjonerskimi słowami próbował
przemienić kamień i ludzką energię we wspaniałe, duchowe świątynie.
Ambitni materialiści czasami krytykują transcendentalistów, zarzucając im
nieproduktywność, lecz Prabhupad, dzięki bezustannemu działaniu, nigdy nie mógł
spotkać się z takim zarzutem. Ludzie zarzucali mu raczej, że jest
kapitalistą przebranym za sannyasina. Jednak taki krytycyzm nigdy nie
zniechęcił Prabhupada; on spełniał pragnienia poprzednich acaryów. Zanim
jeszcze przybył do Ameryki w roku 1965, doszedł do następującej konkluzji,
którą zamieścił w swym komentarzu do Śrimad-Bhagavatam.
Dlatego wszyscy mędrcy i bhaktowie Pana zalecają, by sztukę, naukę,
filozofię, fizykę, chemię, psychologię i wszystkie pozostałe dziedziny
wiedzy wykorzystać całkowicie i wyłącznie w służbie dla Pana.
Prabhupad pragnął przekształcić znaczną część świata materialnego w świat
duchowy. Próbując wznieść duchowe miasto w Juhu, zdawał sobie sprawę
z tego, że przypuszcza silny atak na mayę. W ciągu zaledwie kilku
miesięcy jego plany krzyżowało wiele komplikacji i kłopotów, a miało
ich być jeszcze więcej. Bitwa dopiero się rozpoczynała.
**********
Po opuszczeniu Bombaju Śrila Prabhupad zabrał ze sobą małą grupkę uczniów
i rozpoczął misjonarską podróż dookoła świata. Odwiedził Singapur, Sydney,
Melbourne, Auckland, Tokio i Honolulu. Zatrzymał się na krótko
w ośrodku w Portland w Oregonie, a następnie poleciał do
Paryża i Glasgow. Potem powrócił do Stanów Zjednoczonych, gdzie odwiedził
społeczność farmową New Vrindaban w Zachodniej Wirginii i, po ponad pięciu
miesiącach intensywnego podróżowania, swą główną kwaterę na Zachodzie
w Los Angeles.
Stamtąd napisał do bhaktów w Bombaju, zapewniając ich, że ziemia Juhu nie jest
jedynie przyczyną kłopotów, ale szczególnym miejscem, gdzie zrealizowany
zostanie wielki plan. Dlatego warto o nią walczyć.
[...] z niecierpliwością oczekuję na wiadomość, czy akt przeniesienia
własności został podpisany i jaka jest jego treść. Proszę, jak najszybciej
przyślijcie mi kopię należycie podpisanego dokumentu. Bardzo mnie to uspokoi.
Gdy tylko dokumenty potwierdzające przeniesienie własności zostaną podpisane,
możecie natychmiast rozpocząć budowę. Wkrótce wracam do Indii, najpóźniej pod koniec
września, i chciałbym zobaczyć, że budowy w Bombaju, Mayapur
i Vrindavanie posuwają się naprzód. Projekt w Bombaju jest jednym
z naszych najważniejszych planów na całym świecie i liczę na to, że
Wy wszyscy dopilnujecie, by wszystko szło jak najlepiej.
Prabhupad raz po raz instruował swoich menedżerów w Bombaju, aby na krok
nie odstępowali od warunków umowy. Powinni wywrzeć nacisk na pana N., aby
wywiązał się z początkowej umowy.
Prabhupad niepokoił się, ponieważ nie otrzymał żadnej wiadomości od swego
prawnika, pana D. Dwa tygodnie wcześniej wysłał telegram zarówno do pana N.,
jak i do pana D. z zapytaniem o przyczyny zwłoki, lecz od
żadnego z nich nie otrzymał odpowiedzi. Napisał więc do innego prawnika,
przyjaciela z Bombaju, pytając go o to samo. W Los Angeles
otrzymał następującą odpowiedź: pan D. nie jest już jego adwokatem. Kilka dni
po nadejściu tych szokujących wiadomości Prabhupad otrzymał oficjalny list
z kancelarii pana D. potwierdzający tę informację.
Spośród ostatnich wieści z Bombaju ta była najbardziej niepokojąca.
Prabhupad zaczął rozumieć, że pan D. od samego początku knuł przebiegłą
intrygę. Zwłoka w sfinalizowaniu umowy nie była spowodowana biurokracją.
Pan D. był w zmowie z panem N. Obaj byli oszustami. Teraz zanosiło
się na prawdziwą bitwę. ISKCON będzie musiał odwołać się do sądu i wnieść
oskarżenie przeciwko panu N. Walka była nie do uniknięcia, lecz Prabhupad nadal
czuł, że prawnie jego pozycja jest bardzo mocna.
Przed opuszczeniem Los Angeles przyszedł mu na myśl inny sposób działania.
Napisał do Girirajy i polecił mu zamieścić w gazecie ogłoszenie
informujące, że ISKCON podpisał z panem N. umowę kupna ziemi w Juhu.
Chociaż Prabhupad wyznaczył sekretarzy GBC, aby kierowali ruchem świadomości
Kryszny w różnych częściach świata, to w Indiach sam był prawdziwym
sekretarzem GBC. Zatem bez względu na to, gdzie podróżował, tym projektom
poświęcał szczególną uwagę. Był doskonałym przykładem sekretarza GBC. Chociaż
skrupulatnie doglądał spraw praktycznych, był zawsze transcendentalny – w pełni
polegał na Krysznie i zawsze nauczał.
6 października
Podczas krótkiej wizyty w Berkeley, Prabhupad zainstalował Bóstwa
Radha-Kryszny w tamtejszej świątyni, a także spotkał się z grupą
profesorów z University of California. Mimo tego wciąż rozmyślał
o Bombaju. Napisał do Tamala Kryszny Goswamiego:
Sprawy w Bombaju skomplikowały się z powodu poczynań pana N.
i pana D. Giriraja jest w tarapatach. W interesach jest on
zupełnie jak dziecko, więc jedź tam natychmiast, aby mu pomóc. [...] Ale bądź
przezorny i wpłać pieniądze w sądzie w kancelarii notariusza,
a nie na ręce pana N. czy jego adwokata. [...] Ureguluj sprawy
w odpowiedni sposób, a w razie kłopotów udamy się do sądu
i wytoczymy panu N. proces.
Prabhupad postanowił posłać do pomocy w Bombaju Karandharę, którego uważał
za eksperta w takich sprawach. Chciał również wysłać Śyamasundarę, lecz
ten udał się do Londynu w związku z wielką posiadłością wiejską,
którą podarował ISKCON-owi George Harrison. Prabhupad zawiadomił go jednak, że
gdy tylko transakcja w Londynie zostanie ukończona, powinien udać się do
Bombaju. Gotów był walczyć. Nie da się oszukać.
W drodze powrotnej do Indii Prabhupad ponownie odwiedził ośrodek
w Honolulu. Następnie, 11 października, po raz pierwszy udał się do
Manili, gdzie mała grupka uczniów zorganizowała mu publiczne programy
w świątyni i w hotelu Intercontinental.
W Manili starannie rozważył swoją pozycję w rozgrywce o posiadłość
w Juhu i doszedł do wniosku, że ją wygra. W liście do Girirajy
wymienił kolejno przemawiające za tym argumenty.
1. Spełniliśmy wszystkie warunki obowiązujące nabywcę.
2. Pan N. celowo zwlekał, aby nas oszukać, tak jak już zrobił w przypadku
innych.
3. Lecz tym razem nie może nas oszukać, ponieważ jesteśmy w posiadaniu
ziemi i nasze Bóstwa Radha-Kryszna są już tam zainstalowane.
4. Tak więc musimy bezzwłocznie udać się do sądu, by zmusić go do
natychmiastowego podpisania aktu własności.
5. Nawet jeśli sprawa sądowa będzie ciągnęła się przez długi czas, nie może to
wstrzymać realizacji naszych planów.
6. Bez udania się do sądu nie możemy pójść z nim na żaden kompromis.
7. Sądzę jednak, że możemy postarać się o pełną sumę 14 lakh, by ten łotr
zniknął nam z oczu.
8. Nie możemy jednak tego uczynić bez odwołania się do sądu, w przeciwnym
razie będziemy stroną winną złamania umowy dotyczącej kupna ziemi. Dlatego
zanim pójdziemy na jakikolwiek kompromis, musimy udać się do sądu.
************
Vrindavana 17 października 1972 roku
Prabhupad przybył do Vrindavany, aby tu obchodzić okres Karttika (trwający od
16 października do 14 listopada). Planował wygłaszanie codziennych wykładów
przy samadhi Rupy Goswamiego znajdującym się na podwórzu świątyni
Radha-Damodara. Wykłady miały opierać się na Nektarze Oddania, który był
dokonanym przez Prabhupada przekładem dzieła Rupy Goswamiego pod tytułem
Bhakti-rasamrta-sindhu. Podczas podróży po krajach zachodnich Prabhupad
zapraszał bhaktów, by w okresie Karttika przyłączyli się do niego we
Vrindavanie i teraz zgromadziło się tam kilkudziesięciu bhaktów
z Ameryki, Europy, Indii i innych części świata.
Projekt we Vrindavanie leżał mu na sercu, toteż zamiast natychmiast udać się do
Bombaju, przybył najpierw tutaj. Do Bombaju posłał natomiast kilku swych
głównych uczniów, aby zajęli się tamtejszymi problemami. Teraz, niczym generał
zajęty walką na innym froncie, oczekiwał na wieści od swych oficerów
w Bombaju. Wprowadził się do swych dwóch małych pokoi w świątyni
Radha-Damodara, podczas gdy jego uczniowie zatrzymali się w pobliżu, w dawnym
pałacu Maharajy Bharatpur – starym budynku położonym nad Yamuną.
Do Bombaju przybyli Tamala Kryszna Goswami, Śyamasundara i Karandhara.
Giriraja poinformował ich, że sytuacja się pogorszyła. Kiedy pan N. ujrzał
w gazecie ogłoszenie podające do publicznej wiadomości, że ISKCON zawarł
umowę nabycia posiadłości Juhu, doprowadziło go to do wściekłości. Giriraja
udał się do niego ze złożonymi rękoma i złożył mu pokłon, lecz pan N. nie
dał się uspokoić. Złamał wszystkie swoje obietnice i unieważnił umowę sprzedaży
pod pretekstem, że bhaktowie nie zdołali otrzymać aktu prawnego ciągu pół roku.
Twierdził, że dwie lakhy rupii wpłacone jako zaliczka należą teraz do niego,
a bhaktowie powinni natychmiast opuścić teren Juhu.
Pan N. odciął dopływ wody na Hare Kryszna Land. Kilka dni później przy wejściu
na teren posiadłości pojawił się rzezimieszek, który wymachiwał długim nożem,
kiedykolwiek przechodzili tamtędy bhaktowie. Przyjaciel pana N. wydrukował
ulotkę przypisującą amerykańskim bhaktom z Hare Kryszna skandaliczne zachowanie
i rozprowadzał ją na pobliskiej stacji kolejowej Vile Parle. Chociaż kilku
bhaktów wyjechało i inni również chcieli to zrobić, w Bombaju nadal
pozostało ich około trzydziestu.
Karandhara stwierdził, że pierwszą rzeczą, którą należałoby uczynić, jest
znalezienie nowego prawnika. W tym celu udał się do najwybitniejszych
adwokatów w Bombaju i zatrudnił specjalistę do spraw handlu
nieruchomościami. Następnie wspomniana trójka bhaktów i ich nowy adwokat
spotkali się z panem N. w jego biurze. Pan N. był uparty i nie
przejawiał chęci współpracy, a prawnik ISKCON-u groził. Walka
w sądzie wydawała się nieunikniona.
Tamala Kryszna Goswami, Karandhara, Bhavananda i Śyamasundara prowadzili
między sobą rozmowy. Im więcej rozmawiali, tym bardziej dochodzili do wniosku,
że cały projekt Juhu jest niemożliwy do zrealizowania. Pomijając już nikczemne
poczynania pana N., samo życie na tym terenie było rzeczą bardzo trudną.
Bhaktowie i Bóstwa mieli tam kiepskie warunki mieszkaniowe. Dach
przeciekał, a cementowa podłoga kruszyła się. Miejsce to nawiedzały
szczury, muchy, karaluchy, wiejskie psy, komary, a sporadycznie nawet
jadowite żmije. Bhaktowie bezustannie zapadali na tropikalne choroby,
szczególnie na malarię i zapalenie wątroby.
Nowy prawnik ISKCON-u gotów był oddać sprawę do sądu, ale bhaktowie byli
niezdecydowani. Pan N. powiedział, że to oni – a nie on – są przestępcami,
ponieważ nie otrzymali zezwolenia od komisarza do spraw kontroli towarzystw
dobroczynnych. Według pana N. znajdowali się na jego ziemi nielegalnie.
Oznajmił, że za dokonane zniszczenia pozwie ich do sądu. Wydawało się, że
bliski jest zastosowania przemocy. Biorąc to wszystko pod uwagę, liderzy,
którym Prabhupad powierzył rozwiązanie spraw dotyczących Juhu, zdecydowali, że
ISKCON powinien wyrzec się tej ziemi. Wspólnie napisali do Śrila Prabhupada
list i wysłali do Vrindavany Śyamasundarę, aby osobiście mu go doręczył.
Siedząc w swym pokoju w świątyni Radha-Damodara, Śrila Prabhupad
czytał list z Bombaju. Chociaż oddalony był o setki mil, tamtejsze
wydarzenia przyprawiły go tu, we Vrindavanie, o przyspieszone bicie serca.
Wyjął swój egzemplarz umowy podpisanej przez pana N. Następnie zawołał swego
sekretarza i zaczął dyktować list do bhaktów w Bombaju.
Rozpoczął swój list jak prawnik i odpowiadał logicznie punkt po punkcie.
Jednym z powodów, dla którego jego uczniowie chcieli zrezygnować
z Juhu, był fakt, że komisarz do spraw kontroli towarzystw dobroczynnych
odmówił im zezwolenia. W takiej sytuacji, uzasadniał Prabhupad, powinni
spróbować odzyskać pieniądze i dopiero wtedy opuścić ziemię. Wyglądało
jednak na to, że wydanie tego zezwolenia opóźniało się, a nie że go
odmówiono – drobnostka. Chociaż pan N. mówił o sześciomiesięcznym okresie
na otrzymanie tego zezwolenia, Prabhupad zauważył, że oryginalna umowa nie
wspominała o takim ograniczeniu czasowym.
Innym powodem, dla którego ludzie Prabhupada chcieli opuścić ziemię, było to,
że – według pana N. – nie otrzymali aktu przeniesienia tytułu własności
w ciągu sześciu miesięcy, jak była o tym mowa w oryginalnej
umowie sprzedaży. Prabhupad powiedział, że zgodnie z punktem,
o którym tu mowa, "to my możemy unieważnić kontrakt w ciągu
sześciu miesięcy, a nie sprzedający". Ale najistotniejszą rzeczą było
to, że pan N. otrzymał w okresie sześciu miesięcy czeki opiewające na sumę
jednej lakhy rupii jako zaliczkę, a zatem umowa sprzedaży została
dotrzymana.
[...] uważamy, że dopełnił on przeniesienia tytułu własności i nie chcemy
niczego unieważniać, tylko natychmiast doprowadzić sprawę do końca – to wszystko.
On próbuje tego uniknąć uciekając się do podstępów. Ogłupił Was tak, abyście
sądzili, że ma nad Wami przewagę prawną i żebyście dali mu pieniądze, ale
to jest oszustwo. Nie damy mu ani grosza więcej. Nie płaćcie nic więcej. Przede
wszystkim wytoczcie mu proces o przestępstwo kryminalne. [...] Nie
powinniście zatem dać się oszukać ani też się go obawiać. Nasza pozycja jest
bardzo, bardzo mocna.
Nawet fakt, że pan N. groził użyciem siły, nie stanowił wystarczającego powodu
do opuszczenia ziemi. Bhaktowie są tam legalnie i powinni postarać się
o ochronę policji.
Dlatego mówię, że Wy chłopcy nie możecie sobie z tym poradzić, ponieważ
jesteście zbyt bojaźliwi. Teraz możecie zrobić, co tylko chcecie. Powinniście
natychmiast wytoczyć mu proces, a nie robicie tego, ponieważ zamydlił Wam
oczy. Mówi wielkie słowa i grozi, a Wy niemądrze mu wierzycie
i robicie, co Wam każe. Ale ja tego nie zrobię.
Na koniec Prabhupad poradził, aby bhaktowie udali się do sędziego
i powiedzieli mu: "Zapłaciliśmy panu N., a on teraz grozi nam
przemocą i chce nas stamtąd usunąć". Nie powinni się obawiać.
*************
Prabhupad bardzo pragnął rozpocząć budowę na terenie Ramana-yeti i nowiny
z Bombaju nie odwiodły go od tego zamiaru. Kazał bhaktom codziennie
urządzać sankirtanową procesję ze świątyni Radha-Damodara do posiadłości
w Ramana-reti. Sam również od czasu do czasu udawał się z nimi, aby
zobaczyć to miejsce, w którym nadal znajdowały się jedynie chatki
z trzciny, druciane ogrodzenie i nieduży zapas materiałów budowlanych.
Subala, uczeń Prabhupada odpowiedzialny za budowę, był powolny i nie
kwapił się do tej pracy, toteż Prabhupad posłał po Tamala Krysznę Goswamiego,
aby przyjechał z Bombaju i wziął na siebie tę odpowiedzialność.
Któregoś dnia rano Subala wybrał się z Ramana-yeti, gdzie mieszkał, do
Śrila Prabhupada, który znajdował się akurat na dachu świątyni Radha-Damodara.
"Prabhupad – powiedział – mam tyle kłopotów. Nie mam czasu na czytanie,
nie mogę właściwie intonować swoich rund, nie mogę myśleć o Krysznie. Ciągle
myślę o tym, jak ten przedsiębiorca budowlany nas oszukuje albo
o podpisywaniu czeków za pracę i materiały To zbyt wiele jak dla
mnie. Wszystkie te sprawy, które mam na głowie, nie pozwalają mi myśleć
o Krysznie".
"Czy myślisz, że Arjuna medytował o Krysznie w czasie bitwy na
Kuruksetrze?" – odpowiedział Prabhupad. "Czy myślisz, że Arjuna po
prostu siedział pogrążony w transie yogicznym, podczas gdy Kryszna Sam
wszystkiego dokonał? Nie. On walczył. Zabijał dla Kryszny. Myślał o wszystkich
żołnierzach, których musi zabić dla Kryszny.
"Myślenie o książeczce czekowej, myślenie o robotnikach,
myślenie o przedsiębiorcach budowlanych jest jak myślenie Arjuny. To jest
służba dla Kryszny Nie powinieneś martwić się tym, że nie myślisz
o Krysznie bezpośrednio. Arjuna nie siedział przed Kryszną w transie
i nie medytował o Jego formie. Pełnił dla Niego służbę. Tak samo to,
co ty robisz, też jest służbą dla Kryszny i powinieneś ją pełnić. Twoje
życie wypełnione jest służbą dla Kryszny i to bardzo dobrze".
W miarę możliwości Prabhupad angażował każdego ucznia w taką służbę
oddania, która odpowiadała jego określonej konstytucji psychofizycznej, ale
każdy musiał podjąć jakąś pracę dla Kryszny. Ponieważ Prabhupad pragnął
wybudować we Vrindavanie świątynię, to ktokolwiek mu w tym pomagał – bez
względu na to, czy był wyszkolony czy nie, czy miał ku temu inklinacje czy też
nie – stawał się bardzo drogi jemu i Panu Krysznie.
Na całym świecie bhaktowie ciężko pracowali nad rozwijaniem projektów ISKCON-u.
Źródłem dochodów była szybko wzrastająca dystrybucja książek Śrila Prabhupada
i do pewnego stopnia, ich firma Spiritual Sky produkująca kadzidła. Jak na
razie Prabhupad nie miał jeszcze żadnych architektonicznych planów projektu we
Vrindavanie, ale postanowił zebrać sumę pieniędzy, która wystarczyłaby na
materiały i pracę. Miały one pochodzić ze sprzedaży książek oraz od
bhaktów. Pewnego dnia udał się na miejsce budowy i poprosił jednego
z bhaktów o zrobienie niewielkiej ilości cementu, a następnie
własną ręką położył pierwszą kielnię zaprawy pod budowę fundamentów.
************
Hajdarabad 11 listopada 1972 roku
Prabhupad przyjechał do Hajdarabadu na pandal. Jego wykładów słuchały wielkie
tłumy ludzi. Gdziekolwiek się udawał, ludzie gromadzili się wokół niego, by
dotknąć jego lotosowych stóp – nawet wtedy, gdy wysiadał z samochodu czy
też do niego wsiadał. Chociaż miasto cierpiało z powodu suszy, kilka dni
po przybyciu Prabhupada spadły deszcze. Jedna z gazet wysunęła
przypuszczenie, że stało się to dzięki harinama-kirtanowi, który Śrila
Prabhupad i jego uczniowie wykonywali z takim entuzjazmem. Prabhupad
to potwierdził.
Spotkał się również z panem N., który przyjechał z wizytą do
Hajdarabadu. Śyamasundara był z nim w serdecznych stosunkach.,
ponieważ pan N. bardzo lubił jego trzyletnią córeczkę Sarasvati. Udał się więc
do pana N. i nakłonił go, by porozmawiał z Prabhupadem. Pan N.
zgodził się, lecz podejrzewając, że Prabhupad może użyć mocy mistycznych, by
namówić go do postąpienia wbrew własnej woli, przyprowadził ze sobą guru,
sądząc, że będzie on przeciwdziałał duchowej mocy Prabhupada.
Pan N., jego guru i Śyamasundara przybyli do domu Panilala Prithi,
w którym Prabhupad się zatrzymał. Prabhupad zaprosił swych gości na
towarzyskie spotkanie i rozmawiał z nimi przy prasadam. Kiedy
ziewnął, guru pana N. powiedział: "O, Swami, musisz być bardzo zmęczony.
Nie powinniśmy ci zatem przeszkadzać. Odpocznij, a później możemy
porozmawiać".
"Och tak" – odpowiedział Prabhupad – "Jestem bardzo zmęczonyť.
Pan N. i jego guru przeprosili wszystkich obecnych i udali się do
sąsiedniego pokoju.
Po kilku minutach Prabhupad przywołał do siebie Tamala Krysznę Goswamiego
i powiedział: "Kiedy ktoś pyta, czy ty jesteś zmęczony to znaczy, że
on jest zmęczony Jeśli zajrzysz do pokoju obok, zobaczysz, że śpią".
Polecił Tamala Krysznie, by ostrożnie obudził i przyprowadził pana N., bez
zakłócania spokoju jego guru.
Tamala Kryszna na palcach wszedł do pokoju i zobaczył, że zarówno pan N.
jak i jego guru śpią. Podszedł do pana N., dotknął jego ramienia
i powiedział po cichutku: "Panie N., panie N., niech się pan obudzi.
Prabhupad chciałby z panem porozmawiać. Niech pan przyjdzie
szybciutko". Pan N., wyrwany z drzemki, posłusznie wszedł do pokoju
Prabhupada, zapomniawszy o swym przyjacielu guru.
Prabhupad rozmawiał z panem N. przez dwie godziny i pod koniec
dyskusji uzgodnili nowe warunki sprzedaży. Tamala Kryszna i Śyamasundara
pracowali w oddzielnym pokoju. Sporządzili projekt umowy i przepisali
go na maszynie, podczas gdy Prabhupad i pan N. ustalali ostateczne kwestie
prawne. Następnie pan N. podpisał umowę, podczas gdy jego przyjaciel guru nadal
smacznie spał.
Później tego samego dnia Tamala Kryszna zwierzył się Śrila Prabhupadwi:
"Ta sprawa tak bardzo mnie niepokoi, że nie mogę właściwie intonować
swoich rund".
"To jest naturalne" – odpowiedział Prabhupad. "Gdy jestem
zaniepokojony, mnie również się to zdarza".
"Ale widzę, że mimo to robię postęp duchowy" – przyznał Tamala
Kryszna.
Prabhupad skinął głową.
"Wcześniej zwykłem myśleć, jak uniknąć trudnych sytuacji" –
powiedział Tamala Kryszna. "Teraz jednak sądzę, że nie powinienem przed
nimi uciekać".
"Tak – powiedział Prabhupad – powinniśmy witać je z radością. Dzięki
nim możemy zrobić większy postęp".
Tego popołudnia Śyamasundara i Tamala Kryszna Goswami, razem z panem
N., odlecieli z powrotem do Bombaju. Zgodnie z nowymi warunkami
ISKCON zobowiązał się wypłacić panu N. pięć lakh rupii na poczet podatku
rządowego, a w zamian za to pan N. miał nadać ważność dokumentowi. Ustalono
również nowy limit czasowy – trzy tygodnie – bhaktowie będą musieli więc
działać szybko. Prabhupad wkrótce osobiście przyjedzie do Bombaju, aby załatwić
tę sprawę raz na zawsze.
Bombaj 25 listopada 1972 roku
Chociaż Prabhupad przyjechał do Bombaju z nadzieją zakończenia sprawy
związanej z nabyciem ziemi, pan N., pomimo nowej umowy, nadal zwlekał.
Oczywiste było, że tego rodzaju taktyka była częścią planu oszukania ISKCON-u.
Prabhupad czekał w Bombaju przez wiele dni i w końcu udał się na
pandal do Ahmedabadu. Pozostawił swoim uczniom instrukcje, aby zgodnie
z nowymi warunkami uzyskali potwierdzone notarialnie przepisanie prawa
własności lub odzyskali dwie lakhy rupii wpłacone jako zaliczkę.
Jednakże kiedy Śrila Prabhupad wyjechał z Bombaju, Śyamasundara, Tamala
Kryszna Goswami i inni zaczęli mówić o tym, że nawet gdyby pewnego
dnia otrzymali dokument przepisania prawa własności ziemi w Juhu, to
i tak zagospodarowanie jej w taki sposób, jak wyobrażał to sobie
Prabhupad, będzie rzeczą praktycznie niemożliwą. Śyamasundara argumentował, że
nawet jeśli otrzymają ziemię, to jak mogą się spodziewać, że w tej dżungli
wzniosą ogromną świątynię i hotel? To jest po prostu niemożliwe. Tymczasem
Prabhupad z Ahmedabadu nadal prowadził swą kampanię na rzecz Juhu
i poprosił pana N. oraz pana D., aby przybyli do niego i spróbowali
uporządkować sprawy. Oni jednak nie przyjęli zaproszenia.
W Bombaju bhaktowie dowiedzieli się, że jeśli chcą odzyskać pieniądze, które
wpłacili jako zaliczkę, jak również sumę pięciu lakh rupii, którą zdeponowali
na poczet podatku, to muszą unieważnić nową umowę. Byli zdezorientowani,
a czas przewidziany umową szybko dobiegał końca.
Pewnego ranka do Ahmedabadu przybyła z Bombaju jedna z uczennic
Prabhupada, Viśakha-devi dasi. Prabhupad zawołał ją i natychmiast wysłał
z powrotem do Bombaju z wiadomością. Pełen obaw, czy jego liderzy
w Bombaju nie podjęli niewłaściwej decyzji i nie zrezygnowali
z ziemi, kazał przekazać im polecenie, by w żadnym wypadku nie unieważniali
umowy z panem N. Powiedział: "Nie jest to misja dla kobiety, ale
każdy tutaj albo zaangażowany jest w pandal, albo nie jest z nami na
tyle długo, by podjąć się tego zadania".
Viśakha wsiadła do pierwszego pociągu wyjeżdżającego z Ahmedabadu
i następnego dnia rano przybyła do Bombaju. Ale przewidywania Prabhupada
już się sprawdziły: bhaktowie unieważnili umowę sprzedaży. Byli przekonani, że
nabycie tej ziemi byłoby błędem, a ich prawnicy zgodzili się z tym
i zaznaczyli, że jeśli bhaktowie chcą odzyskać pieniądze, powinni natychmiast
unieważnić umowę. Kiedy bhaktowie otrzymali wiadomość z Ahmedabadu, byli
zakłopotani. Prawnie ich sytuacja była teraz fatalna, nie mieli żadnego prawa
do ziemi. I nie spełnili pragnienia Prabhupada! Giriraja zadzwonił do
Prabhupada, aby poinformować go o tym, co się stało.
"Tu Bhaktivedanta Swami" – rozległ się w słuchawce głos
Prabhupada Giriraja powiedział, że z Ahmedabadu przyjechała bhaktinka
z wiadomością. "Tak, tak – odpowiedział Prabhupad – o co
chodzi?" W końcu Giriraja wykrztusił, że unieważnili umowę sprzedaży.
Prabhupad milczał przez chwilę. Następnie głosem, który wyrażał zarówno gniew,
jak i rezygnację, powiedział: "A więc wszystko przepadło".